Uwaga, uwaga Kochani!
Pablito wrócił wcześniej do domu!
Cieszycie się? ;)
Było właśnie popołudnie i przygotowywałam obiad dla siebie i chłopaków. Dzisiejszego dnia w menu był kurczak z frytkami i surówka. Musiałam zrobić coś innego, bo Edward od paru dni nie dopuszczał mnie do garów i gotował na zmianę spaghetti, pomidorową, albo rybę. I nie dlatego, że nic więcej nie umiał - wręcz przeciwnie, był wspaniałym kucharzem i potrafił chyba naprawdę wszystko - tylko dlatego, że bardzo mu to smakowało i miał na to ochotę. Okej, zrozumiem raz, drugi, trzeci... Ale już trylionowy? Może trochę przegięłam, ale w każdym razie miałam już tego z Michaelem serdecznie dość... Dlatego skorzystałam z okazji, że Edward gdzieś wyszedł i zanim to zrobił przygotowałam sobie wszystko i jak tylko nie było go już w domu, wrzuciłam na ogień, gdy wrócił był nieco przybity, bo wrócił właśnie z zakupów, na których kupił rzeczy na spaghetti, ale mimo to i tak obiad bardzo mu smakował, co mnie jednocześnie ucieszyło. Podczas posiłku, jednak było można usłyszeć pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy się na siebie. Każdy proszącym wzrokiem, który mówił "proszę, ty idź...". No więc, zdecydowałam, iż to nie ma sensu.- Ja już pójdę. Jedzcie, skoro wam tak smakuje. - wstałam od stołu.
Otworzyłam je i pierwsze co, a raczej kogo zobaczyłam to...
- Pablo, wróciłeś wcześniej!
- Angie, Najdroższa... Tak bardzo tęskniłem! - przytuliliśmy się, a z oczu popłynęły mi łzy.
Nasze usta złączyły się w długo oczekiwanym pocałunku. Nie mogłam uwierzyć, że skrócił sobie tam pobyt aż o połowę... Bałam się, że zaraz się obudzę i ten dzień okaże się tylko wspaniałym snem... Lecz nie. On nadal trwał, to działo się naprawdę... Pablo wszedł do środka razem z walizką, którą zostawił w przedpokoju i wszedł do kuchni.
- Dzień dobry i smacznego. - przywitał się. - Mmm... Jakie pyszności. Kto robił obiad?
- Pablo, stary! Wróciłeś. - ucieszył się Edward.
- Cześć synu. - powiedział Michael. - Tęskniliśmy za Tobą.
- Hej, hej, ale powiedzcie mi... Kto robił ten wspaniale pachnący i cudnie wyglądający obiad?
- Ja. - odpowiedziałam. - Ale niestety dla Ciebie nie ma... Nie spodziewałam się Ciebie. To znaczy, fajnie, że w końcu jesteś, ale nie sądziłam, że przyjedziesz tydzień przed zapowiedzianym przyjazdem.
- Też się cieszę, że w końcu was wszystkich widzę. Oczywiście oprócz mojej córki, ale domyślam się, że śpi.
- I dobrze się domyślasz. - usiadłam do stołu. - Poczekaj, dokończę obiad i coś porobimy, dobrze?
- Okej... Ja pójdę się rozpakować.
Poszedł na górę razem z walizką, a ja pośpieszyłam się z obiadem, żeby jak najszybciej z Nim pogadać. Skończyłam po dobrych pięciu minutach. Gdy to zrobiłam wstawiłam talerz do zlewu i wychodząc z kuchni powiedziałam:
- Później pozmywam! - lecz i tak wchodząc na górę usłyszałam jak woda leci z kranu, co najprawdopodobniej znaczyło, że Edward zaczął zmywać za mnie. Gdy wbiegłam na górę, do sypialni, zobaczyłam coś bardzo uroczego... Mianowicie Pablo trzymał na kolanach Martinę... Tak to ładnie wyglądało...
- Obudziła się panienka... - powiedziałam podchodząc do nich. - Już jestem wolna.
- To bardzo fajnie. - powiedział biorąc dziecko na ręce. - Chodź...
- Dokąd idziemy? Nie chciałbyś odpocząć?
- Nie...
Zeszliśmy na dół i mój mąż zostawił nasze dziecko pod opieką dziadka. Zaczęliśmy gdzieś iść na nogach... Trzymaliśmy się wtedy za ręce... Pamiętam, że bardzo długo rozmawialiśmy... Oczywiście to ja bardziej nawijałam niż Pablo, ale on też mi trochę poopowiadał. Między innymi o tym, co zobaczył na tym swoim długim pobycie we Włoszech... Kiedy prawie doszliśmy na miejsce, mój mąż zasłonił mi oczy. Zrobiliśmy kilkadziesiąt kroków i odsłonił mi je. Zobaczyłam wielkie jezioro. Zaprowadził mnie na kładkę, na której końcu była łódka. Poszedł przodem i chciał ustąpić mi miejsca przy wchodzeniu na nią oraz pomóc w ogóle się na nią dostać, lecz ja odparłam:
- Wiesz, że boję się pływać łódkami?
- Ze mną nie musisz.
- Dobrze... Ufam Ci... - złapałam się Jego ręki i przy tej pomocy dostałam się na naszą malutką łódź.
Następnie wsiadł on i podał mi kapok. Ubraliśmy się w te kamizelki ratunkowe i mój mąż zaczął wiosłować. Wypłynęliśmy jakoś tak na środek jeziora i Pablo wyjął zza siebie koszyk, taki piknikowy. Wyjął z niego dwa kieliszki.
- Pablo... Wiesz, że ja nie mogę pic... - odparłam.
- Wiem... Dlatego też zamiast wina, mam wodę gazowaną. - wyjął z kosza butelkę wody.
- To takie urocze... - uśmiechnęłam się.
Rozlał nam to do kieliszków i napiliśmy się po jednym, malutkim łyku.
- Ti amo, Angie. - powiedział. - To jedyne czego nauczyłem się tam we Włoszech. - uśmiechnęłam się.
- Ti amo, Pablo. - pocałowałam Go w policzek.
Papam! Pablo wrócił! Uśmiechy na twarzach ;D.
Wiecie jaka głodna się zrobiłam pisząc początek?? xD
Raczej dzisiaj nie pojawi się już jeden z zaległych rozdziałów,
bo mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia :/.
Jak do końca sezonu się nie pojawią,
to przynajmniej będę z Wami o cztery dni dłużej :).
Papa! Dobranoc! ;*
bloggerka
Rozdzial cudny.(jak zawsze)
OdpowiedzUsuńPs. Czemu nie masz ask'a??
Pozdrawiam :*
A dziękuję :)).
UsuńStwierdziłam, że znowu oczy mi wróciły do dawnego stanu,
a nawet takie dwie-trzy minuty zawsze coś tam dadzą. ;P
Nieco za długo na nim siedziałam,
mimo, iż nawet nie dostawałam prawie pytań,
ale zawsze coś tam robiłam.
Tak to moje oczy mają chwilę wytchnienia ;).
Ale za jakiś czas do niego wrócę.
Może jak skończę drugi sezon? - Żeby był ze mną jakiś kontakt?
Muszę nad tym pomyśleć :D.
Także pozdrawiam ;*.
Oo jaki słodki koniec ;3 Od tego zdjęcia obiadu aż zeobiłam się głodna :p Pablo wrócił jeeeeee :D
OdpowiedzUsuńJa jestem cały czas głodna patrząc na to zdjęcie xD.
Usuń