sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 63 - Nareszcie wolność!

To dla Was wszystkich,
moi kochani czytelnicy! ♥
- Dzień dobry, przyszliśmy odwiedzić Pabla Galindo. - przywitałam się z policjantem.
- Przykro mi, lecz na spotkanie z Nim może przyjść jedna osoba na raz.
- Nie da się dla nas zrobić wyjątku? To jest bardzo skomplikowana sytuacja rodzinna.
- Jeśli mnie pani wtajemniczy w szczegóły, to jest taka opcja.
- Otóż, ten pan, który stoi obok mnie, to ojciec Pabla, Michael Galindo. Mężczyźni są ze sobą skłóceni już od paru dobry lat i postanowiłam, że pomogę im się pogodzić.
- Z raportu wynika, że pani zna pana Pabla prawie piętnaście lat. Nic pani wcześniej o tym nie wiedziała?
- Dopiero, gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, Jego ojciec postanowił wrócić do Buenos Aires i odnaleźć swojego syna, lecz nie za bardzo mu się to udało, gdyż jego syn był bardzo rozzłoszczony na niego, lecz, gdy poznałam historię, jak on szukał Go przez lata wzruszyłam się i postanowiłam, że tak nie może być. Mój mąż na pewno nie chciał by tego. Jeśli się z nim nie pogodzi, to będzie największy błąd, jaki popełnił w życiu.
- Och, wzruszyłem się... - odparł policjant.
- Naprawdę?
- Nie, ale możecie wejść oboje. - wstał z krzesła i poprowadził nas do sali odwiedzin, w której byłam już nie raz.
- Witaj, Najdroższa! - przywitał się, lecz chwilkę później zobaczył swojego ojca w drzwiach. - Co on tutaj robi?
- Musisz się z nim pogodzić, Pablo! Jeśli nie teraz to kiedy?
- Nigdy, albo w innym życiu. - powiedział mój mąż. - Panie władzo. Nie mam o czym rozmawiać z tymi ludźmi. Proszę ich wyprowadzić.
- Proszę wyjść. - poprosił nas policjant.
Jak nam kazali, tak też zrobiliśmy. Wyszliśmy z sali odwiedzin i stanęliśmy na korytarzu. Michael wyglądał na przygnębionego.
- Nie martw się. Porozmawiam z Nim. Jeszcze zmieni zdanie.
- Dziękuję Ci dziecko, że tak wiele robisz, aby mi pomóc, mimo, iż tak wrednie Cię potraktowałem.
- Też kiedyś popełniłam taki błąd, jaki popełnia teraz Pablo. Radził mi tak samo, abym się pogodziła i zakończyła ten topór wojenny, lecz ja Go nie posłuchałam i, gdy się ocknęłam, aby to zrobić, było już za późno...
W tej chwili, na posterunek policji, weszła Ami. Myślałam, że zaraz ze złości wybuchnę.
- Proszę pana! To nie Pablo! To ona to wszystko zmyśliła. - zaczęłam krzyczeć.
- Ale to nie ja!
- Nie kłam. Proszę cię... - powiedział ojciec Pabla. - Wszyscy dookoła wiedzą, że to ty... Jeśli nie, to ja mogę to potwierdzić.
W tej chwili mój mąż przekonał się, że ojciec naprawdę Go kocha. Widział to wszystko, co się tutaj działo. Wyznał prawdę przed policją, że to on mnie uprowadził, z własnej woli... Nikt go do tego nie zmuszał, a jednak to zrobił...
- To ja uprowadziłem Angie... - dokończył. - Byłem zazdrosny o swojego syna... Teraz żałuję tego bardzo, lecz nie da się już nic z tym zrobić i ja to dobrze wiem... Ale wracając do Amelii... Ona pomogła mi uprowadzić moją synową.
Jak skończył wypowiadać ostatnie zdanie, policja wzięła kajdanki i zakuła go razem z Ami, następnie zabierając ich najprawdopodobniej do jakiejś celi.

Następnego dnia, mój mąż wyszedł na wolność. Wrócił do domu sam, bo nie przyszłam po Niego. Drzwi się otworzyły...
- Najdroższa, dlaczego nie przyszłaś po mnie?
- Powinieneś mu przebaczyć! - powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Nagle jesteś przeciwko mnie?
- Pablo? Czy Ciebie to naprawdę nie poruszyło?
- Co mnie miało poruszyć?
- Jak to co? Twój ojciec poświęcił się specjalnie dla Ciebie, żebyś nie spędził więcej życia za kratkami. Przyznał się i poszedł siedzieć za Ciebie. Powiedział, że porwał mnie, bo bał się, że całkowicie odizoluję go od Ciebie, ale mimo wszystko zrozumiał swój błąd. Ja Ci dobrze radzę, wybacz mu póki jeszcze możesz. Pamiętasz? Ja też sądziłam, że już nigdy nie będę chciała się pogodzić ze swoją matką, i co? Teraz, gdy już jej nie ma, tęsknię za nią i żałuję swojej decyzji.
- Angie, ale mój ojciec, to zupełnie inna sprawa!
- Gdy tu wrócił poczułeś się oszukany, niepotrzebny i wściekły? Też tak miałam. Będziesz żałował swojego błędu do końca życia, zobaczysz. A i chcę Cię o jeszcze jednym poinformować.
- No zaskocz mnie.
- Będę zeznawała w sądzie, aby Twój ojciec dostał mniejszy wyrok.
- Jak możesz mi to robić? Myślałem, że mnie kochasz.
- Kocham Cię, dlatego też to robię. Kiedyś zrozumiesz, ile to dla Ciebie znaczy.
- Czuję się, jakbyś wbiła mi nóż w plecy.
- Ja się czułam tak samo, kiedy wolałeś się spotykać z Ami, niż ze mną. Non stop słyszałam, widziałam i czułam tą kobietę w naszym domu, albo na spacerze. Ja także poczułam się oszukana!
- Przez kogo?
- Przez kogo?!? Przez Ciebie! Czułam się jak piąte koło u wozu... Czułam się, jakbyś mnie zdradzał...
- Angie, Najsłodsza... Co Ty opowiadasz?
- Tak... Tak się właśnie czułam... Czułam się nie potrzebna...
- Kochanie, tak strasznie Cię przepraszam. - przytulił mnie. - Byłem samolubem i myślałem tylko o sobie... Nie pomyślałem, że przez to, iż spotykam się tak często z Ami, możesz czuć się urażona...
- Dobrze, już się nie gniewam... - uśmiechnęłam się. - Ale do sądu, i tak ze mną idziesz, i tak!
- Muszę?
- Musisz.
- No niech Ci będzie...
- Czy nasze życie zacznie się w końcu układać?
- Tak. Mam nadzieję, że tak...

- Nazywam się Angeles Saramego. Mieszkam w Buenos Aires i uczę tam w szkole Studio 21. Na początek zeznań chciałabym, poprosić o mniejszy wyrok dla pana Galindo. Otóż... nie wiem w jaki sposób mam to panu wytłumaczyć, lecz on porwał mnie tylko dla dobra syna...
- Jak można porwać kogoś, dla dobra swojego dziecka? - zdziwił się sąd.
- Raczej pan tego nie zrozumie... Lecz chciałabym, aby wszyscy obecni tutaj na sali, wiedzieli, że ja nie mam mu za złe tego, co się przytrafiło.
- Dziękuję pani, może pani usiąść na miejsce. - powiedział sędzia. - Zapraszam na salę, pana Pabla Galindo.
W tej chwili mój mąż wkroczył na salę i podszedł do barierki.
- Jest pan spokrewniony z oskarżonym?
- Tak. Jestem jego synem.
- W takim razie, może pan odmówić składania zeznań. Jaki jest pański wybór?
- Ja...
----------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę, że to już dwa miesiące!

Czas na małe podsumowanie:
Opublikowane komentarze: 560
Kto najczęściej komentował?: Angeles Saramego, Amistad para siempre
Liczba wyświetleń dzisiaj: 34
Posty: 67
Najwięcej było Was tu w dniu: 1 listopada 2013 r. (183 wyświetlenia)
Najchętniej czytany rozdział: Rozdział 9 - Jesteś taka piękna, Angie... (299 wyświetleń, 8 komentarzy)
Strona, na którą najczęściej wchodzicie: Spoilery :)) (413 wyświetleń, 16 komentarzy)
Gdzie mnie czytają?: Polska (6908), Rosja (190), Stany Zjednoczone (151), Niemcy (23), Ukraina (9), Serbia (8), Malezja (3), Wielka Brytania (2), Korea Południowa (2), Wenezuela (2), Francja (1).

Dziękuję Wam za to wszystko, całuję i pozdrawiam!
bloggerka

Ps. Tak naprawdę to blog skończył 2 miesiące w czwartek, lecz w tygodniu ciężko napisać coś dłuższego, dlatego dzisiaj pojawił się długi rozdział oraz podsumowanie :D.
Ps.2. Był ktoś z Was już na "Krainie Lodu"? Jakie wrażenia? A może ktoś się wybiera? Ja właśnie idę jutro.
Ps.3. Skleroza podobno nie boli... Słuchaliście już płyty Lodovici "Universo"? Jaka piosenka Wam się najbardziej podoba? Mnie "I only want a be with you" :)).
Ps.4. Rozdział jutro pojawi się, albo między 14:30-15:00, ablo między 18:00-20:00, gdyż na 16:00 grają w kinie "Krainę Lodu", a w domu będę ok. 14, bo będę u babci (bez Internetu).
Ps.5. Co sądzicie o nowym tle? :D

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 62 - Cała prawda wychodzi na jaw...

Dla pewnej osoby.
Dziękuję Ci za to, co dzisiaj dla mnie zrobiłaś, przyjaciółko!
Szykowałam się właśnie, na odwiedzenia Pabla, w więzieniu. Miałam już wychodzić, lecz zapomniałam z góry torebki. Gdy po nią poszłam, usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je.
- Po co tutaj przyszedłeś?
- Przyszedłem Was odwiedzić.
- Nas? Masz czelność tutaj jeszcze przychodzić?
- Kiedy Wy w końcu zrozumiecie, że się zmieniłem?
- Nie mam czasu z tobą rozmawiać. Śpieszę się. - powiedziałam i wyszłam z domu.

- Nie zgadniesz, kto dzisiaj był u nas, w domu...
- No, kto?
- Twój ojciec.
- Ten debil? Mam nadzieję, że z nim nie rozmawiałaś...
- Nie no coś Ty... Sądzi, że się zmienił.

- Znowu tutaj jesteś?
- Dopóki mi nie przebaczycie nie wyjadę stąd! - złapał mnie za rękę.
Wtedy odczułam, że już kiedyś ktoś o podobnych dłoniach mnie dotykał. Zerknęłam na jego dłoń. Nie wierzyłam, że miał taki sam tatuaż... "I'll always love You..."
- To ty! Ty mnie uprowadziłeś!
- Angeles, o co Ty mnie oskarżasz?
- Masz taki sam tatuaż jak ten porywacz, a Ami to przecież Amelia! Wy razem współpracowaliście! Ja Mu wszystko powiem! Ja wszystko opowiem Pablowi!
- Nie, nie możesz tego zrobić!
- Trzeba było mnie nie uprowadzać! Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo nie mogę znieść tego, że mój syn już dorósł, rozumiesz? Ja nadal chcę przy Nim być... Nie chciałem, aby jaka kol wiek dziewczyna stanęła między nami...
- Ale ja nie staję między wami! To przez twoją głupotę nie możecie znaleźć wspólnego języka.
- Tak, wiem... Szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałem... Ty jesteś jedyną dziewczyną, która nadaje się dla mojego Pabla...
Mimo, że zachował się wobec mnie wcześniej tak podle, to i tak się wzruszyłam. On jednak zrobił to wszystko z miłości do Niego...  Chciał odzyskać syna... Muszę poważnie porozmawiać z Pablem, aby pogodził się ze swoim ojcem, bo szybko może go stracić i już więcej nie zobaczyć... Może popełnić ten sam błąd co ja... Nie powinnam do tego dopuścić...
- Nie doniosę na ciebie. - postanowiłam. - Ale na Ami tak. Co jej obiecałeś?
- Pieniądze... Każda naiwna na to leci, dlatego sądzę, że ty jesteś wyjątkowa.
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział taki krótki, lecz czas mnie gonił niemiłosiernie!
Lecz nie martwcie się - jutro będzie dłuuuugi :))
A teraz spadam i idę oglądać "Listy do M."


Miłego weekendu!
bloggerka

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 61 - Co z Pablem?

Fani Pablita...
rozdział może Was rozczarować.

♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Wbiegłam na komisariat cała zdyszana, a tuż za mną Violetta.
- Angie, oszalałaś?
- Nie. - odpowiedziałam jej.
Zaczęłam szukać jakiegoś policjanta. Akurat natknęłam się na tego, który prowadził sprawę Pabla i za bardzo mnie nie lubił...
- Wiem kto to ta Amelia! - powiedziałam stanowczo.
- No niech mnie pani zaskoczy...
- Ta Amelia, to dziewczyna z ksywką Ami!
- Jest pani naprawdę bardzo mądra, ale teraz proszę dać mi pracować...
- Ale pan nie rozumie! Ami była ze mną wtedy, gdy była porwana!
- Jak to?
- Tak to! Ja też zostałam wtedy porwana, a mnie mój mąż by nie uprowadził, to chyba logiczne, tak?
- Proszę, pani. Opowiada pani jakieś pierdoły. Jeśli chcę się pani spotkać ze swoim mężem, to proszę przyjść jutro w godzinach odwiedzin.
Zrezygnowana wyszłam z budynku. Ale dlaczego ten idiotyczny policjant mnie nie wysłuchał? No na 100% Ami to wszystko wymyśliła.

- Halo?
- Pani Galindo?
- Tak, słucham...
- Pani mąż... pragnie, aby pani Go dzisiaj odwiedziła. Czy to jest możliwe?
- Dzisiaj niestety nie... Proszę Mu przekazać, że będę jutro. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Nie potrafiłabym się z Nim teraz zobaczyć... Co by mi chciał powiedzieć? Że mnie kocha? Albo, żebym zawołała Ami, bo nie może się do niej dodzwonić...

- I co z Pablem? - zapytała Violetta przez telefon.
- Wczoraj dzwonił do mnie policjant i... powiedział, że Pablo chce się ze mną spotkać, lecz stwierdziłam, że nie jestem jeszcze gotowa na spotkanie z Nim... Idę go dzisiaj odwiedzić. Właśnie jestem w drodze.
- Tu już Ci dłużej nie przeszkadzam. Powodzenia! - rzuciła nastolatka i się rozłączyła.
Weszłam na komisariat, a tam zobaczyłam... Ami! Już po prostu miałam jej dość!
- Cześć, co tutaj robisz? - zapytała bezczelnie.
- Jak to: co tutaj robię? Przyszłam odwiedzić Pabla.
- Naprawdę? Ja też.
Zapadła cisza. Usiadłam sobie wygodnie w fotelu.
- Ciepło dzisiaj, prawda? - zapytałam.
- Tak, tak... Bardzo...
I znowu cisza. Zanim przyszedł policjant, aby nas wpuścić do Pabla, minęło parę długich chwil.
- Tęskniłam za tobą!
- Ja za Tobą też! - nowa przyjaciółka mojego męża rzuciła Mu się na szyję.
Normalnie myślałam, że za chwilę zwymiotuję. Tak chciał się ze mną spotkać, a tu proszę. Woli się pierw przywitać z Ami, niż ze mną.
- Chciałeś się ze mną widzieć... - powiedziałam. - Po co?
- Bo chciałem z Tobą porozmawiać.
- I tylko tyle? Porozmawiać to widzę, że wolisz ze swoją przyjaciółeczką Ami, a raczej Amelią! - krzyknęłam.
- Amelią? - zdziwił się.
- Y... - dziewczyna się zawahała. - Nie wiesz, że ja tak mam na imię?
- Pierwsze słyszę.
- Och, bo Ty zawsze byłeś taki roztrzepany! - uśmiechnęła się.
- Pani to Amelia, która złożyła donos na Pabla Galindo? - zapytał policjant.
- Ami... Zrobiłaś to? - zdziwił się mój mąż.
----------------------------------------------------------------------------------
Jak się podobał dzisiejszy rozdział? - Komentujcie!
Przepraszam, że dzisiaj tak późno, ale przynajmniej jest ;D

Pozdrawiam
bloggerka

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 60 - Rozmowa z dzidziusiem

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego rozdziału
osoby, które nie doceniają jakie wspaniałe jest życie
zaczną z niego korzystać...
Był jesienny, deszczowy dzień. Nudziłam się i to okropnie. Pablo był w więzieniu, Violetta zapewne gdzieś z Diego, German z Esmeraldą... W jednym słowie - nuda! Usiadłam na sofie i zastanawiałam się, co bym porobiła w taki okropny dzień. "Może poczytam książkę? - Nie chce mi się.", "Telewizja? - Same nudy." Dotknęłam swojego brzucha, który był już całkiem sporo zaokrąglony (no, bo w końcu to już czwarty miesiąc). Możecie uznać, iż zwariowałam, lecz zaczęłam mówić do swojego jeszcze nienarodzonego dziecka.
- Pewnie zastanawiasz się, gdzie podział się twój tatuś, co? Otóż twojego tatusia zamknęli. - powiedziałam. - Twój tatuś podobno zrobił krzywdę innej osobie... o ile to On jest Twoim tatusiem...
Słowa 'tatuś' i 'mamusia' od zawsze uwielbiałam mówić. Od czasów małolatki, aż do teraz. Zawsze uważałam, że to jedne z najpiękniejszych słów, jakie można usłyszeć od dziecka. Nie ważne czy ma cztery lata, czy piętnaście zawsze miło rodzicowi usłyszeć: "Kochana mamusiu...", "Najwspanialszy tatusiu...". Lecz oczywiście jedno najpiękniejsze i najważniejsze słowo to: "Kocham". Z tym słowem najczęściej się spotykam. A to w Studio: "Violetta, kocham cię.", a to w Resto Band: "Kocham twojego brata - Luce.", ale najczęściej słyszę je w domu, gdy mój mąż przynosi mi śniadanie, wraca skądś...
- Moje życie nabrało sens, dopiero wtedy, gdy Go poznałam... Lecz szkoda, że dopiero teraz to doceniłam... - powiedziałam.
I taka była prawda. Dlaczego tak późno docenia się rzeczy, które się ma? Bo doceniamy je dopiero wtedy, gdy je tracimy, bądź już straciliśmy. Całe szczęście, że dla mnie nie było jeszcze za późno... Po tym, jak cały świat zaczął mi się zawalać, nastały nowe, lepsze dni, które pamiętam do dzisiaj, a o złych staram się zapomnieć... We wróżki się nie wierzy, prawda? Ale akurat wróżka, u której byłam powiedziała mi jedno mądre zdanie: "Wykorzystaj te dni, które będą szczęśliwe, bo inaczej wszystko co przeżyjesz, przeleci Ci przed oczami i zanim się obejrzysz będziesz już stara..." - i tu miała rację...
- Miejmy nadzieję, że niedługo wyjdzie z więzienia... - kontynuowałam rozmowę z dzieckiem. - Twój tata, to dobry człowiek i nikogo by nie skrzywdził... Pani Amelia... Mówi ci to coś? Bo mnie tak właściwie nic... - sięgnęłam po kartkę i zapisałam jej imię na niej. - A-melia... A-m-e-l-i-a... Kto to może być? - w tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. - Chodź maluszku, pójdziemy otworzyć.
Ruszyłam się z kanapy. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, gdy doszłam otworzyłam je. Stała w nich...
- Hej, Angie. - przywitała się Violetta. - Pomyślałam, że czujesz się samotna i wpadłam do Ciebie.
- A ty nie miałaś dzisiaj randki z Diego?
- Miałam, ale odwołałam. Diego zrozumiał Twoją sytuację i nie gniewał się. Zaproponował nawet, że przyjdzie tutaj ze mną, lecz pomyślałam, że może spędzimy taki 'babski dzień'?
- Tak, pewnie wchodź. - wpuściłam nastolatkę do środka.
Dziewczyna ruszyła do salonu. Zauważyła na stole leżącą kartkę z imieniem.
- Amelia? Kto to? - zapytała.
- Sama bym chciała wiedzieć...
- Amelia... - mruknęła dziewczyna pod nosem i w tej właśnie chwili mnie olśniło.
- Już wiem kto to! - powiedziałam i ruszyłam szybko w stronę komisariatu.
----------------------------------------------------------------------------------
Co sądzicie o dzisiejszym rozdziale? - Komentujcie!
Martwi mnie to, że wczoraj nie pojawił się żaden komentarz :(.

A co do tajemniczej Amelii, to macie jakieś propozycje, kto to może być? :)))

Uściski :)
bloggerka

Ps. "Piosenka na dzisiaj" dzisiaj na wesoło.

Pewnie każdy z Was ją już słyszał, lecz słuchałam jej do tego pisania rozdziału :D.
Nie wiem jak Wy, ale ja ją uwielbiam!
"What does fox say?" xD

wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 59 - Posądzony niewłaściwie

Dla tych, którzy boją się
wyznać prawdę...
Moje życie kręciło się przez tydzień tylko w okół jednej osoby... "Idę się spotkać z Ami.", "Zgadnij, kto dzisiaj nas odwiedzi - Ami.", "Zaprosiłem dzisiaj Ami na obiad." - nic tylko ciągle Ami i Ami... Jakby nikogo innego nie znał... Zaczął o mnie zapominać... Gdyby nie jedno wydarzenie w moim życiu, pewnie nic bym z tym nie zrobiła...

Pewnego dnia, siedziałam sobie w domu, konkretniej w salonie, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Pablo wstał i otworzył, bo oczywiście spodziewał się swojej najlepszej przyjaciółeczki...
- Pan Pablo Galindo? - w drzwiach stała... policja.
- Tak, a o co chodzi?
- Musi pan pójść z nami... - założyli Mu kajdanki i wyprowadzili z domu.
Pablo? Aresztowany? Za co? To było bardzo dziwne... Siedziałam i zastanawiałam się nad tym. Minęła tak może godzina, może dwie... Gdy w końcu się namyśliłam, postanowiłam, że pójdę na komisariat i dowiem się, o co tak właściwie z tym wszystkim chodzi. Kiedy doszłam na miejsce dowiedziałam się bardzo szokującej rzeczy, a mianowicie...
- Pan Galindo został zaaresztowany za uprowadzenie i uwięzienie panny Amelii.
- Panny Amelii? - zdziwiłam się.
- Nie jestem upoważniony do zdradzenia jej nazwiska.
- Mogę się z Nim zobaczyć?
- Niestety dzisiaj nie. Odwiedziny dopiero jutro w godzinach 12-15.
- Dobrze, dziękuję. - powiedziałam i wyszłam.
Całą drogę powrotną zastanawiałam się co to za "panna Amelia". To musiała być osoba, która miała coś przeciwko Niemu... Hah... Pablo niby ma ręce 50 latka i dziarę?

- Angie, ale to nie ja!
- Ależ ja dobrze o tym wiem! Ktoś Cię w to wrabia...
- Przynajmniej Ty mnie rozumiesz... Jak dostałem się tylko do telefonu, próbowałem zadzwonić do Ami, ale nie odbierała.
No i znowu! Znowu ta cała Ami! Mimo, że jest moją przyjaciółką mam już jej po dziurki w nosie!
- Dlaczego o mnie zapomniałeś?
- Ja zapomniałem? Ja cały czas o Tobie pamiętam.
- Cały czas mówisz tylko o niej, spotykasz się z nią, chodzisz do kina z nią...
- Angie, ona jest po prostu tylko znajomą z podstawówki. Chcę odświeżyć z nią relację. Ja Cię bardzo kocham i nigdy bym Cię nie zdradził, wierz mi...
- No dobrze, dobrze... - uśmiechnęłam się.
Nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie. Miało już dojść do pocałunku, lecz w tej właśnie chwili wszedł do sali policjant i powiedział, że czas na odwiedziny już się skończył.

- Dlaczego Pablo nie przyszedł do pracy? - zapytał Antonio.
- A to Ty nic nie wiesz? - zdziwiłam się. - Zaaresztowali Go...
- Jak to? Co się stało?
- Policja sądzi, że to On mnie wtedy uprowadził...
- Co!?! To zniszczy reputację naszego Studia!
- A co cię tu obchodzi reputacja Studia? Twój najlepszy nauczyciel i przyjaciel wylądował w więzieniu, a ty nic z tym nie zrobisz? Nawet nie będziesz Mu współczuł?
- Masz rację... Przepraszam, Angie. Powinienem z Nim porozmawiać...

Właśnie dzięki temu aresztowaniu, odważyłam się powiedzieć Pablowi, że czuję się zazdrosna. Może, gdybym nie powiedziała tego wtedy, dziś nie była bym taka szczęśliwa?
----------------------------------------------------------------------------------
Końcówka napisana jak epilog, lecz nie miałam lepszego pomysłu.
Oczywiście wiadomo, że Angie będzie z Pablem na końcu :D
To mogę Wam zagwarantować :))

Pozdrawiam
bloggerka

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 58 - Wydostanę się stąd!

Dla mojej znajomej.
Nie będę zdradzała jej imienia,
gdyż mój blog czyta inna koleżanka
i nie chcę, aby dowiedziała się, 
dla kogo jest ten rozdział.
Ja i Ami siedziałyśmy w miarę spokojnie i rozmawiałyśmy sobie szeptem. Zwierzałyśmy się ze swoich sekretów, problemów... Poczułam się tak, jak bym znowu była w podstawówce... Znalazła prawdziwą przyjaciółkę... Taką od serca... Mimo, że byłyśmy uwięzione i mógł nas ktoś znaleźć i tak czułam się swobodnie rozmawiając z nią. Nie czułam strachu. Sądziłam, że to może już być przyjaźń na całe życie.
- A w kim się kochałaś w szkole? - zapytałam.
- Hm... Najbardziej, to podobał mi się w szóstej klasie taki...
W tej chwili mojej nowej znajomej przerwał koleś, który nas porwał. Właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Macie. - podał nam po butelce wody. - Ja wychodzę, ale wiedzcie, że na dole jest ochroniarz, który was pilnuje, a jak tylko dowiem się, że któraś z was próbowała uciec to pożałujecie oby dwie! - powiedział i wyszedł.
- Ami, rozumiesz to? On wyszedł. Możemy spróbować uciec!
- Ciszej Angie, bo jeszcze to usłyszy... Ja nie ruszę się stąd...
- Dlaczego?
- Jestem przykuta do ściany!
- Ja się stąd wydostanę, pójdę po pomoc i Ci pomożemy.
- Obiecujesz?
- Tak. Ja i mój mąż Ci pomożemy.
- Ale którędy ty chcesz wyjść? Przecież drzwi są zamknięte.
- Oknem.
- Dziewczyno, czyś Ty zgłupiała? Jesteś w ciąży!
- No i co?
- Tutaj jest tylko okno dachowe i najprawdopodobniej jesteśmy na strychu!
- Ale jeśli nie spróbuję stąd wyjść, to możemy tutaj zostać dopóki nikt nas nie znajdzie, a to może potrwać całe wieki! Co z tego, że noszę w sobie dziecko? Pewnie szybciej bym tutaj poroniła. Idę. - powiedziałam idąc w stronę okna.
- No dobrze, idź. Ale proszę, uważaj na siebie i na dziecko!
- Spokojnie, będę ostrożna. - powiedziałam wychodząc oknem.
Spokojnie wyszłam i zaczęłam się rozglądać. W okół siebie widziałam okolicę, której jak nigdy dotąd na własne oczy nie widziałam. Była bardzo piękna, jakby ktoś ją namalował...
- Angie, idziesz? - usłyszałam.
- Tak, tak...
Zeszłam delikatnie z dachu. Było to bardzo łatwe, gdyż był niski i nie stromy. Gdy tylko zeszłam wyszłam na chodnik i zastanawiałam się, w którą stronę mam iść. Zupełnie nie kojarzyłam tej okolicy, a najgorsza była moja obawa, że zostałyśmy wywiezione do innego miasta. Mogła bym tam stać i się tak zastanawiać, lecz na całe szczęście uświadomiłam sobie, że w każdej chwili nasz porywacz może wrócić i zobaczyć mnie stojącą na dworze. Postanowiłam biec przed siebie. Po dziesięciu minutach okolica wydawała mi się już całkiem znajoma i miałam rację! Skręciłam w prawo, a tam zobaczyłam... Studio! Akurat zetknęłam się z Pablem przy wyjściu.
- Pablo!
- Angie, gdzieś Ty była? Martwiłem się o Ciebie!
- Nie mam czasu na wyjaśnienia! Chodź szybko! Musimy jej pomóc!
- Ale komu?
- Powiem Ci po drodze. Chodź! - pociągnęłam Go za rękę.
Zaczęłam biec, a On za mną. Im byłam bliżej tego przeklętego budynku, tym bardziej się bałam, że spotkamy się z tym niedobrym człowiekiem, który uprowadził mnie i Ami, która stała się moją przyjaciółką. Po drodze opowiedziałam Pablowi o niej i o całej tej sytuacji. Dobiegliśmy do tego domu.
- Tutaj jest.
- Którędy wyszłaś?
- Tamtym oknem. - wskazałam. - Idziemy tamtędy?
- Chyba nie mamy innego wyjścia...
Zaczęliśmy się wdrapywać na dach. Pablo chodził za mną jak cień, żebym tylko nie spadła i nie uszkodziła naszego maluszka. Gdy doszliśmy do okna zapukaliśmy w nie, a Ami otworzyła je, lecz, kiedy tylko weszliśmy do środka otworzyła buzię ze zdziwienia i zapytała:
- Pablo?
- Ami? To Ty?
- Tak. Angie to Twoja żona?
- Tak, pobraliśmy się dwa miesiące temu...
- Skąd wy się znacie? - zapytałam.
- Z podstawówki... - odpowiedziała moja przyjaciółka, która nie odrywała wzroku od oczu mojego męża z wzajemnością. - Pablo, był moim chłopakiem...
Poczułam w sobie ogromny przypływ... zazdrości... Wiem, że mój Ukochany nigdy by mnie nie zdradził, czy zostawił, przecież On za bardzo mnie kocha, ale mimo wszystko... W ogóle myśl, że On mógł mieć inne dziewczyny niż mnie, dobiła mnie i to bardzo. Nie będę Mu robiła awantury w domu... Przecież, ja Go bardzo dobrze znam...
----------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak... Wiem, wiem...
Angie wychodząca oknem - głupota :D.
Pablo i Angie chodzący po dachu - większa głupota ;D.
A tak w ogóle, to chyba łatwo zauważyć, że uwielbiam kryminały, co? :))

Moja wyobraźnia nie zna granic.

Przetrwajcie ten długi tydzień!
bloggerka


Ps. Skąd wybór dzisiejszej "Piosenki na dzisiaj"?
Otóż słuchałam jej do pisania rozdziału.

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 57 - Porwanie

Dla mojego kuzyna,
który jest moim przyjacielem.
Był ciepły, słoneczny dzień. Właśnie skończyłam zajęcia w Studio i czekałam na Pabla, ponieważ mieliśmy wrócić razem do domu. Czekałam, czekałam i czekałam, a Go nie było... Gdzie On się mógł podziać? Zdecydowałam, że pójdę i zobaczę, czy nie ma Go w gabinecie dyrektora, lecz, i tam nikogo nie zastałam. Akurat, gdy wracałam do pokoju nauczycielskiego, spotkałam się z nim na korytarzu.
- Och, Pablo! Gdzie Ty się podziewałeś? Czekam na Ciebie i czekam, a Ty nie przychodzisz!
- No, tak. Dzisiaj środa. Niestety jeszcze nie skończyłem pracować... Jutro mamy przedstawienie, a Naty nadal nie umie tańczyć układu, Gregorio gdzieś zniknął, Beto natomiast zapodział gdzieś gitarę Tomasa i biedak nie ma na czym grac, Violetta się na niczym nie skupia, bo myśli ciągle o Diego, natomiast on myśli cały czas o niej. Antonia też wcięło nie wiadomo gdzie. Ja już nie wiem, co ja mam robić!
- Dobrze, dobrze... Już się tak nie złość...
- Przykro mi Angie, ale jak chcesz, żebyśmy wrócili do domu razem, to musisz jeszcze na mnie trochę poczekać.
- To ja już pójdę do domu, a przy okazji zrobię zakupy.
- Dobrze, to pa. - pocałował mnie w policzek.
- Cześć. Miłej pracy. - powiedziałam i wyszłam.

Szłam sobie ulicą, gdy nagle ktoś złapał mnie od tyłu i upadłam na chodnik. Odruchowo złapałam się za brzuch, bo bałam się o swoje dziecko. Obudziłam się w pomieszczeniu, w którym było bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła było małe okno dachowe. Rozejrzałam się w około. Byłam najprawdopodobniej na jakimś strychu...
- Pomocy!
- Do kogo Ty krzyczysz? Nie wiesz, że nikt Ci nie pomoże?
- Przepraszam, kim ty jesteś?
- Ja? Jestem Ami.
Zobaczyłam siedzącą w kącie kobietę. Wyglądała na trzydzieści lat. Była blondynką, a jej oczy całkowicie pasowały do jej włosów. Miała je takie jasno niebieskie. Były naprawdę jasne. Była szczupła i troszeczkę wyższa ode mnie.
- Angie. - przywitałam się. - Długo tutaj jesteś?
- Parę dni... Tydzień temu przyleciałam do Buenos Aires. Tutaj się urodziłam i chodziłam do szkoły. Chciałam po prostu zwiedzić stare kąty, lecz, gdy szłam do hotelu ktoś mnie napadł. A jak z Tobą?
- Kiedy wracałam z pracy, ktoś złapał mnie od tyłu. Bardzo się przestraszyłam. Upadłam na ziemię, urwał mi się film, a następnie obudziłam się tutaj.
W tej chwili do pokoju wszedł człowiek. Można było domyślić się, że był to mężczyzna. Zbierałam się na odwagę, aby powiedzieć cokolwiek. W końcu się zebrałam i zapytałam się cicho, lecz i tak mnie usłyszał.
- Kim Ty jesteś?
- Ja kim jestem? Nie poznajesz mnie?
Było ciemno. Nie widziałam za dużo, a na dodatek byłam okropnie przestraszona. Facet nie był jakoś specjalnie zamaskowany, tyle tylko, że miał na twarzy kominiarkę. Zauważyłam, że na nadgarstku ma tatuaż: "I'll always love You..."* Złapał mnie za rękę. Jego dłoń była bardzo ciepła.
- Nadal mnie nie poznajesz? - zapytał ponownie.
- Nie... - bałam się, że będzie chciał się do mnie dobrać.
Na szczęście puścił mnie i odszedł. Jego głos coś mi podpowiadał... Kim on może być? Po głosie i po wyglądzie jego rąk można było stwierdzić, że nie jest młody... Ma może około 50 lat...
- Po co mnie tutaj trzymasz? Po co nas tutaj trzymasz? - zapytałam z większym przekonaniem.
- Niedługo się dowiecie... Angie, w którym miesiącu ciąży jesteś?
- Skąd znasz moje imię i skąd wiesz, że jestem w ciąży?
- To nie Twoja sprawa. Powiedz mi, bo inaczej Twojemu dziecku może stać się krzywda.
- W czternastym tygodniu...
- Kto jest ojcem?
- Nie wiem...
- Oczywiście, że wiesz! Kto?!? Pablo czy German!?!
- A skąd ty to...
- To nie jest istotne! Kto jest ojcem!
- Mam ogromną nadzieję, że mój mąż...
- Czyli German, tak?!?
- Nie! Ja wyszłam za Pabla!
Mężczyzna otworzył szeroko usta (chyba ze zdziwienia), następnie wyszedł i zostawił nas z powrotem same.
----------------------------------------------------------------------------------
I co sądzicie? Czy Angie wydostanie się na wolność?
A co do porywacza to macie już jakiś podejrzanych?
* "Ja zawsze będę Cię kochać..."

Miłej niedzieli!
bloggerka

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 56 - Ja zostaję w Buenos Aires!

Dla wszystkich tych,
którzy musieli opuścić swoich bliskich...

♫ Piosenka na dzisiaj ♫
- Żegnaj, Angie! Będziemy zawsze o Tobie pamiętać!
- Żegnajcie kochani... - powiedziałam wsiadając do taksówki.
Czy w ten sposób zakończę kolejny rozdział mojego życia i rozpocznę nowy? Czy tak to ma wyglądać? Zacznę zupełnie nowe życie w Berlinie... Nowe miejsce... nowy język... nowi ludzie... Może tam też poznam takich przyjaciół, jak tutaj? Angie! Ile razy będziesz sobie wmawiała, że dobrze robisz? Ile razy będziesz się jeszcze okłamywać, że tego właśnie chcesz? Ile razy będziesz twierdziła, że jesteś szczęśliwa, chociaż tak naprawdę nie będziesz? Przecież to, co teraz robię to największy błąd mojego życia... Ta wróżka miała jednak trochę racji... Muszę korzystać z tych dobrych dni, a o złych zapomnieć...
Rozkazałam kierowcy zatrzymać samochód zanim zniknęliśmy za zakrętem. Wysiadłam z niego i stanęłam na chodniku. Spojrzałam się w stronę dzieciaków, które migiem (razem z Pablem, Germanem i pozostałymi dorosłymi) przybiegły do mnie.
- Nie chcę, aby to się tak skończyło. - powiedziałam.
- Ja też nie, ale nic nie poradzimy... - odparł Pablo.
- Ja nigdzie nie jadę. Mimo, iż by mi ktoś rozkazywał, zmuszał godzinami, to i tak ja tutaj zostanę! Tu jest mój dom i moje miejsce, i tutaj chcę być! Razem z wami wszystkimi! Nie chcę nigdzie jechać!
Wszyscy się zawiesili. Jakby zdziwili się tym, że postanowiłam to powiedzieć. Zerknęłam na mojego męża. Buzie miał otwartą ze zdziwienia, ale w oczach miał iskry szczęścia. Pewnie w duchu cieszył się jak dziecko. Tak samo German i Violetta. Po chwili ciszy dzieciaki otrząsnęły się i zaczęły mówić do mnie.
- To wspaniała wiadomość Angie!
W tej chwili doszedł do nas zmachany Antonio, który miał problem z utrzymaniem oddechu.
- Dlacze-dlaczego nie po-poje-pojechałaś? - zapytał.
- Za bardzo bym tęskniła, aby wyjechać... Przepraszam.
- Nie zmienisz zdania?
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Przepraszam Cię, Antonio... Zrozumiem jeśli zwolnisz mnie ze Studio, ale pojechanie tam, byłoby największym błędem, jaki bym popełniła... To tutaj mam rodzinę, przyjaciół... To tutaj się urodziłam i tutaj urodzić ma się moje dziecko... To tutaj się zadomowiłam i to tutaj mi najlepiej... Przepraszam, że Cię zawiodłam...
- Nie, Angie... To ja Cię powinienem przeprosić...
- Ty mnie? Za co?
- Zmusiłem Cię, abyś tam pojechała, bo nie pogodziłem się jeszcze ze śmiercią Angeliki... A Ty, jesteś tak bardzo do niej podobna... Nie tylko wyglądem, ale także charakterem... Macie wiele wspólnych cech, a raczej miałyście... Wiesz jak ciężko było mi widywać Cię codziennie? Więc, gdy tylko Marotti zaproponował mi, że możemy zrobić "wymianę nauczycieli", zgodziłem się od razu i pomyślałem o Tobie... Po raz kolejny Cię zawiodłem... Czy jeszcze kiedyś mi wybaczysz?
- Czy ja aż tak bardzo jestem do niej podobna?
- Kocham ją i Ty mi o niej cały czas przypominasz...
- To co robimy?
- Dobrze, zostaniesz w Studio... Zostań w Buenos Aires... Powiem Marottiemu, że zrezygnowałaś.
- Tak! Dziękuję Ci! - przytuliłam się do niego.
Moje życie po raz kolejny zaczęło nabierać sensu... Mimo, iż było tyle złych wątków, wszystkie kończyły się w sposób szczególny... A każdy w inny...
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam ponownie, że rozdział taki krótki.
Postaram się w weekend je przedłużać, lecz nie obiecuję, że się uda.
Mam jeszcze do napisania scenariusz, do przedstawienia,
a na dodatek piszę go z kumpelą i będą żelki więc... :D
Na pewno na przyszłą sobotę możecie spodziewać się czegoś dłuższego,
bo w końcu dzisiaj mija siedem tygodni bloga!


Pozdrawiam
bloggerka  

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 55 - Nadszedł czas pożegnania...

Z myślą o
60 odcinku "Violetty 2"...
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Siedziałam w domu i pakowałam się... Z każdą rzeczą pakowaną do walizki przypominałam sobie te wszystkie rzeczy, sceny jakie tutaj przeżyłam. Tą bluzkę miałam na randce z Pablem... A to pudełeczko jest od pierścionka zaręczynowego od Niego...
- Pomóc Ci się spakować? - mój mąż wszedł do pokoju.
- Będziesz za mną tęsknił? - zapytałam.
- Angie... - westchnął. - To, że odchodzisz, to najgorsza rzecz jaka mi się przytrafiła. Te sześc miesięcy, to będzie najdłuższe pół roku w moim życiu... Będę tęsknił nie tylko za Tobą, ale także za naszym maluszkiem...
- Mam nadzieję, że nie pośpieszy się z przyjściem na świat... - z oczu zaczęły spływać mi pojedyncze łzy.
- Ja też...  Nie płacz Najdroższa, proszę... Tak zarządził los... - przyłożył rękę do mojego lekko zaokrąglonego już brzucha. - Nie śpiesz się malutki...
- Albo malutka. - chciałam rozładować atmosferę.
- Musimy się pospieszyć, bo trzy godziny masz samolot.
- Tak, wiem...

- Angie, chcę Ci to dać. - w ręku trzymała pamiętnik Marii.
- Violu, ale naprawdę zostaw go sobie...
- Weź go. Proszę. Chociaż na czas pobytu w Berlinie. Będzie Ci o nas przypominał. Za każdym razem, gdy go otworzysz, przypomnisz sobie o Buenos Aires, o nas, o Studio...
- Dziękuję Ci. - przytuliłam się do niej.
W tej chwili zobaczyłam Pabla, za którym szła cała grupka uczniów ze Studia.
- Hej, Angie!
- Witajcie kochani! - przywitałam się. - To Twoja sprawka? - zapytałam mojego męża.
- Do połowy... Wczoraj poprosili mnie, abym ich tutaj przyprowadził. Tak nalegali, że ciężko było się nie zgodzić.
Zaczęłam się do każdego z osobna przytulać. Wszyscy mieli smutne miny, a dziewczyną spłynęło po twarzy kilka łez. Nawet Ludmile.
- A German nie przyszedł? - zapytał Pablo.
- Jakoś nigdzie go nie widzę.... Szkoda, bo miałam nadzieję, że chociaż się ze mną pożegna...
W tej chwili zauważyłam wybiegającego zza rogu Germana.
- Angie! - krzyknął. - Poczekaj!
- German? A więc jednak jesteś...
- No jak mogłem dać Ci odjechać bez pożegnania? - pocałował mnie w policzek.
Zerknęłam na Pabla. W Jego oczach było zazdrość, ale mina mówiła, że da mu mnie pocałować.
- Będę tęsknił... - dokończył.
- A może byśmy coś zaśpiewali, co wy na to? - zaproponował Maxi.
- Tak, tylko co? - zapytała Violetta.
- Mam pomysł. - powiedział mój mąż.
Ponieważ Pablo spodziewał się, że ktoś to zaproponuje poprosił Andresa, aby zabrał ze sobą gitarę. Wziął ją od niego i zaczął wygrywać rytm do piosenki Ludmiły i Violetty "Si es por amor".
- Żeby nie było nam tak smutno. - powiedział, a następnie zaczęliśmy śpiewać.
Es por amor todo sera verdadero            To przez miłość wszystko będzie prawdą.
Si es por amor doy todo lo que soy         Jeśli przez miłośc daję z siebie wszystko
Mi corazon es todo lo que yo tengo         Moje serce, to wszystko, co mam
Gane y perdi, nunca me rendi                 Wygrałam i przegrałam, nigdy się nie poddam
Por que soy asi                                     Bo taka jestem.
Pablo grając patrzył się na mnie, tak jak by miał mnie ostatni raz w życiu zobaczyć... Wpatrywał się we mnie, jak w obrazek... Gdyby się dokładniej przyjrzeć w oczach miał setki łez, które, gdy tylko zostanie sam, wypłyną z Jego oczu... Zauważyłam, że oni naprawdę mnie polubili... I chyba oni bardziej przeżywają to, że wyjeżdżam niż ja... W tej chwili dobiegł do nas jeszcze Antonio, Beto i Gregorio.
- Mimo, że każę Ci to zrobić, to wiedz, że będę tęsknił i że Cię bardzo kocham, córeczko... - powiedział dyrektor Studia.
- Żegnaj, Ęższi. - odparł nauczyciel tańca.
- A o czym to ja? - zaczął Beto. - A tak! Pa, Angie! Kanapka? Czy toś ma kanapkę? Nie? A to szkoda... Do widzenia Angie.
- Pamiętaj Angie, że my zawsze będziemy o Tobie pamiętać!
- Dziękuję, Wam. Jesteście kochani! - ucałowałam każdego z osobna. - Będę tęskniła za wami wszystkimi...
----------------------------------------------------------------------------------
I jakie wrażenia po dzisiejszym rozdziale? - Komentujcie!
Przepraszam, że pojawił się później niż miał,

lecz dopiero przed chwilą miałam dostęp do laptopa :(

Pozdrawiam
bloggerka

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 54 - Wyjazd nieplanowany

Dla pewnej osoby ♥
Dziękuję Ci, że jesteś i, że mnie wspierasz!
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Byłam właśnie w Studio, w pokoju nauczycielskim. Miałam zamiar zrobić w końcu porządek w papierach, lecz jakoś ciężko było mi się do tego zabrać. "To może pierw oddzielę papiery potrzebne do lekcji, od papierów dotyczących mojej pracy" - pomyślałam. Usiadłam przy biurku i wyjęłam je wszystkie z szafy. Stwierdziłam, że pierw zjem trochę czekolady, lecz jak wstałam z krzesła stwierdziłam, że muszę się jeszcze dzisiaj koniecznie za to zabrać, więc ponownie usiadłam. Kiedy skończyłam bić się z myślami i miałam zabrać się za pracę do sali wszedł Antonio.
- Angie, mam do Ciebie pewną wiadomość.
- Tak?
- Ja wiem, że ty bardzo cierpisz po stracie matki, wiesz, że dla mnie to także było straszne, prawda?
Od jej śmierci minęły dwa tygodnie... Miałam taką wielką nadzieję, że zdąży jeszcze chociaż potrzymać swojego przyszłego wnuczka, bądź przyszłą wnuczkę...
- Tak, ale możesz przejść do rzeczy?
- No więc... Musisz wyjechać.
- Ja? Dlaczego ja? Gdzie i na ile?
- Y-Mix kazał wskazać jedną osobę, która pojechałaby do Berlina, na taką jakby "wymianę nauczycieli". Z Niemiec przyjedzie nauczycielka śpiewu, a ktoś będzie musiał ją tam zastąpić. Dlaczego akurat Ty? Hm... Ponieważ, ta druga nauczycielka jest za mało doświadczona, aby tam jechać, a Pablo jest dyrektorem i musi tutaj zostać...
- A na ile miałabym tam jechać?
- Na sześc miesięcy...
- Co? Antonio, nie wiem czy wiesz, ale ja jestem w ciąży! W trzecim miesiącu!
- Angie, ale ja Cię o to nie proszę. Ja Ci każę.
- Jako ojciec, czy przyjaciel?
- Jako szef, Angeles. - powiedział i wyszedł.
Czy nikogo nie obchodzi moje zdanie? Czy wszyscy zawsze będą przeciwko mnie? Szybko postanowiłam odnaleźć mojego męża, aby go jak najszybciej powiadomić, o decyzji jaką ustalił mój ojciec. Był tak samo zdziwiony z tego powodu, jak ja, tyle, że o wiele bardziej przytłoczony smutkiem...
- Jak to? Dlaczego?
- Niestety, muszę...
- Ale on nie może Ci kazać tego zrobić!
- Rozkazał, rozumiesz? Powiedział, że rozkazuje mi jako szef!
- Może udałoby się go przekonać, że ty jesteś w ciąży i jesteś jego córką...
- Już próbowałam, Pablo. Nic, nieugięty... Musisz się tylko z tym pogodzić... - powiedziałam. - No i ja też...
W tej chwili przerwał nam dzwonek na lekcje. Ruszyłam do klasy. Postanowiłam, że powiem uczniom od razu, że wyjeżdżam. Lepiej, żeby się dowiedzieli ode mnie i to jak najprędzej.
- Kochani, mam dla was wiadomość.
- O co chodzi? - zapytali uczniowie.
- Wyjeżdżam.
- Gdzie?
- Wyjeżdżam do Berlina, na sześc miesięcy...
- To z kim będziemy mieli lekcję?
- Przyjedzie do was, nauczycielka z wymiany Y-Mix. Za trzy dni już mnie nie będzie.
- Ale Ty nie możesz odejść...
- Spokojnie... Ten czas zleci bardzo szybko...
Tak bardzo się bałam tej wyprawy do Niemczech. Nie znam tego języka, a moje dziecko? Jeśli tak mu się będzie spieszyło, to ma przyjść na świat w zupełnie innym miejscu niż planowaliśmy?
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, lecz, jak planowałam go przedłużyć,
to nigdy nie miałam czasu :((.

Po tej niedzieli powinny zacząć pojawiać się dłuższe rozdziały,
chociaż nie obiecuję, bo mam masę spraw na głowie.
Za "piosenka na dzisiaj" możecie podziękować wspaniałej Amistad para siempre,
która doradziła mi, aby coś takiego powstało.
Linki z piosenkami będą się pojawiały praktycznie w każdym rozdziale.
Czasami będą to piosenki z Violetty, ale najczęściej polskie i czasami angielskie.
Piosenka nie musi pasować do rozdziału!
Jest wstawiana taka, przy której go tworzyłam, lub której lubię słuchać!


Pozdrawiam
bloggerka

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 53 - Śmierć


Życie, mimo, iż wydaje się, że trwa długo,
to tak naprawdę trwa bardzo krótko.
Korzystajcie z niego,
póki możecie!

"Prochem jesteś i w proch się obrócisz..." - Księga Rodzaju
To tej pory sądziłam, że to będzie dzień, jak każdy inny... Dzień, jak co dzień... Lecz jeden telefon musiał to wszytko popsuć... Ha, ha, Angie. Bardzo śmieszne... Zwal wszystko na telefon...
- Witaj, Najdroższa. - pocałował mnie w policzek. - Co sobie życzysz na śniadanie?
- Dzisiaj ja robię śniadanie, a Ty odpoczywasz.
Pablo usiadł na moim miejscu, a ja wstałam. Gdy podeszłam do kuchenki, zadzwonił telefon. Zanim mój mąż wstał z krzesła, ja już byłam przy nim.
- Halo? - odebrałam.
- Angie, przyjedź tutaj jak najszybciej.
- Kto mówi?
- Przyjdź do domu Germana.
- Ale kto mówi?
- To ja, Twoja mama. - rozłączyłam się, gdy usłyszałam ostatnie słowo.
Ciekawe, co ona sobie znowu wymyśliła... Może sądziła, że przy Violetcie wybaczę jej, jak mnie potraktowała? W każdym razie, nie miałam najmniejszego zamiaru tam iść. Wróciłam do kuchni i sięgnęłam do lodówki po jajka, na jajecznicę.
- Kto dzwonił? - zapytał Pablo.
- Nikt ważny...
- Mianowicie?
- Moja matka.
- Co chciała?
- Żebym przyszła do domu Germana.
- A jeśli jej się coś stało?
- Co jej się mogło stać? To przecież moja mama... - nie wiedziałam jeszcze wtedy, jaki błąd popełniam mówiąc to.
Godzinę, może dwie później dostałam kolejny telefon. Tym razem od Violetty.
- Halo, Angie?
- Tak, Violu?
- Jestem w domu i babcia leży nie przytomna... - wyszlochała dziewczyna.
- Co? Ale jak to?
- No, po prostu... Weszłam do domu, weszłam i zobaczyłam, że leży na podłodze...
- Poczekaj, na mnie. Już tam biegnę.- rzuciłam i rozłączyłam się.
- Lepiej, żebyś nie biegła w ciąży. - powiedział mój mąż, który przed chwilą wszedł do salonu.
- Angelika leży nieprzytomna w domu, u Violetty. Muszę szybko iść.
- Pójdę z Tobą.

Parę chwil później znaleźliśmy się w domu mojego szwagra. Rzeczywiście... Moja mama leżała na podłodze...
- Dzwoniłaś na pogotowie?
- Nie, czekałam na Ciebie. - odparła zapłakana nastolatka.
- Ja zadzwonię. Pablo... - zwróciłam się do Niego. - Pociesz Violę. - wyszeptałam Mu.
Przytulił ją i zabrał na górę. Podejrzewam, że do jej pokoju. Nie minęło parę chwil i karetka przyjechała. Tak bardzo się bałam o moją mamę.

- Co z nią? - po dwóch godzinach, Pablo dotarł do szpitala.
- Nie wiadomo, czy przeżyje... - odpowiedziałam. - Jak ja żałuję, że nie przyszłam wtedy, kiedy mnie o to poprosiła... Żałuję, że się z nią nie pogodziłam...
- Będziesz miała jeszcze okazję. Zobaczysz.
- Mówisz?
- Tak. Zobaczysz, Angielka to silna kobieta. Na pewno szybko wyzdrowieje.

Minęły dwa miesiące, a moja mama, w jakim stanie była, w takim pozostawała bez zmian, lecz pewnego dnia to się zmieniło. Siedziałam ze swoim mężem w pokoju i czytałam książkę. Gdy nagle zadzwonił telefon, Pablo powiedział, że odbierze, ale gdy skończył rozmawiać, nie miał dla mnie najlepszych wiadomości...
- Co tam? - zapytałam.
- Najdroższa... Twoja mama nie żyje.
Cały świat mi się zawalił. Dlaczego ja jej nie wybaczyłam?!? Jaka ze mnie była idiotka! Myślałam tylko o sobie, zamiast pomyśleć o tym, że ona to robiła z miłości do mnie! Że chciała mnie jak najdłużej chronić i nie chciała, abym tak szybko dorosła...
- Dlaczego to się tak skończyło? Ja tego nie chciałam...
- Cichutko Angie... Nie płacz już...
- Jestem debilką...
- Nie mów tak...
- Jak mogłam jej nie wybaczyć?
- Jeśli tak bardzo tego żałujesz, to przecież Angelika o tym wie. Wiesz, że jest teraz w lepszym świecie...
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, za szybką zmianę wątków pod koniec.
Co sądzicie o rozdziale?

Ja sądzę, że jest bardzo smutny :((.

Pozdrawiam
bloggerka

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 52 - Postanowienie

To wszystko
dla dobra dziecka Angie...
- I jak tam się trzymasz, co Angie? - zapytała Violetta, w Studio.
- Yyy... dobrze... - zdziwiło mnie to pytanie. Powiedziała je z taką jakby... radością.
- Chodzi mi o dzidziusia!
- Aaa! Dzidziuś też ma się dobrze.
- Mam nadzieję, że będę miała siostrzyczkę...
- Chwilka, Violu... Dlaczego siostrzyczkę?
- No, bo tata mi powiedział, że Ty jesteś z nim w ciąży.
Co? Jak German mógł jej powiedzieć taką głupotę? Przecież to nie jest pewne i nie raz o tym z nią rozmawiałam.
- Violetto, ale ten dzidziuś nie musi być twoim rodzeństwem. - tłumaczyłam jej to, jak jakiejś małolatce z przedszkola.
- Angie, ale tata mi powiedział, że ono jest na 100% jego.
- To się pomylił.
- Dlaczego?
- Bo ono może też być Pabla. - właśnie o to, modliłam się gdzieś w duchu.
- To radzę Ci porozmawiać z tatą, bo on dzwoni po znajomych i mówi, że będzie ojcem po raz drugi.
Co on sobie znowu wymyślił? Jeśli tak bardzo pragnie mieć drugie dziecko, to niech się chajtnie z tą całą Esmeraldą.
- Aha... Dzięki za informację.
Zaczęłam iść do pokoju nauczycielskiego, w poszukiwaniu mojego męża. Znalazłam go tam.
- Zwalniam się. - powiedziałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy ze stołu.
- Co, Angie? Dlaczego odchodzisz?
- Źle mnie zrozumiałeś. - uśmiechnęłam się. - Chodziło mi o to, że muszę teraz pilnie wyjść.
- Co się stało?
- German opowiada wszystkim, że to jest jego dziecko i, że to jest pewne.
- Nudzi mu się, czy co... Nie no, jasne idź.
- Nie będziesz zły?
- Ja? Dlaczego mam być zły na Ciebie? To przecież Twój szwagier opowiada takie bzdury, a nie Ty. Musisz z nim porozmawiać.
- Dziękuję Ci. - pocałowałam Go w policzek i wyszłam.

/W domu Casttio/
- Witaj, Olgo. - przywitałam się. - Jest może German?
- Tak, ależ naturalnie! Pan German siedzi u siebie, w swoim gabinecie. Możesz tam zapukać.
- Dzięki. - rzuciłam i ruszyłam w stronę jego gabinetu.
Zapukałam do drzwi, a następnie usłyszałam 'proszę'.
- Cześć.
- O, hej, Angie. Co tu robisz?
- Przyszłam z tobą porozmawiać...
- Och, to świetnie się składa! Też miałem z Tobą porozmawiać.
- Tak? A o czym?
- No ja to o czym? Musimy wymyślić imię, dla naszego dziecka. Pomyślałem, że chłopca możemy nazwać...
- Poczekaj chwilę. - przerwałam mu. - Właśnie w tej sprawie przychodzę. To dziecko niekoniecznie jest twoje. Ono może być też Pabla i ty dobrze o tym wiesz.
- No nie sądzę, ale jeśli nie wierzysz mi na słowo, to zrób mu test na ojcostwo.
- O, nie. Tego nie zrobię.
- Dlaczego? Bo Pablo Ci zabronił?
- Nie, to jest tylko wyłącznie moja decyzja.
- Bo boisz się, że jeśli okaże się, że ono jest moje, to Twój mąż Cię zostawi.
- Nie zrobi tego! - krzyknęłam i wyszłam.
Szłam szybko i energicznie, aby zdążyć jeszcze przed lekcją do Studio. Nawet nie pamiętam, o czym myślałam. Weszłam do szkoły, a następnie do gabinetu dyrektora.
- Zrobimy naszemu dziecku test na ojcostwo! - powiedziałam.
- Że co? - obejrzałam się. Na miejscu Pabla nie siedział On, lecz Gregorio. - Ążi, czy Ty i ja...
- Uspokój się! Gdzie jest Pablo?
I właśnie w tej chwili, do pokoju wszedł mój mąż.
- O, jak dobrze, że jesteś. - powiedziałam. - Mam do Ciebie ważną wiadomość.
- Gregorio, możesz wyjść?
- Oczywiście. - powiedział to o dziwo przyjaznym głosem i wyszedł.
- O co chodzi?
- Po urodzeniu dziecka, zrobimy mu test na ojcostwo.
- Dlaczego?
- No lepiej mieć pewność, że ono jest Twoje, a przecież to nic między nami nie zmieni.
- Ale po co ten cały cyrk?
- Ja wiem, dlaczego Ty tego nie chcesz! Boisz się! Boisz się prawdy!
- Angie, uspokój się. Porozmawiamy o tym w domu.
- Nie, Pablo! Tu nie ma o czym rozmawiać! Ja chcę mieć pewność, że ono jest Twoje! A Ty mi jej przecież nie dasz!
- Jeśli chcesz teraz o tym rozmawiać, to chociaż się uspokój.
- Nie! Porozmawiamy o tym w domu! - krzyknęłam i wyszłam.
To już wiem, o co chodziło Germanowi, jak Maria chodziła w ciąży, gdy mówił: "Kobieta w ciąży kipi jak wulkan...". Rzeczywiście troszkę mnie poniosło... Wróciłam do domu i czekałam na Pabla, aby spokojnie wyjaśnić Mu, dlaczego tak bardzo mi na tym zależy...
- Nie zmienisz zdania?
- Nie. Jak postanowiłam tak też zrobię.
- Ale nie za bardzo rozumiem... Chcesz zrobić to tylko dlatego, że German Ci tak kazał?
- Nie, chcę to zrobić, żeby wiedzieć i tyle.
- No, ale do tej pory jakoś nie chciałaś wiedzieć.
- Zdenerwował mnie tym, że rozpowiadał wszystkim, iż to jest jego dziecko.
- No, dobrze... Zrobimy ten test...
- Ale obiecaj, że nieważne co wtedy wyjdzie i tak zostaniesz z nami.
- Obiecuję, Najdroższa. Wszystko dla Ciebie... - pocałował mnie.
----------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :))
Nawiązując do wczorajszego pytania od Angeles Saramego:
"Czy podoba ci się teledysk do "Libre soy?"
Chcę Was zapytać o to samo. Co o nim sądzicie? ----------> "Libre soy"

Pozdrowienia
bloggerka

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 51 - Wróżka

Rozdział został napisany
z myślą o Halloween.
- Nie, to się nie może tak skończyć... To tylko zły sen...
- Niestety tak się stanie... Ja, wróżka Anastazja, nigdy się nie mylę.
- A właściwie, po co ja tutaj przyszłam? Nie wierzę we wróżki, horoskopy i wróżby! - krzyknęłam i wyszłam.
Dlaczego ja tam poszłam? Przecież, jeśli chciałam wiedzieć, ile będę miała dzieci, to mogłam zrobić USG. Chciałam wiedzieć, co się stanie w przyszłości? Nie, nie sądzę... Człowiek robi różne, głupie rzeczy...

- Nie zostawiłbyś mnie nigdy, prawda? - weszłam do domu i przytuliłam się do Pabla.
- Nie, co coś Ty...
- I nie zdradził?
- Skąd ten pomysł?
- Ale obiecaj, że nigdy mnie nie zdradzisz i nie dasz mi odejść.
- Obiecuję, Angie. Powiesz, co się stało?
- Byłam u wróżki...
- Dlaczego? Po co?
- Sama nie wiem... Ale ona mi powiedziała, że po siedemnastu latach małżeństwa mnie zdradzisz... Że będziesz mnie zdradzał... Ja nie pozwolę Ci odjeść, ale jak przyłapię Cię z Jackie, to zażądam rozwodu...
- Stop! - przerwał mi. - Za bardzo Cię kocham, żeby Cię zdradzić.
- Ale ona powiedziała, że...
- Najdroższa, wierzysz mi, czy jakiejś wróżce?
- Oczywiście, że Tobie.
- To się nią nie przejmuj...
- Jest jeszcze coś, co muszę Ci powiedzieć.
- Tak?
- Będziemy mieli czworaczki.
- Cieszysz się?
- Sama nie wiem... Czworo dzieci to tak trochę dużo...
- Poczekaj chwilę... Tak wyszło na zdjęciu, u lekarza?
- Nie...
- Czyli nie jest pewne, że będziemy mieć czwórkę dzieci. Tak Ci tylko powiedziała ta cała wróżka. Angie, nie słuchaj tego. Przecież wiesz, że to są same kłamstwa, tylko dla pieniędzy.
- No, ale jeśli ona ma rację?
- Przekonamy się w przyszłości. Na razie ciesz się tym, co masz. Jeśli urodzą się nam nawet pięcioraczki, to przecież możemy być szczęśliwi.
- A jeśli to będą dzieci Germana?
- To co? Możemy być szczęśliwi nawet z tym faktem. Z resztą pomartwimy się później. Jak się urodzą, to zrobisz im test na ojcostwo.
- Nie, nie zrobię. Najważniejsze, żeby były zdrowe, a mogą być nawet Germana...
- No i tu masz rację. Nawet jeśli nie będą moje, będę je kochał całym sercem, tak jak byłyby moje. Będę kochał je tak samo jak Ciebie.
- Jesteś cudowny... - pocałowałam Go.
- I zapamiętaj sobie, że żadna wróżka nas nie poróżni. Gdyby nie wiem co...
- Jasne, pamiętam...
- Mam dość tych wszystkich wróżb, przesądów i tego wszystkiego!
- To mam dla Ciebie bardzo złą wiadomość...
- Dlaczego?
- Dzisiaj 31 października...
- I co w związku z tym?
- Jak to? 31 października...
- Zapomniałem o czyiś urodzinach?
- Nie...
- Imieninach?
- Głuptasie, dzisiaj Halloween!
- No tak! Kupiłaś cukierki?
- Nie, bo myślałam, że ty kupisz.
- No to mamy problem...
- Rzeczywiście...
- To co robimy? - w tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Chowamy się! - krzyknęłam i weszłam pod stół w kuchni.
----------------------------------------------------------------------------------
I jak podoba się dzisiejszy rozdział?
Czekam na komentarze!

Pozdrawiam
bloggerka

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 50 - Moja przyszłość

Ten rozdział dedykuję tym,
którzy chcą już być dorośli.
Cieszcie się tym,
że jesteście jeszcze młodzi,
bo życie dorosłe często wydaje się kolorowe,
lecz tak naprawdę częściej jest ciężarem.
Zanim zaczniesz czytać - włącz tą muzykę! ----> MUZYKA
/Za siedem miesięcy/
- Pablo...
- Tak?

- Ja rodzę.
- Angie, ćwiczyliśmy to już siedem razy. Wiem co robić.

- Nie, tym razem naprawdę...
- O, Boże! Angie oddychaj! Spokojnie! Wdech i wydech, wdech, i wydech...
- Może po prostu zabierz mnie do lekarza?
- Tak, tak... Dobry pomysł...

Wsiądziecie w samochód i pojedziecie, lecz niestety... Będą wielkie korki i do szpitala dojedziecie z opóźnieniem. Gdy już się do niego dostaniecie, poród będzie długi i ciężki. Będziesz bardzo zmęczona... Oczywiście Twój Ukochany będzie przy Tobie...
- Spokojnie Najdroższa oddychaj...
Twoje dzieci urodzą się po 15 godzinach...
- Zobacz, jakie słodkie...
Ale wszystkie są nasze?
- Tak. - odezwie się lekarz. - Mają państwo czworaczki. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców.
Oczywiście będziesz bardzo zaskoczona. Czwórka dzieci i to na dodatek przy jednym porodzie. Nad imionami będziecie się zastanawiali przez trzy miesiące, bo spodziewaliście się jednego dziecka... W końcu zdecydujecie się.
- Jak mają na imię?
Martina, Clara, Jorge i Ezequiel.
Są naprawdę słodkie!
Będziecie wesołą rodziną. Z zachwytem będziecie obserwować, jak Wasze dzieci rosną, rozwijają się i poznają świat. Będziecie bardzo troskliwi, a długie nieprzespane noce nie będą Wam przeszkadzały w drodze do szczęścia.
- Pablo, potrzebuję pomocy!
- Już biegnę, Najdroższa. Co się stało?
- Pomóż mi przewinąć Jorga, bo ja muszę nakarmić Martinę.
- Już, oczywiście...

Czas będzie płynął nieubłaganie szybko... Wasze dzieciaki będą coraz szybciej rosły... W końcu wyślecie je do przedszkola, w którym od razu będzie widać, że odziedziczyli talent muzyczny po swoich rodzicach.
- Po nich to widać. Mimo, iż mają po trzy lata, mają ogromny talent. Proponuję, aby państwo zapisali już teraz dzieci na dodatkowe zajęcia z muzyki. Mogą w przyszłości zrobić naprawdę wielką karierę.
Posłuchacie się tej rady. Pięć lat później będą chodzili do szkoły. Znajdą tam przyjaciół na całe życie i będą rozwijali swoje pasje.
- Clara, zaśpiewasz za tydzień na akademii z okazji dnia nauczyciela razem z Ezequiel'em?
W końcu zdecydujecie się na guwernantkę i zapisanie ich do Studia, na egzaminy wstępne. Mimo, że będą mieli po 12 lat, zdadzą bez problemu. Będziecie z siebie dumni, że udało Wam się tak wychować dzieci, bo mało komu się to zdarza, a na dodatek Wy wychowacie czwórkę na raz.
Zobacz jak ten czas szybko leci... Niedawno my byliśmy jeszcze tacy młodzi... Tęsknisz za tymi czasami?
- Tak, bardzo...
- Ja też... Oprócz jednego...
- Mianowicie?
- Tego, że wtedy nie chodziliśmy ze sobą...
Mimo tego, iż minie Wam już trzynasta rocznica ślubu, nadal będziecie w sobie zakochani, tak jak teraz. Będziecie potrafili pogodzić pracę z rodziną i przyjemnościami.
- Idziemy do kina?
- Nie do teatru!
- Nie, do zoo!
- Chodźmy do pizzerii!
Wszystko będzie się układało, aż do pewnego czasu... W dzień 16-tych urodzin, Wasze dzieci odkryją tajemnice, która raz na zawsze zmieni ich życie... Która sprawi ogromny konflikt rodzinny...
- Mamo? To prawda?!? Tata, nie jest naszym tatą?!? Jest nim wujek German?!?
Tego dnia będziesz się najbardziej obawiała... Że kiedyś się dowiedzą i znienawidzą Cię za to. Mało tego, Twój do tej pory wspaniały mąż, nie będzie Cię wspierał. Znudzi Mu się rodzina, oraz wierność, i będzie szukał pierwszej lepszej okazji, aby Cię zdradzić...
- Pablo, znowu? Jak Ty mogłeś!
- Przepraszam Angie... To ostatni raz...

Nie będziesz potrafiła Go wyrzucić... Za bardzo będziesz Go kochała, aby Mu to zrobić. Lecz żaden "ostatni raz" nie będzie tym ostatnim... Cały czas będzie się to powtarzało... Jeszcze bardziej zdenerwujesz się, jak odkryjesz, że ostatnio zaczął się spotykać z pewną osobą, z przeszłości...
- Pablo! Zdradzałeś mnie z obcymi kobietami, ale z nią?!? Jak mogłeś mi to zrobić!?!
Oczywiście będzie chodziło o Jackie. Twoje życie powoli zacznie tracić sens... Dzieci się już całkiem od Ciebie odwrócą, a Ty postanowisz, po czternastu latach małżeństwa rozwieść się z Pablem, mimo, że nadal bardzo będziesz Go kochała... Lecz na dzień przed ostatnią rozprawą sądową, dowiesz się, że jesteś w ciąży. Ojcem dziecka nie będzie ni kto inny, jak Twój mąż.
- Nie... To nie może być tak...
Zdecydujesz, że Mu o tym nie powiesz. Samotnie wychowasz to dziecko, ale w trzecim miesiącu poronisz. Tym razem na pewno.
Przykro mi, lecz straciła pani to dziecko.
Będziesz sądziła, że Twoje życie już kompletnie straciło sens... Twoje dzieci zaczną robić wielką karierę, jako zespół będą podróżować po świecie i grac koncerty. Pablo, jako dyrektor Studio, będzie zarabiał siedem razy więcej niż teraz, a Violetta? Violetta założy własną rodzinę. Razem z Diego, będzie miała dwójkę dzieci. Zamieszkają w Madrycie razem z Germanem i Esmeraldą, która została żoną Twojego szwagra. Tak będą mijały Twoje samotne dni. Będziesz wmawiała sobie, że jesteś szczęśliwa, będziesz w to wierzyć, ale oczywiście tak nie będzie.
- Przecież ja jestem szczęśliwa. Nic więcej nie potrzebuję!
Nawet dwa koty, które sobie kupiłaś uciekną od Ciebie, a gdy umrzesz, na pogrzebie pojawi się tylko German.
- Żegnaj, Angie... Pamiętaj, ja zawsze Cię kochałem...
Tak minie Twoje życie. Sądzisz, że teraz jest wspaniałe? Wykorzystaj te dni, które będą szczęśliwe, bo inaczej wszystko co przeżyjesz, przeleci Ci przed oczami i zanim się obejrzysz będziesz już stara...
----------------------------------------------------------------------------------
Zdjęcie są nie do tekstu, lecz wstawiłam je,

aby rozdział wyglądał tak jednocześnie przyszłościowo,
a jednocześnie, aby przypomniały się wszystkim sceny Pangie :).
Co sądzicie o tym rozdziale? - Komentujcie!
Napisany został w inny sposób niż pozostała 49 plus prolog,

ale to tylko dzisiejszy :D.

Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem,
bo w końcu to już 50!
Całuję

bloggerka

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 49 - Postać z przeszłości...

Dla osób, które przeżyły śmierć
kogoś, kto był dla niego ważny...
Śmierć kogoś bliskiego...
Leżałam sobie jeszcze smacznie w łóżku. Gdzie był Pablo? - nie wiem... Podejrzewam, że był w kuchni i robił śniadanie, bo słyszałam trzaskanie szafkami, dźwięk obijających się talerzy i od czasu, do czasu, lecącej się wody w kranie. Leżałam tak może jeszcze z pół godziny, gdyż znudziło mi się to. Nie chciało mi się spać, do Studia też nie musiałam iść, bo była sobota. Zeszłam na dół, do kuchni. Na stole leżała kartka, którą napisał Pablo:
Angie!
Jestem w Studio,
nic ważnego się nie stało,
po prostu musiałem przyjść na 9:00.
Śniadanie masz w lodówce :)
To było trochę dziwne... Coś mi się tutaj nie zgadzało... Skoro musiał być w Studio na 9:00, to dlaczego zaledwie pół godziny temu słyszałam te wszystkie odgłosy? Och, Angie... Ty już się starzejesz... Otworzyłam lodówkę, ponieważ zrobiłam się głodna. Czego się w niej spodziewałam? - Naleśników, a co zastałam? - Raptem nic. Miałam nadzieję, że chociaż zrobił mi płatki z mlekiem - też nie... W lodówce było tylko masło i tuńczyk.
- Chyba sobie na razie podziękuję... - mruknęłam do siebie i poszłam do salonu oglądać TV.
Włączyłam telewizor, usiadłam na sofie i przykryłam się kocem. Akurat leciał mój ulubiony program. lecz niestety trafiłam na końcówkę. Gdy dobiegł końca zaczęłam przełączać kanały. Zaczęłam od numeru 1, aż tu nagle na 23 zaciął mi się pilot. Pomyślałam, że baterie się rozładowały. Poszłam do jadalni, aby wyjąć nowe z szafki, weszłam do pokoju, a tam...
- Co ty tutaj robisz?!?
- Przyszłam Cię odwiedzić.
- Ty mnie? Przecież ty...
- Nie, Angie. Ja żyję. Ja żyję duszą, mimo, iż nie żyję ciałem.
- Maria, jak ty możesz mnie nawiedzać.
- Po prostu chcę odwiedzić swoją kochaną siostrzyczkę.
- Co ja Ci takiego zrobiłam? Powiedz co! Od dziś będę się bała spacerować po własnym domu!
- Angie, nie wiesz? - uśmiechnęła się. - Chciałaś mi ukraść Germana...
- Nie, to nie tak.
- Jak to nie? Nie powiesz mi raczej, że ten ślub był pomyłką?
- Nie możesz mnie za nic obwiniać. Prosiłam cię o pomoc... O pomoc w wybraniu tego właściwego...
- Przecież Ci pomogłam.
- Tak, ale za późno! Więc teraz proszę, nie czepiaj się tego! - w tej chwili Maria zniknęła, a koło mnie stanął Pablo.
- Z kim rozmawiałaś?
- A z nikim... Czasami wyobraźnia płata mi okropne figle... Wiesz, muszę iść się chyba położyć...
Zaczęłam wchodzić po schodach. Weszłam na górę, otworzyłam drzwi od sypialni i...
- Co ty tym razem robisz w mojej sypialni?
- Nie skończyłyśmy rozmawiać.
- Ale ja już nie mam ci nic do powiedzenia.
- Ale ja mam. Zabiorę Ci Pabla, tak jak Ty, chciałaś mi zabrać Germana.
Nie wytrzymałam. Wbiegłam do łazienki z oczami, w których było mnóstwo łez. Przemyłam twarz trzy razy zimną wodą, następnie podniosłam ją, wysuszyłam ręcznikiem i spojrzałam w lustro.
- Nie, proszę przestań to robić!
- Dlaczego? Boisz się mnie?
- Tak! Tak boję się ciebie!
- Dlaczego, przecież jesteśmy rodziną.
- Bo chcesz mi odebrać Pabla!
- Miałaś rację... Ta rozmowa nie ma dalej sensu... Żegnaj... - zniknęła.
Cała sparaliżowana zeszłam na dół. Byłam bardzo przestraszona. Bałam się każdego swojego kroku... Bałam się, że na którymś z nich, zobaczę ją... ponownie...
- Co się dzieje Angie?
- Nic, Pablo nic...
- A tak naprawdę?- Objął mnie ramieniem.
- Pablo, od rana dzieje się coś dziwnego...
- Mianowicie?
- Moja siostra... Ona mnie nawiedza...
Wiem, że to musiało bardzo dziwnie zabrzmieć. Nie dziwię się teraz, że ktoś za takie zdanie może uznać kogoś za wariata.
- Angie, Ty wiesz co Ty mówisz, tak?
- Pablo, ja sobie nie żartuję... Widziałam ją dzisiaj trzy razy i rozmawiałam z nią... Ona chce mi Ciebie zabrać...
- Spokojnie, Najdroższa... Nie bój się... Jestem przy Tobie...
----------------------------------------------------------------------------------
Za t
ekst na niebiesko mogę (z resztą po raz drugi) podziękować Amistad para siempre,
to ona jest autorką tych słów.
Pochodzą one z jej 4 rozdziału - "Pozbyłam się jednego kłopotu, nadciąga kolejny".
Kochana, bardzo Ci dziękuję!

Jutro 50 rozdział, cieszycie się? :D
Pozdrawiam
bloggerka

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 48 - Dzień w Studio

Rozdział został napisany
z myślą o 11 odcinku "Violetty 2".
Moje życie wreszcie wróci do normy... No, do pewnego czasu - dopóki nie urodzę. Zaraz dojdę do Studio i będę prowadziła normalnie zajęcia, jakby nigdy nic... I dobrze. Po co uczniowie mają wiedzieć co ostatnio przeżywałam? Doszłam. To tutaj. Studio 21. Mój pierwszy dzień pracy tutaj, był aż prawie siedem lat temu...  Idę korytarzem, który wydaje mi się jednocześnie bardzo znany, jaki i obcy... Tu też się zmieniło... Jest bardziej kolorowo, więcej szafek... Otwieram drzwi do pokoju nauczycielskiego. A tutaj? Tutaj nie wiele zmian, prócz żywszych kolorów.
- Napijesz się kawy?
- Gregorio, ty proponujesz mi, Angie, kawę?
- Tak.
- To dziwne...
- Ęszi! Ja się zmieniłem!
- Dobrze, dobrze... Tylko zadam ci jeszcze jedno pytanie, mogę?
- Oczywiście.
- Kto ma zrobić tę kawę? Ja czy ty?
- Ężi! Tak nie będziemy rozmawiać! Wychodzę*!.
Wyszedł i trzasnął drzwiami. Z półki spadły trzy książki.
- Pewne rzeczy się wcale, a wcale nie zmienią... - mruknęłam do siebie.
W tej chwili do pokoju wszedł Pablo.
- Hej, Angie. - pocałował mnie w policzek. - Widzę, że już dotarłaś.
- Tak...
- Przepraszam, że rano wyszedłem bez Ciebie, ale dostałem wiadomość, że muszę szybko przyjść do Studia.
- Co się stało?
- Beto zadzwonił, że zginęły cztery gitary: dwie rockowe, jedna akustyczna i jedna klasyczna.
- Naprawdę ktoś ukradł tylko cztery gitary? To znaczy, aż ale i tak ukradł mało.
- Nie. Nikt nic nie ukradł.
- To co z tymi gitarami?
- Tomas wziął je wcześniej do zmieniania strun.
- Cały Beto...
- Angie?
- Tak?
- Kocham Cię.
- Ja Cię bardziej.
- Nie, bo... - przerwałam Mu pocałunkiem.
- Nie czas teraz na całusy. Do pracy!
- Tak, już... oczywiście...

- Mam dla Was niespodziankę. - powiedział Pablo.
- Co to? - zapytał Andres.
- Sami zobaczcie...
Do sali weszła...
- O, ja nie mogę! Przecież to... Bridgit Mendler!
- Hello! I can't believe that I'm here. I watch Y-Mix and I like you.
- Kochamy cię Bridgit! Możesz coś zaśpiewać? Prosimy!
- Och, I can sing "Hurricane". Do you want?
- Tak!
- Mam podkład! - krzyknął Maxi. - Włączyć?
- Tak, włącz. - poprosił Pablo.
- I hope, that you will help me sing, this song.
- Z wielką przyjemnością!
I'm boarding up the windows                     Zabijam okna deskami,
Lockin' up my heart                                  Zamykam serce.
It's like everytime the wind blows               To jest tak, że za każdym razem,
I feel it tearin' us apart                              gdy dmie wiatr, wydaje się, że rozerwie nas na kawałki.
Everytime he smiles, I                                Za każdym razem, gdy on się uśmiecha, ja
Let him in again                                        Pozwalam mu znowu wejść.
Everything is fine when                              Wszystko jest dobrze kiedy
You're standin' in the eye of the Hurricane   Stoisz w centrum huraganu.
- You are really great! Thank you very much.

Idę sobie korytarzem. Patrzę, a tu Bridgit rozmawia sobie z Violettą. Może się dołączę do tej rozmowy?
- Hej, co tam? - zapytałam.
- I love this place. Violetta talk me, that you are her aunt. It's true?
- Tak, tak... Ona jest wspaniałą siostrzenicą.
- And great singer.
- Masz rację...
- Bridgit, pozwól... - podszedł do nas Antonio. - Miałaś jeszcze udzielic wywiadu dla Y-Mix'u.
- Yes, of course. - odpowiedziała. - I must go, but I hope that see you again. - odeszła.
- Nie wierzę! Mam jej autograf i śpiewałam razem z nią!
- Widzisz, Violu? Marzenia się spełniają. - przecierz sama się niedawno o tym przekonałam...
----------------------------------------------------------------------------------
* - Trochę jak: "Ludmiła, odchodzi!" :D
Dzisiejszy rozdział też wyszedł jakiś taki krótki mimo,
że w zeszycie w linie pisałam linijka pod linijką i zajął mi 7 stron bez tekstu "Hurricane".
Jak to możliwe? - Nadal się nad tym zastanawiam! :))

Tłumaczenia zdań Bridgit, tych po angielsku:
~ Hello! I can't believe that I,m here. I watch Y-Mix and I like you. -
Cześć! Nie mogę uwierzyć, że jestem tutaj. Oglądam Y-Mix i lubię was, wszystkich.

~ Och, I can sing "Hurricane". Do you want? - Och, mogę zaśpiewać "Hurricane". Chcecie?
~ I hope, that you will help me sing this song. - Mam nadzieję, że pomożecie mi śpiewać tę piosenkę.
~ You are really great! Thank you very much. - Jesteście naprawdę świetni! Bardzo wam dziękuję.
~ I love this place. Violetta talk me, that you are her aunt. It's true? - Ja kocham to miejsce. Violetta powiedziała mi, że jesteś jej ciocią. To prawda?
~ And great singer. - I wspaniałą piosenkarką.
~ Yes, of course. I must go, but I hope see you again. - Tak, oczywiście. Muszę iść, ale mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Zdania tłumaczyłam sama.

Pozdrawiam
bloggerka

Ps. Angeles Saramago - chcesz mój mail? :))