Ten rozdział dedykuję
wszystkim osobą,
które jeszcze nigdy prawdziwie nie kochały.
Życzę Wam tego,
bo to naprawdę wspaniałe uczucie.
/Dwa tygodnie później - Buenos Aires/które jeszcze nigdy prawdziwie nie kochały.
Życzę Wam tego,
bo to naprawdę wspaniałe uczucie.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. - stwierdziłam wysiadając z samolotu.
- Ma pani rację, pani Galindo.
- Chyba się nigdy do tego nie przyzwyczaję. - uśmiechnęłam się.
Na lotnisku czekała na nas uradowana Violetta.
- Angie! Pablo! Już jesteście! Jak się cieszę! - przytuliła się do nas.
- Cześć, Violu.
- Tęskniłam za Wami!
- My za tobą też i to bardzo. - odpowiedział Pablo.
- A gdzie German? - zapytałam. - Jest z tobą?
- Nie został w domu. Ramallo mnie przywiózł. - odparła moja siostrzenica.
- To może chodźmy się z nim zobaczyć? - zaproponował mój mąż.
- Tak. Chodźmy.
Violetta ruszyła, a my szliśmy za nią. Po drodze opowiadała nam o tym co się tutaj działo przez te dwa tygodnie, kiedy nas nie było. To był naprawdę wspaniały czas... Zwiedziliśmy Paryż, który od teraz będzie moim ulubionym miejscem na wakacje, jedliśmy ślimaki, które okazały się ohydne. Czułam się jakbym znowu miała 20 lat... Uciekłam od codziennych problemów razem z moim Ukochanym, którego poślubiłam w mniej przyjemnych sytuacjach dla mojego szwagra, ale Pablo stwierdził, że od tego czasu jest pewien, że nie kocham nikogo innego tak jak Jego.
- Hej, Ramallo! - przywitałam się.
- Dzień dobry, Angie. - pocałował mnie w policzek. - Witaj, Pablo.
- Cześć. - odpowiedział mój mąż.
- Jak tam podróż poślubna? Udała się?
- Tak, było naprawdę super. Szczegóły opowiemy ci po drodze, bo trochę nam się śpieszy, do domu. Chcemy iść jeszcze do Studio... - powiedziałam.
- A więc ruszajmy! - zdecydował asystent Germana.
Pablo przez całą drogę opowiadał mojej siostrzenicy i Ramallo, co robiliśmy w Paryżu. Przyznam, że Go nie słuchałam... Myślałam o moim szwagrze... "Prędzej czy później i tak się z nim muszę zobaczyć... W końcu jestem w Jego domu trzy razy dziennie..." Może to się zmieniło? Może już zatrudnił kogoś na moje miejsce? Stanę przed nim twarzą w twarz, i co? "German, sorry, że cię nie poślubiłam, tak wyszło, kocham Pabla, a no i przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałam kim naprawdę jestem. Dlaczego? Zapomniałam." - przecież nie mogę tak powiedzieć. Czy on już wie, że Violetta chodzi do Studia? Zapytałabym się jej, gdyby nie to, że widziałam jak pilnie słucha mojego męża. No tak... Powrót do rzeczywistości... Wracam do domu, do pracy, problemów, do życia codziennego...
/W domu/
- Angie, co się stało z Twoim ślicznym uśmiechem? - zapytał Pablo.
- Nic...
- Jak to nic? Widzę, że jesteś smutna.
- To przez Germana...
- Co on Ci takiego zrobił?
- On mi nic... To ja go zraniłam... Przecież miałam wyjść za niego, nie za Ciebie...
- Żałujesz tej decyzji?
- Nie, ani trochę... Po prostu będzie czuł się oszukany... Tak nieprzyjemnie potraktowałam go przed ołtarzem... No i jeszcze wyznałam mu prawdę, o tym, kim jestem... Ty nie czuł byś się w takiej sytuacji zraniony?
- Jasne, że bym się tak czuł... Idziemy jeszcze dzisiaj do Studio?
- Może sobie darujmy? Już szesnasta. Zaraz kończą się ostatnie zajęcia...
- To jutro zróbmy dzieciakom niespodziankę, przyjdźmy i poprowadźmy jutro lekcję normalnie. Co Ty na to?
- Krótszy urlop?
- Jeśli nie chcesz, to oczywiście zostanę z Tobą w domu.
- Nie, nie... Zróbmy tak. Przynajmniej przestanę myśleć o naszej wspaniałej podróży poślubnej.
- Heh... A co tam słychać u mojego maluszka? - położył mi dłoń na brzuchu.
- Nasz maluszek ma się świetnie i mówi, że bardzo kocha swojego tatę, tak bardzo jak mama Go kocha. - uśmiechnęłam się.
- A maluszek nie chciał by mieć rodzeństwa? - zaczął namiętnie mnie całować.
Po całym ciele przeszły mnie dreszcze.
- A to, to już nie zależy od maluszka, tylko od jego mamy.
- Aha... A mamusia nie chciała by rodzeństwa dla maluszka?
- Mamusia, nie wie, czy tak się da, ale przecież zawsze można popróbować...
/W Studio/
- Witajcie, dzieciaki! - przywitał się Pablo.
- Angie, Pablo! Wróciliście wcześniej?!? - cała klasa rzuciła chórem.
- Tak, tęskniliśmy za wami. - odpowiedziałam.
- Jakie szczęście! - odparł Maxi. - Jeszcze jedno zastępstwo z Gregoriem, a by mnie już tutaj nie było.
- Był, aż taki surowy? - zapytał mój mąż.
- Tak, Pablo. Nawet nie wiesz jak.
- No dobrze. Koniec już tych pogaduszek. Wracamy do pracy. - zarządziłam.
Dzieciaki zaczęli zajmować swoje miejsca.
- Od kiedy Ty jesteś taka... odważniejsza? - szepnął do mnie Pablo.
- A co? Nie podobam Ci się? - uśmiechnęłam się.
- Skądże... Jesteś bardziej... pociągająca... - chciał mnie pocałować
- Nie tutaj. W domu. Wracamy do pracy. - rozkazałam.
- Tak jest, panno Galindo! - odparł mój mąż.
- Camilla, a spróbuj zaśpiewać to troszeczkę niżej, dobrze? - poprosiłam.
- Okej, spróbuję... "Otra vez... tú puedes. Otra vez... si quieres".
- Jeszcze trochę niżej...
- Nie dam rady, Angie.
- Spróbuj.
- Ale jak?
- Nabierz dużo powietrza i... - wciągnęłam powietrze.
Nagle bardzo zaczął boleć mnie brzuch. Zaczęłam się płakać z bólu.
- Angie, wszystko gra? Może zawołam Pabla? - zapytała uczennica.
- Tak, proszę...
Camilla zniknęła na chwilę za drzwiami, lecz parę chwil później wróciła razem z moim mężem.
- Co jest? Co się dzieje, Angie? - pytał się troskliwie.
- Nasze dziecko... - wymamrotałam.
- Jedziemy do szpitala. - zdecydował Pablo.
Parę minut później znalazłam się w szpitalu. Zrobili mi kilka badań, dali jakieś lekarstwa i położyli na sali. Mój mąż siedział przy mnie cały czas. W końcu przyszedł jakiś lekarz.
- I co z naszym dzieckiem? - zapytaliśmy oboje zdenerwowani.
- Przykro mi, ale...
----------------------------------------------------------------------------------
Co z dzieckiem Angie? - Dowiecie się już jutro!
Jak tam dzisiejszy odcinek "Violetty"?
Fajny był??? :D.
Pozdrawiam
bloggerka
Oooo! Superowy. Boję sie co Angie mogło się stac, boję się że mogła pironic! Oby nie! Kiedy next??? I kiedy spojler????
OdpowiedzUsuńWszystkiego się dowiesz za chwilkę :D.
UsuńZapomniałam o spojlerze?!?
Przepraszam, ale wczoraj miałam tak wspaniały dzień,
że ledwo dodałam rozdział :).