Ten rozdział pragnę zadedykować
osobą, które straciły w życiu,
coś co było dna nich najważniejsze...
- Przykro mi, ale... pani poroniła...- Poroniłam?!? - zaczęłam płakać. - Moje dziecko...
- Spokojnie, Angie... - uspokajał mnie Pablo.
Widziałam, że też się tym bardzo przejął... Gdy mnie przytulał z oczu poleciało Mu kilka łez...
- Ale... ale... jak to możliwe? - wymamrotałam.
- No niestety... Czasami tak się zdarza, że mimo, iż pani się dobrze odżywiała, dbała o ciążę, to straciła pani dziecko.
Nie, to nie mogło być tak! Ja miałam je urodzić i miałam je wychowywać razem z Pablem... Nawet jeśli by się okazało, że to dziecko nie jest Jego, tylko Germana... Mieliśmy być szczęśliwą, tradycyjną rodziną... Czy ja o tak wiele prosiłam? Chciałam tylko mieć takiego maluszka w domu... Nic więcej... Myśląc "Wracam do domu, do pracy, problemów, do życia codziennego...", nie miałam na myśli poronienia...
- Zostawię państwa samych... - powiedział lekarz wychodząc.
- Ja wiem co Ty teraz czujesz... Ja czuję to samo... - odezwał się mój mąż.
- Pablo, to dziecko było naprawdę dla mnie ważne...
- Wiem, Najdroższa... Będziemy się dalej starać...
- Ty nie wiesz, dlaczego tak mi na nim zależało, prawda?
- Wytłumacz mi.
- Ono symbolizowało by mój pierwszy raz... Mój pierwszy raz, który przeżyłam z Tobą... Niby można próbować cały czas, ale to nie będzie podejście za pierwszym razem... tylko którymś z kolei... To co ten lekarz powiedział, brzmi jak wyrocznia na całe życie... Ja musiałam zrobić coś nie tak... To ja musiałam je zabić... Jestem potworem...
- Angie, nie mów tak. Jesteś wspaniała. Słyszałaś co doktor mówił... Czasami tak bywa...
- Ale dlaczego ja? Teraz do końca życia sumienie nie będzie mi dawało zasnąć...
- Już, już... Uspokój się... Będzie dobrze, jakoś się to ułoży, zobaczysz.
- Ja chcę odzyskać moje dziecko! - krzyknęłam i zaczęłam znowu płakać.
Parę chwil później zasnęłam.
- Angeles, Ty nie poroniłaś, Ty nadal nosisz w sobie drugie życie...
- Kto to mówi?
- To ja, Maria, Twoja siostra.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Cały czas jestem przy Tobie i pilnuję, aby nic Ci się nie stało...
- Jeśli tak, to powiedz mi, kogo to jest dziecko!
- To dziecko jest Pabla...
Obudziłam się. Niestety... To był tylko sen... Wspaniały sen.... Dlaczego nie mógł okazać się rzeczywistością? Miałam nadzieję, że po ślubie z moim ukochanym mężczyzną wszystko się zacznie układać... A tu? Jest jeszcze gorzej niż było...
- Już nie śpisz, Najdroższa? - zapytał Pablo.
- Nie, już się obudziłam.
- Nadal jest Ci bardzo smutno?
- Tak... - z oczu poleciały mi łzy. - Kochałam je...
- Ja też... Ja kocham was oboje...
- To tak jakbym straciła teraz Ciebie... albo Violettę... Jakby któreś z was umarło...
/Kilka dni później/
- Pablo, ale ja chcę już wrócić do pracy i przestać myśleć o tym co się stało!
- Nie możesz, Angie. Jesteś w złym stanie psychicznym.
- Proszę Cię, żebyś mi o tym nie przypominał. Ja Cię tak błagam. Daj mi wrócić już do Studio.
- Nie będziesz się przemęczała?
- Nie. Obiecuję.
- Zgoda, ale dostaniesz mniej godzin.
- Dziękuję Ci! - pocałowałam Go.
- Masz ochotę się postarać o zastępce... - urwał. - Przepraszam, nie chciałem przypominać.
- Nic się nie stało, a co do tego starania to możemy spróbować...
/W Studio/
- Dobrze to zaśpiewaj to jeszcze raz... - poprosiłam Camille.
- "Otra vez... tú puedes. Otra vez... si quieres".
- Teraz śpiewasz to za nisko i nie trafiłaś w nuty.
- To ja już nie wiem jak to śpiewać.
- No spokojnie... Jeszcze raz.
- Zaśpiewaj mi, jak mam to zrobić.
- "Otra vez..." - zafałszowałam. - To spróbuję jeszcze raz... "Otra vez..." - znowu zafałszowałam. - Co się dzieje?
- Nie śpiewasz czystych dźwięków.
- "Otra vez..." - ponownie zafałszowałam. - No trudno... Jestem po prostu zmęczona...
- To możemy już na dzisiaj skończyć?
- Tak, jasne.
Wróciłam do domu. Tam ciepło, jak zwykle przywitał mnie Pablo.
- Witaj,. Najdroższa.
- Cześć, Pab... - zabrakło mi głosu.
Próbowałam coś powiedzieć, lecz nie dałam rady. Nie mogłam powiedzieć nawet słowa.
- Angie, co jest?
Starałam się gestami pokazać Mu, co chcę powiedzieć, lecz nie trzeba było, On już wiedział co mi jest.
- Chodź zabiorę Cię do lekarza.
/W szpitalu/
Leżałam w łóżku szpitalnym i czekałam na wyniki badań. Nic gorszego od straty dziecka nie mogło mi się przydarzyć więc czekałam w miarę spokojnie. Mój mąż siedział przy moim łóżku i czekał razem ze mną. Po paru godzinach przyszedł lekarz.
- No więc... - zaczął. - Pani głos...
----------------------------------------------------------------------------------
Co z głosem Angie?
Dowiecie się jutro!
Chciała bym Was przeprosić, że pod koniec zmieniałam tak szybko wątki,
lecz po prostu nie miałam pomysłów jak to rozszerzyć
i nie chciałam, aby rozdział był za długi,
bo wtedy pewnie by Was przynudzał :D.
Pozdrawiam
bloggerka
Ps.Wracając do spoilerów -
przepraszam, że spoiler na jutrzejszy rozdział taki mało ciekawy,
ale jutro się dowiecie dlaczego :)).
Zgadlam zgadlam zgadlam! Szkoda mu Angie tak się cieszyła z tego dziecka...Sen był mega, fajnie by było gdyby się spełnił. Na poczatku smialam się wyobrazajac sobie falszujaca Angie, lale potem jak straciła głos... Kolejna wizyta w szpitalu i pewnie kolejne źle wieści. Sorry ze tak późno komentuje ale wcześniej nie miałam czasu;/
OdpowiedzUsuńJutro kiedy next?????
Za chwile lecę oglądać powtórkę Violetty na Disneyu;) Oby znów tata nie przyszedl tuż po końcu przerwy.
Wiem, że ciężko jest sobie wyobrazić fałszującą Angie :).
UsuńWcale jeszcze nie jest tak późno :)).
Next jutro ok. 18.
Miłego oglądania! :D
Czytałam już wcześniej tyle że dopiero teraz skomentowalam;) w jutrzejszym odcinku kolejny uścisk Packie i to na oczach Angie! Agr! Kiedyś dorwe tego reżysera. Angie już kloci się że wszystkimi nawet z Olga i Germánem!
UsuńTy dorwij reżysera, a ja scenarzystę, ok? :D
UsuńŻe kłóci się z Germanem, to (moim zdaniem) dobrze,
ale z innymi! To przecież straszne!