wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 94 - Pilne przygotowania

Zaczynając ten rozdział,
pragnę życzyć Wam wszystkim,
wspaniałego Sylwestra, oraz
szczęśliwego, lepszego Nowego Roku.
Gdy Pablo wpadł na pomysł, aby wystąpić w tym konkursie kolęd, zapewne sądził, że damy sobie z tym radę. Ja też tak sądziłam, a nawet byłam co do tego przekonana.  Rozumiem, że pierwsze próby są zawsze ciężkie... Trzeba ustalić co i jak, kto co śpiewa, kto i kiedy wychodzi... Sądziłam, że po tych pierwszych próbach będzie szło już tylko lepiej... Jednak się pomyliłam...
- Możemy zaśpiewać tylko trzy kolędy. - wtedy wydawało mi się, że powinnam powiedzieć tylko zamiast . - Co proponujecie?
Źle zrobiłam, że zapytałam ich o zdanie... Gdybym sama wybrała te trzy kolędy i kazała im zaśpiewać, byłoby całkiem łatwiej, a tak to, uczniowie kłócili się między sobą przez godzinę, które kolędy wybrać. Nawet już nie miałam ochoty na to wpływać i ich słuchać... Po paru minutach wyłączyłam się z tej rozmowy, lecz stwierdziłam, że to już za długo trwa.
- Stop! - krzyknęłam. - Zaśpiewacie: "Hoy en Belén" ("Dzisiaj w Betlejem"), "Feliz Navidad" (Wesołych świąt" - kolęda hiszpańska), "Noche de pas" ("Cicha noc"). Mam dość tych waszych kłótni.
- To my się jeszcze podzielimy na solówki... - odparł nieśmiało Leon.
- Nie. Ja was podzielę. Będę wskazywała kto ma w którym momencie zaśpiewać. Będziecie tak samo śpiewać na koncercie, więc lepiej sobie zaznaczajcie swoje wersy. - rozkazałam.Nawet nie spodziewałam się, że mogę być taka stanowcza. Poszłam szybko do pokoju nauczycielskiego i wydrukowałam dla każdego teksty kolęd. Wróciłam po paru chwilach i rozdałam je dzieciakom. Zaczęli śpiewać, a ja wskazywałam osoby, które wydawały mi się najbardziej odpowiednie do zaśpiewania podanego wersu.
- I tak będziecie śpiewać. - powiedziałam po prześpiewaniu wszystkich trzech kolęd. - A teraz możecie iść do domu. - uśmiechnęłam się.
I właśnie w taki sposób zakończyłam naszą pierwszą próbę. Sądziłam, że nie będę musiała wcale spędzać dużo czasu na próbach, gdyż mamy najlepszych w grupie i z pewnością sobie poradzą. Jednak na trzeciej próbie przekonałam się, że nie miałam racji...
- A spróbuj to zaśpiewać nieco wyżej...
- Chyba nie dam rady.
- Spróbuj.
- Nie, Angie... Nie dam rady.
I tak wyglądały nasze próby... "Nie, Angie... Nie dam rady...", "A jak ja mam to zaśpiewać?", "Nie, nie nauczyłem się jeszcze tekstu...". Nie wiem co się stało... Czy to moja wina, czy uczniowie zrobili się jacyś leniwi? Któregoś razu, odpoczywałam sobie w domu na sofie, gdy Pablo wrócił ze Studio. Wiedział, że wróciłam przed chwilą z próby.
- Dlaczego jesteś taka przygnębiona? Uczniowie zachowują się jak małe dzieci na próbach?
- Nie, nie zachowują się jak przedszkolaki.
- To dlaczego jesteś taka wściekła po każdej próbie?
- Nie jestem wściekła... Jestem zmęczona... Mieliśmy wybrać najlepszych, tak? To już się boję, co byłoby gdybyśmy wybierali tych także gorszych...
- Ale co się dzieje? Violetta nie daje rady? Nie rozumiem...
- Nie... Violetta nawet daje sobie radę... Powiem tak: cała grupa nic nie ogarnia. Ja wiem, że oni się naprawdę starają. Może to moja wina? Powinnam bardziej ich zachęcać, powinnam więcej z nimi ćwiczyć...
- Angie, i tak poświęcasz każdą wolną chwilę, aby zrobić próbę, bądź przećwiczyć z kimś solówkę. Nie zwalaj całej winy na siebie, ale na uczniów też nie. Przecież sama mówisz, że starają się, jak mogą. A może potrzebują mocnego kopniaka motywacji?
- Jeśli potrzebują jakiegokolwiek kopniaka, to nie motywacji, a kopniaka w tyłek!
- No, Angie... Nawet już tak nie mów... Pogadam z nimi. Co Ty na to?
- Pablo... My nie damy rady. Nie uda nam się to. Wycofaj nas.
- Angie, naprawdę tak sądzisz?
- Tak, ale zawsze możesz mnie wymienić na Gregoria.
- Nie. Ja Ci wierzę. Odwołamy ten występ.
Bałam się okropnie następnej próby... Jak im powiedzieć, że są za słabi i, że sobie nie radzą? Jak im to powiedzieć delikatnie? Całe szczęście, że Pablo był przy mnie i w razie co, miał mnie wspierać. Nie za bardzo wiedziałam, jak mogę zacząć...
- Nie damy rady...
- Angie, czy naprawdę nic się nie da zrobić?
- Nie twierdzę, że nic wam się nie chce. Idzie nam naprawdę kiepsko, a do koncertu zostały tylko dwa dni... Rozmawiałam z Pablem. Powiedział, że może zadzwonić do organizatora i nas wycofać... Naprawdę, mnie też jest bardzo przykro z tego powodu, ale sądzę, że to nie ma sensu... Za dużo pracy, a za mało czasu...
- A jeśli się zmotywujemy i postaramy?
- Wy się cały czas staracie... Ja to widzę... Może macie po prostu gorsze dni?
- Angie, daj nam proszę teraz ostatnią szansę! Prosimy!
- Jeśli chcecie, możecie zaśpiewać przed Pablem... Proszę bardzo...
No i tego się właśnie obawiałam... Że będą chcieli wystąpić przed moim mężem i się skompromitować... Ale co miałam im powiedzieć? "Nie, nie występujcie, bo wychodzi wam to okropnie."? Muzyka zaczęła grac, lecz tu ogarnęło mnie ogromne zdziwienie, gdy zaczęło im to wychodzić z każdą nuta coraz lepiej, a na dodatek, Violetta wreszcie wyciągnęła tą wysoką nutę.
- Angie i to Twoim zdaniem było kiepskie? - zapytał mnie Pablo.
- Nie... To było naprawdę udane i... piękne...
- Zostajecie. Nie wycofuję was z konkursu. Jesteście za dobrzy. - uśmiechnął się do uczniów mój mąż.
- Tak! - ucieszyła się Violetta, a następnie przytuliła się do swojego chłopaka.
- I kto by się tego spodziewał... - mruknęłam sobie cicho pod nosem, tak, aby nikt mnie nie słyszał...
----------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał :)).

Wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzącego Nowego Roku,
oraz wspaniałego Sylwestra!!!
Życzę Wam, aby nadchodzący rok 2014, przyniósł Wam wiele sukcesów i powodów do radości.
Zmiany na lepsze, oraz więcej wolnego czasu,
którego z każdym rokiem jest coraz mniej. :)
Przepraszam, że tak skromnie, ale sami rozumiecie -
brak czasu, Sylwester... Od rana walczę z bałaganem w moim pokoju :D.

Jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku, teraz spadam się dalej bawić!
bloggerka

Ps. Z tego całego pośpiechu w sobotę, zapomniałam,
że przecież co miesiąc zmieniałam tło na bloga!
Co sądzicie o moim nowym?
Za nie, mogę podziękować tej samej osobie, co za poprzednie -
Angeles Saramego, naprawdę szczerze Ci dziękuję! :)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 93 - Kasting

Jaka jest Wasza ulubiona kolęda?
Odpowiadajcie w komentarzach!
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Razem z Pablem szliśmy do klasy na pierwszą lekcję. Mój mąż był bardzo podekscytowany, gdyż miał dzisiaj dzieciakom powiedzieć, o kastingu, do grupy, która wyjedzie na konkurs kolęd. Bardzo podobał Mu się ten pomysł i widać, że był zadowolony, z tego, że zaprosili nas do udziału w nim.
- Pamiętacie jak wspominałem wam o tym konkursie kolęd? - zapytał, gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca.
- Tak. Jasne, że tak.
- Ponieważ Angie zdecydowała się, abyście wzięli udział w konkursowym-koncercie kolęd pod jej dowództwem, już jutro organizujemy kasting!
- Co?!? Już jutro!?!
- No, niestety tak. - powiedziałam.
- Ale dlaczego? - zapytali uczniowie. - Przecież nie zdążymy się przygotować.
- Ponieważ do koncertu zostało raptem pięć dni. To naprawdę mało czasu. Właśnie w związku z tym trzeba też wykorzystać osoby, które nie muszą się zbyt długo przygotowywać do występów, ale jeśli chcecie, to możemy porozmawia z innymi nauczycielami, abyście mogli sobie poćwiczyć na lekcjach. Chcecie?
- Tak, prosimy!
- Dobrze. To możecie już zacząć przygotowania.
- Pablo, a konkretniej, to co trzeba będzie zrobić? Zaśpiewać, czy zatańczyć?
- Zaśpiewać, gdyż na koncercie raczej nie będziecie tańczyć... Chyba, że jakiś prosty układ...
- Ale kolędę, czy jakąś naszą piosenkę?
- Kolędę. Są jeszcze jakieś pytania?
Zapadła chwilowa cisza, którą mój mąż szybko przerwał.
- W takim razie, bierzcie się do pracy! Jeśli macie jakieś pytania, śmiało możecie pytać.
Dzieciaki bardzo się tym przejmowały. Widać, że zależało im, i to bardzo. Wszystkim, oprócz Ludmiły, która twierdziła, że nie ma co ćwiczyć, gdyż wie, że jest najlepsza i, i tak się dostanie do grupy. Gdyby to, kto będzie w tej grupie, zależało tylko ode mnie, to nie wzięłabym jej, lecz niestety w jury będzie Pablo, Gregorio i Beto... Może oni też nie będą chcieli, żeby ona pojechała? W końcu będę się z nią tylko użerać i sprzeczać...

Następnego dnia, tak jak powiedział Pablo, odbył się kasting. Zaraz po nim, wybrane osoby miały się wstawić na pierwszą próbę. Przed rozpoczęciem kastingu, poinformowaliśmy wszystkich, że jeśli ktoś się zgłosi i zostanie wybrany, to będzie musiał poświęcać mnóstwo czasu na próby przez te cztery dni. Do sali weszła pierwsza osoba, zaśpiewała i wyszła... Następnie kolejna... I tak około 70 osób... Obserwowałam wszystkie występy. Jedni byli lepsi, a jedni gorsi... Lecz wiem, że wszystkim zależało i wszyscy się starali.
- Co sądzisz o tym występie Violetty? - zapytałam mojego męża.
- Szczerze? Poszedł jej wyjątkowo nieudanie...
- Normalnie, to stwierdziłabym, że zgłupiałeś, lecz niestety masz rację... Niepotrzebnie wybrała tą kolędę. Jeszcze zaśpiewała ją w bardzo wysokiej tonacji.
- Może gdyby wybrała coś innego, to wyszło by jej to lepiej?
- Pewnie tak...
Do przesłuchania zostało jeszcze parę osób, ale ja nie mogłam już się dłużej skopić, gdyż myślałam o nieudanym występie mojej siostrzenicy. W duchu miałam nadzieję, że jeśli poproszę Pabla o jeszcze jedną szansę dla niej, to się zgodzi.
- Angie, no chyba żartujesz. Dać jej jeszcze jedną szansę? Przecież się domyśli, że coś jej poszło nie tak, a na dodatek ludzie pomyślą, że daliśmy jej ją, bo jesteś jej ciocią i poczują się oszukanie.
- Pablo, ale proszę...
- Nie, Angie.
- Pablito...
- Nie namówisz mnie do tego. - odparł. - A, i zapomniałbym... Nie nazywaj mnie tak.
Dlaczego On nie lubi, jak się go tak nazywa? - Nie mam pojęcia, ale skoro Mu to nie pasuję, to postanowiłam, że już więcej nie będę go tak nazywała. Nie chcę, aby się na mnie gniewał. Przesłuchanie wszystkich osób zajęło około dwóch godzin, w związku z czym, Pablo postanowił, że decyzja musi zostać jak najszybciej podjęta. I tak jak powiedział, tak też się stało. Nie ukrywam, że to było dziwne. Pablo, Beto i Gregorio dogadali się po piętnastu minutach? Pablo i Beto rozumiem, ale Gregorio?!? Nie, no, to jakiś poświąteczny cud.... Gdy tylko wyszli z pokoju, ruszyliśmy w stronę sali, w której stały wszystkie osoby, które zgłosiły się na kasting.
- Pamiętajcie, że nie jest najważniejsze, kto teraz pojedzie na ten konkurs. Będą jeszcze inne. Ci, którzy przeszli, zapewnię będą się czuli szczęśliwi, a ci, którzy nie przeszli będą się czuli źle, ale pamiętajcie, że to jeszcze jest zabawa. Może was na ten konkurs jechać bardzo mało, a talentów było sporo. - powiedział Gregorio.
"Nie... To na sto procent jakiś cud...." - pomyślałam. "- Gregorio i taka przemowa?"
- W grupie, która pojedzie na ten konkurs może być tylko sześć osób. Angie, powiedź im, kto jest w tej grupie. - powiedział Pablo wręczając mi do ręki listę tych osób.
Wszyscy byli bardzo zestresowani i zdenerwowani. Każdy z nich chciał się dostać do grupy. Nie lubię takich koncertów, w których nie może wziąć udział każdy chętny...
- A więc... Do mojej grupy przechodzą trzy dziewczyny i trzy chłopaki, z tego co tutaj widzę... A są nimi... Diego, Leon i Tomas, a dziewczyny... Francesca, Naty i... - wszyscy się zastanawiali, a nawet byli pewni, że przejdzie, albo Ludmiła, albo Violetta. - I... Violetta! Gratulację!
Szczęśliwi zwycięzcy zaczęli się do siebie przytulać. Byłam bardzo zadowolona, z tego, że Ludmiła dalej nie przeszła. Nie będę musiała się z nią sprzeczać na próbach.
- No, to teraz idźcie na próbę. - rozkazał uśmiechnięty Pablo.
- Nie... Dajmy im się nacieszyć... - powiedziałam do mojego męża. - Próba dopiero za godzinę! - ogłosiłam.
- Idziemy na szejki do Resto Band? - zaproponował Diego.
- Idźcie. - powiedziałam. - Ja stawiam.
- Idziesz z nami? - zapytali.
- Nie, ale macie tutaj pieniądze i zaszalejcie. - sama teraz w to nie wierzę, że dałam im naprawdę dużą kwotę.
Jak też mówili, tak też zrobili. Raz, dwa i już ich nie było... Po chwili cała klasa zrobiła się pusta. Byłam w niej tylko ja i mój mąż.
- Dlaczego wybrałeś Violettę? - zapytałam. - Przecież poszło jej okropnie.
- Tak, wiem, ale wiem również, że da sobie radę na występie bardziej niż kto inny.
- A dlaczego nie wziąłeś Ludmiły?
- Bo widziałem po Twojej minie, że byś sobie z nią nie poradziła. - uśmiechnął się.
- Wiesz co? Teraz, zanim znowu wybierzemy się na jaką randkę minie trochę czasu... I znowu będę za Tobą tęsknić...
- Jak nie Ty, to ja jestem bardzo zapracowany i nie mamy dla siebie czasu... Mam nadzieję, że chociaż po urodzeniu się naszego dziecka, to się zmieni.
- Też mam taką nadzieję... Cały czas pamiętam naszą tamtą wspaniałą randkę...
- O, tak. Ona była idealna...
- Musimy ją kiedyś powtórzyć. - stwierdziłam.
- Tak... Kiedyś, a teraz wykorzystajmy to, że nikogo w pobliżu nie ma... - przytulił się do mnie i zaczął całować po szyi.
- Pablo. No proszę Cię. W Studio?
- Ale dlaczego nie? - pocałował mnie w usta.
- Pablo... - zarumieniłam się.
- No co? Przecież niedługo znowu zaczniemy za sobą tęsknic, bo nie będziesz miała dla mnie czasu, to może trzeba go teraz wykorzystać?
Obściskiwaliśmy się tak, a nawet nie zauważyliśmy, kiedy moja grupka już wróciła z Resto Bend. Ile tam stała i nas obserwowała? Nie mam pojęcia. Możliwe, że nawet piętnaście minut. Całe szczęście, że w końcu ich zauważyliśmy...
- Ym... My tylko... - zaczęliśmy się tłumaczyć.
- Dobrze wiemy co robiliście. - odparli.
- Idźcie na próbę. - rozkazał Pablo.
- Tak. Chodźcie na próbę. - powiedziałam i wszyscy ruszyli w stronę sali z instrumentami.
----------------------------------------------------------------------------------
I co sądzicie o dzisiejszym rozdziale? - Komentujcie!
Rozdział dzisiaj tak wcześnie, gdyż cały dzień mam cały zaplanowany,
więc, albo mógł się pojawić teraz, albo późnym wieczorem, tak jak wczoraj.


Pozdrawiam
bloggerka

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 92 - Decyzja

Dla mojej przyjaciółki,
która pewnie nigdy tego nie przeczyta.
To dla Ciebie, Klaudia :).

♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Dzień, jak co dzień... Dużo pracy, a na dodatek nudziłam się okropnie. Akurat trwała przerwa w Studio. Siedziałam sobie w pokoju nauczycielskim. Siedziałam i siedziałam, aż nagle wszedł Pablo, który najwidoczniej był bardzo zapracowany i gdzieś się śpieszył.
 - Zapomniałem się wczoraj Ciebie zapytać... Będziesz prowadziła grupę na koncercie kolęd?
- Oj... Zapomniałam się nad tym zastanowić...
- Angie, prosiłem Cię... Miałaś mi powiedzieć dzisiaj.
- No tak... Przepraszam Cię, Pablo...
- Na następnej lekcji, powiedź mi, czy się zgadzasz.
- Co? Jak ja mam się niby zdecydować przez 45 minut?
- Miałaś na to 24 godziny, Angie.
- Ale Pablo...
- Nie ma żadnego "ale". Koncert już za tydzień, a my nie mamy wybranych nawet osób do grupy! Ja nie mogę wiecznie czekać.
- A jeśli się nie zgodzę, to kto mnie zastąpi?
- Gregorio.
Dzwonek na lekcje. Miałam zajęcia z grupą, w której była Violetta. Wzięłam dziennik i ruszyłam w stronę sali. Sprawdziłam obecność i zadałam dzieciakom jakieś zadanie, abym mogła się zastanowić, czy chcę poprowadzić grupę. Tak właściwie, to nie miałam nic do stracenia... No tyle, że ja powinnam już od stycznia iść na urlop... Przecież jestem w szóstym ciąży miesiącu... I tak podczas moich przemyśleń zadzwonił dzwonek... Nawet nie zauważyłam, kiedy uczniowie opuścili klasę, a kiedy wszedł do niej Pablo.
- Angie, według planu ja mam teraz tutaj lekcję.
- Nie... Trzecią lekcję mam według planu tutaj, z grupą Violetty.
- Tak,ale za minutę zacznie się czwarta.
- Co? Naprawdę?
- Powiedź, nad czym się tak zamyśliłaś.
- No myślałam o tym koncercie kolęd.
- I co wymyśliłaś?
I jak zwykle przerwał mi dzwonek, a ponieważ nie miałam przygotowanych materiałów na następną lekcję musiałam szybko wyjść, aby je przygotować.
- Obiecuję, że powiem Ci po tej lekcji. Tylko koniecznie przyjdź po mnie. - powiedziałam i wyszłam.
Tak samo minęła mi następna lekcja... Cały czas zastanawiałam się nad podjęciem poprawnej decyzji, ale starałam się zwracać uwagę bardziej na tym co się teraz dzieje, gdyż nie chciałam przegapić dzwonka. Nie minęła chwila po dzwonku, a mój mąż wszedł do klasy.
- Mam wrażenie, jakbyśmy się w domu nie widywali... - powiedziałam.
- Ja niestety też... - posmutniał. - Nie chciałem Cię pognać, ale...
- Tak, wiem...
- Chcesz kawy? - podszedł do dzbanka z kawą. - I jaka jest Twoja decyzja?
- Tak. Chętnie.
- Czyli zgadzasz się prowadzić grupę?
- Nie, chodzi o to, że chcę kawę.
- A to, to ja wiem...
- Zgoda! Niech Ci będzie!
- Dziękuję Ci, Angie. Nie pożałujesz.
- Ale jeśli przegramy, to nie będzie moja wina, tak?
- Nie... No skądże...
- A te osoby do grupy, to...?
- Wybierzemy je przez kasting.
- A kiedy go zrobimy?
- Jak najszybciej. Dzisiaj jest już za późno, aby to ogłosić, więc ogłaszamy jutro, że kasting na grupę do konkursu kolęd odbędzie się za dwa dni.
- Ale zostaną nam wtedy raptem tylko cztery dni przygotowań...
- Nie da się szybciej... Dacie sobie radę.
- No, mam taką nadzieję... - mruknęłam.
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was, że rozdział dzisiaj tak późno,
lecz cały dzień miałam zabiegany.
To próba, to trzeba było iść do kościoła, to musiałam sprzątać.
Przynajmniej się pojawił i mam nadzieję, że się podobał :)).
Wiem, że taki trochę kiepski, bo pisałam go, oglądając jakiś idiotyczny film
(nie mam pojęcia, dlaczego go oglądałam :D).

Jeszcze raz Was bardzo przepraszam!
bloggerka

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 91 - Krzyżówka

Ten rozdział powstał na podstawie
jednorazowego opowiadania,
o "Komisarzu Alexie"
które przeczytałam gdzieś w Internecie.
Był brzydki, deszczowy dzień... Szłam dzisiaj sama do Studia, gdyż Pablo nie mógł się jakoś zorganizować. "Poczekaj, pójdę jeszcze do łazienki." "Zaczekaj, zapomniałem krawatu." "Chwila, jeszcze teczka." Moja cierpliwość jest duża, lecz ma swoje granice. Oczywiście nie byłam na niego zła, aczkolwiek śmiałam się z tego, lecz ja, jak to ja, nie lubię się spóźniać. Wyruszyłam sama z domu. Doszłam do Studia i weszłam do pokoju nauczycielskiego, w którym siedział przy biurku mój tata, do którego się jeszcze nie przyzwyczaiłam tak mówić. Nadal mówiłam do niego po imieniu.
- Dzień dobry, Antonio. Co tam porabiasz?
- Rozwiązuję krzyżówkę.
- Nie nudzi Ci się to?
- Nie.
Zniknęłam na chwilę zza drzwiami, aby powiesić kurtkę na wieszaku. W tej właśnie chwili do pokoju wszedł Pablo.
- Cześć Antonio, co robisz?
- Rozwiązuję krzyżówkę.
- Nie nudzi ci się to?
- Heh... - uśmiechnął się. - Nie.
- A co Cię tak śmieszy? - zapytał mój mąż.
- Właśnie. - powiedziałam wchodząc z powrotem do pokoju.
- Jesteście tacy podobni...
- Kto? Ja i Maria? - zdziwiłam się.
- Nie. Ty i Pablo.
Spojrzeliśmy się na siebie. On patrzył na mnie z tajemniczym uśmiechem, a ja ze zdziwioną miną. Ja podobna do Pabla? Prawda - kocham Go, ale żebym była zaraz do Niego podobna?
- Chcecie mi pomóc? - zapytał.
- Chętnie. - odparłam.
- "Shrek z filmu".
- O, ja to wiem! - ucieszył się Pablo. - Ten... yyy... no...
- Ogr. - odpowiedziałam za mojego męża.
- Pasuje? - zapytał.
- Tak.
- Dawaj dalej. - zdenerwował się Pablo.
- "Krąży w okół Ziemi".
- Księżyc. - palnął mój mąż.
- Na osiem liter.
- Satelita. - odpowiedziałam.
- Dobrze. Teraz wezmę jakąś inną krzyżówkę... - zaczął przewracać strony.
- Żeby nie wiedzieć co krąży w okół Ziemi... - mruknęłam.
- A gdybym tak dostawał za każdy błąd całusa? Co Ty na to?
- Hm... Raczej za każdą dobrą odpowiedź, bo ich będzie mniej...
- Ej, zobaczcie! "Krzyżówka ze Studia 21"!
- No, czytaj... - odparł zrezygnowany Pablo.
Zrobili o nas krzyżówkę. Niby nic, ale zawsze coś...
- "Nazwisko dyrektora Studio 21"
- Wiem to! - krzyknął mój mąż. - Galindo.
- Brawo. - pochwaliłam Go.
- Chwila, chwila... A gdzie mój całus?
- Już już... - miałam pocałować Go w policzek, lecz obrócił głowę i pocałowałam w usta.
- "Pełne imię nauczyciela muzyki - Beto."
- Ja to wiem.... - wmawiał sobie Pablo.
- Rafał. - mruknęłam cicho.
- No tak! Rafał! Przecież to mój przyjaciel. - On udawał, czy naprawdę jest taki głupi?
- Roberto. - odpowiedziałam, jak zwykle poprawnie.
- "Ulubiona para nastolatek."
- Diegoletta.
- Pasuje. - odparł Antonio. - Ap ropo, wiecie, że Wasze imiona też zostały połączone?
- Tak? I co z tego wyszło?
- Pangie.
- Nie tak źle... - uśmiechnęłam się.
- A wiecie, że ktoś umieścił w Internecie zdjęcie Ludmiły bez makijażu? Tak się zdenerwowała, że nie wiem...
- A Ty? Przecież Ty o mało co nie przeszedłeś do Studia w piżamie!
- Naprawdę? - zdziwił się Antonio. - Jak do tego doszło?
- Nie prawda... - skłamał.
- Głupek. - powiedziałam. - Opowiem ci innym razem.
- Oj, tam... Raz mi się zdarzyło... Czytaj dalej, Antonio.
I właśnie w tej oto chwili zadzwonił dzwonek na lekcję, który przerwał naszą cudowną zabawę. Muszę powiedzieć Beto, że jego najlepszy przyjaciel nie wie, jak on ma na imię. Może Pablo się tylko popisywał, bo znając Go to właśnie to robił, gdyż robi to najczęściej? No nie ważne... W każdym razie, było bardzo fajnie.
----------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że rozdział taki przy krótkawy, lecz nie umiałam go wydłużyć.
Za to napisałam dzisiaj taki inny bo w końcu:
to już całe trzy miesiące!
(Niestety, nie miałam czasu na zrobienie kolażu)
Małe podsumowanie:
Opublikowane komentarze: 664
Kto najczęściej komentował?: Amistad para siempre (obecnie Enought), Angie :3, Angeles Saramego (Serdecznie Wam za to dziękuję!!!)
Liczba wyświetleń dzisiaj: 70
Posty: 103 - w tym 10 nieopublikowanych
Najwięcej było Was tu w dniu: wczoraj - 27 grudnia 2013 r. - 290 wyświetleń (Dziękuję!!!)
Najchętniej czytany rozdział w tym miesiącu: Rozdział 80 - Ostatnia rozprawa (56 wejścia, 12 komentarzy)
Strona, na którą najczęściej wchodziliście w tym miesiącu: Spoilery (216 wejść)

Serdecznie Wam za wszystko dziękuję!!!

Ściskam :)).
bloggerka

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 90 - Koniec semestru

Przepraszam, że rozdział dzisiaj tak późno.
Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego,
pod rozdziałem znajduje się wytłumaczenie.
Szłam razem z moją siostrzenicą do Studio. Przechodziłyśmy właśnie przez drzwi, gdy Viola zaczęła mówić coś, o co nie za bardzo wiedziałam, jej chodziło.
- Nie mogę w to uwierzyć...
- Ale w co?
- No, że zleciało już pół roku... Przecież semestr się już kończy!
- Naprawdę? Semestr się już kończy?
- No, tak... Za dwa dni.
- O, nie! Ja jeszcze nie wystawiłam wam ocen ze śpiewu!
- To lepiej się za to zabierz, chyba, że wolisz mieć kłopoty z Pablem...
- Z Pablem? Dlaczego miałabym mieć kłopoty akurat z Nim?
- Nie pamiętasz co było w zeszłym roku z tą nauczycielką od tańca?
- O kurczę... Pamiętam... Masz rację, lepiej się za to wezmę!
Wbiegłam do pokoju nauczycielskiego, jak burza i wzięłam z półki dzienniki wszystkich klas, które uczę. Podczas mojego myślenia, do pokoju wszedł Pablo.
- Co robisz?
- Wystawiam oceny końcowe.
- Nie zrobiłaś tego przed świętami? Przecież prosiłem...
- No, ale ja zapomniałam!
W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Akurat miałam ją poprowadzić z Pablem. Znalazłam dziennik grupy, w której była Violetta i ruszyliśmy do klasy.
- Chciałem wam przypomnieć, że semestr się kończy już za dwa dni. - zaczął mój mąż. - Raczej nie muszę tego mówić w tej grupie... - powiedział patrząc w dziennik. - Lecz powiem. Jeśli ktoś, chce jeszcze coś poprawić to niech to zrobi najlepiej dzisiaj, albo ewentualnie jutro.
- A czy ktoś jest zagrożony? - zapytał jeden z uczniów.
- Em... Chwilka, muszę to sprawdzić... - Pablo zaczął przeglądać listę uczniów. - Ym... Tak.
- Kto to jest?
- Nie powinienem wam tego mówić. Osoba, która jest zagrożona może się poczuć nieprzyjemnie...
- Pablo, proszę powiedź!
- Nie. Jeśli ta osoba będzie chciała, to sama wam o tym powie.
- Heh... - zaczęła się śmiać Ludmiła. - Gdyby nie to, że nauczyciele was lubią, to wszyscy byście już dawno oblali! Oczywiście, nie to co ja...
Lekcja zleciała nam bardzo szybko, co było bardzo dziwne, gdyż zwykle się dłużyła i dłużyła... Zadzwonił właśnie dzwonek na lekcję. Zaczęłam zbierać wszystkie papiery. Uczniowie zaczęli wychodzić z klasy.
- Ludmiła. Poczekaj proszę chwilkę. - poprosił ją Pablo.
- Pewnie chodzi o ten występ, który okazał się totalną katastrofą tak? Nie bój się, nic mi się nie stało.
- Nie, nie chodzi o to...
- Najgorsze jest to, że na ciele mam pełno siniaków! - nastolatka chyba tego nie usłyszała. - I jak ja mam teraz tańczyć w ubraniach z krótkimi rękawami?
- Ludmiła nie chodzi o to! - wrzasnął.
- Spokojnie Pablo, bo Ci jeszcze zmarszczki wyjdą...
- Ludmiła, to ty jesteś tą zagrożoną osobą.
- Ja? Jak to ja?
- Tak. Masz talent. To prawda, ale nie potrafisz pracować w grupie... Przez to masz nie zaliczone paręnaście zadań...
- A wiecie co ja o tym wszystkim sądzę?!? Po kitu mi to Studio! Mój tata mógłby je od was odkupić i zaliczyłabym semestr! - zdenerwowała się. - Ych... Ludmiła wychodzi! - jak powiedziała, tak też zrobiła.
- Ona naprawdę nie zdała tych zadań? - zdziwiłam się.
- Tak. Nie przepuszczę jej dalej, jeśli nie będzie umiała pracować w grupie, bo przecież co starsza grupa, to coraz więcej przedstawień, prac w grupie...
- Chyba robisz słusznie...
- No też mam taką nadzieję.
- Przepraszam... - do sali weszła moja siostrzenica. - Angie, skończyłaś już? Idziemy do domu?
- Tak, tak... Już idę. - wzięłam torbę z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.
- Ej, a ja? - zapytał Pablo.
- A Ty wracasz dzisiaj sam. - uśmiechnęłam się. - Będę po szesnastej. Pa. - wyszłyśmy.
Zaczęłyśmy iść w stronę domu Violetty, gdyż miałam z nią dzisiaj lekcję, gdyż w końcu była środa...
- Angie, mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne, pytaj.
- Kto jest tym uczniem?
- Jakim uczniem?
- Tym uczniem, który nie może nie zaliczyć semestru?
- Nie wiem. - skłamałam.
- Wiem, że wiesz. Powiedź, proszę.
- Violu, nie mogę Ci powiedzieć.
- Ale ja nikomu nie powiem, przysięgam!
- No dobrze... Ludmiła...
- Ludmiła?
Przez resztę drogi i przez wszystkie lekcje moja siostrzenica była zamyślona. Pewnie myślała o tym, co powiedziałam jej na spacerze. Tylko, czy ja dobrze zrobiłam mówiąc jej to? No, bo przecież nie powinnam tego robić... Dopiero następnego dnia, przekonałam się, o tym, czy dobrze zrobiłam.

/Następny dzień - Studio/
Przed chwilą zadzwonił dzwonek na lekcję. Miałam teraz lekcję z grupą Violetty, razem z Pablo. Weszłam do klasy. Tak, jak myślałam, Ludmiły nie było.
- Musimy jej pomóc zdać semestr!
- Przecież to niemożliwe, żeby ona nie zdała! - dodała Naty.
- To nie o to chodzi... Może i Ludmiła jest wredna, lecz przecież ma talent. Musimy ją nauczyć pracy w grupie. - powiedziała Violetta.
Wchodząc głębiej w klasę pociągnęłam Violę za rękaw i zaciągnęłam na bok.
- Violu, co ty robisz? Powiedziałaś, że nikomu nie powiesz! Będę miała przez ciebie kłopoty, jeśli Pablo się dowie, że dowiedziałaś się tego ode mnie.
- Ja chcę jej tyko pomóc... - nastolatka zrobiła maślane oczy.
Moja siostrzenica była taka dobra... Chciała pomóc swojej przeciwniczce...
- No dobrze... Idź już tam do nich...
- A co z Pablem?
- Jakoś sobie z Nim poradzę... No idź już.
- Myślisz, że to się może udać? - zapytała Camilla, gdy Violetta doszła do grupy.
- Tak. O ile ona sama, będzie tego chciała.
- To się nie skończy dobrze...
- Jeśli nie spróbujemy, to się tego nie dowiemy. To co? Wchodzicie w to?
Wszyscy uczniowie się na siebie patrzyli. Widać, że nie za bardzo im to pasowało.
- Okej... - zdecydowali. - Niech już jej będzie...
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział dodałam tak późno,
lecz do 16 byłam na próbie, a gdy wróciłam nie miałam Internetu.
Mam go dopiero od 5 minut.
Późno, a późno, ale najważniejsze, że się pojawił :)).
No i mam nadzieję, że się Wam podobał.

Pozdrawiam
bloggerka

Ps. Gdy zobaczyłam ten post na Violetta Polska - zamarłam - POST

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 89 - Koniec świąt

Czy Wam też zrobiło się tak smutno,
gdy uświadomiliście sobie,
że przecież dzisiaj się kończą święta?
Święta... Taki wspaniały okres... Lecz niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy...  Te wspaniałe rodzinne spędzone chwile, które wrócą dopiero za rok... O ile wrócą... Bo przecież do tego czasu może być koniec świata... Tęsknię za tymi wspaniałymi dniami... Było tak magicznie... Tak, jak nigdy nikt nie miał dla mnie czasu, tak teraz moi najbliżsi miel go dla mnie...
- Tak, tak, wiem... "Święta się już skończyły. Za bardzo jesteś rozkojarzona. Skup się." - znowu Pablo poprosił mnie, abym z Nim porozmawiała.
- Nie, nie to miałem na myśli...
- Tak?
- Tak... Wszyscy są rozkojarzeni po świętach... No już tak bywa... Ale nie o to chodzi... Dostałem propozycję występu na koncercie kolęd.
- Ty będziesz śpiewał? - nie za bardzo zrozumiałam o co Mu chodzi.
- Nie. Nie ja. Uczniowie ze Studio. Oczywiście nie wszyscy... Tylko ci najlepsi... Tylko, co Ty o tym sądzisz?
- Ja? Ja sądzę, że to bardzo dobry pomysł.
- Czyli się zgadzasz się?
- Tak. A na co się zgadzam?
- No, żeby poprowadzić grupę.
- Ja?
- No tak... Nie powiedziałem Ci tego? - zdziwił się.
- No nie...
- Ale się zgadzasz, tak?
- Pablo, ja nie wiem... Kiedy ten koncert?
- Szóstego stycznia, o szesnastej.
- Ja muszę to wszystko przemyśleć... Ja od stycznia powinnam iść na urlop... I został nam raptem tyko tydzień przygotowań...
- No tak... Dlatego proszę o to Ciebie, bo wiem, że Ty sobie z tym poradzisz.
- Nie wiem... Mogę powiedzieć Ci jutro?
- No dobrze, ale byle szybko...
W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcje. Wyszłam z pokoju nauczycielskiego i poszłam w stronę klasy, w której miałam mieć lekcję. Zerknęłam w dziennik... Dzisiaj miałam wprowadzić bardzo trudny temat, a nie miałam na to ochoty... I pewnie uczniowie też nie, a miałam lekcję z grupą Violetty.
- Dzień dobry, Angie! - przywitali się.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się. - To co, macie ochotę na normalną lekcję, czy...
- Luźną! - przerwali mi.
- Tylko, żeby się nikt o tym nie dowiedział, okej? A w szczególności Pablo.
- Nie ma sprawy. - odparli uradowani uczniowie.
- Dobrze, jak spędziliście święta? Diego? Jak spędziłeś Wigilię?
- Było naprawdę fajnie, gdyby nie jeden fakt.
- Jaki?
- Że nie było przy mnie Violetty...
- Ooo...
Nastolatka podeszła do swojego chłopaka i pocałowała go w policzek. Ciekawe, jak by wyglądał mój związek z Pablem, gdy byliśmy tak młodzi... To było dziesięć lat temu... Już tego nie pamiętam... Pamiętam, że zerwaliśmy, bo szukałam po całym świecie Violetty, a On twierdził, że związki na odległość nie mają sensu. Dzieciaki rozmawiały między sobą, a ja, nawet nie zauważyłam kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę... Do sali wszedł Antonio...
- Angie...
- Tak, wiem... Mamy już nowy rok, święta już były...
- Dokładnie.
- I mam się skupić bardziej...
- Nie... Nie o tym chciałem...'
- Co się stało, Antonio? - zapytałam. - Wyglądasz na smutnego?
- Nie... Nie jestem smutny... Mam dla Ciebie prezent na Gwiazdkę. Co prawda spóźniony, lecz nie było Cię w domu, jak poszedłem Cię odwiedzić.
- O, dziękuję. Nie trzeba było... Tak mi głupio, bo ja dla Ciebie nic nie mam...
- To tylko taka drobnostka...
Podał mi do ręki kopertę. Otworzyłam ją. W środku były dwa bilety do Paryża.
- Drobnostka? Antonio, ja nie mogę tego przyjąć...
- Możesz... W końcu jestem Twoim tatą. Nie przyjmiesz prezentu od starego ojca? - zapytał z uśmiechem.
- No nie takiego starego... - stwierdziłam. - Dziękuję...
----------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał :).
A teraz chciałabym Was przeprosić, za dwie rzeczy:
Przepraszam, że rozdział taki krótki, lecz spodziewałam się,
że w święta będę miała trochę więcej czasu,
a miałam go tak mało... Praktycznie każdą wolną chwilę chciałam spędzać
z rodziną, która zwykle nie ma dla mnie czasu w roku,
oraz, że rozdział pojawił się tak późno, gdyż przed chwilą wróciłam od babci
z obiadu świątecznego, a na dodatek nie miałam przez piętnaście minut Internetu :D.

Pozdrawiam
bloggerka

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 88 - Kłótnia świąteczna

Jak tam pierwszy dzień świąt?
Mam nadzieję, że nie zaczęliście go tak, jak Angie...
Wigilia była naprawdę wspaniała... Tyle prezentów, radości, śmiechu... Właśnie siedziałam w kuchni i zmywałam naczynia po wczorajszej kolacji, mimo, iż bardzo nie chciałam tego robić, bo byłam niewyspana, gdy zadzwonił do mnie telefon. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił mój szwagier.
- No cześć, German. - przywitałam się.
- Hej, Angie.
- Jak tam po wczorajszej Wigilii? Trochę długo siedzieliśmy. Violetta się wyspała?
- Nie. Jeszcze śpi.
- Aha... Ja się jej nie dziwię. Też jestem bardzo zmęczona, Pablo też... Nic nam się nie chce...
- W takim razie przyjdźcie do nas dzisiaj na obiad świąteczny. - zaproponował.
- Nie, wy przyjdźcie do nas.
- Przecież sama przed chwilą mówiłaś, że jesteś zmęczona, że chce Ci się spać... Więc my ugotujemy, a Wy tylko musicie przyjść.
- No nie wiem... Porozmawiam z Pablem i oddzwonię do Ciebie, dobrze?
- Spoko, czekam.
- To pa.
- Cześć.
Akurat w tej chwili na dół, do mnie, zszedł mój mąż. Chciałam z nim porozmawiać na temat obiadu świątecznego u Germana i Violetty. W duchu miałam nadzieję, że się na nią nie zgodzi. Dlaczego? - Nie wiem... Jakoś tak wolałam, aby oni znowu przyszli do nas... W tej chwili przypomniał mi się mój koszmar, w którym mój szwagier posunął się za daleko [rozdział 30].
- Słuchaj, Pablo... German do mnie przed chwilą dzwonił i zaprosił nas na świąteczny obiad...
- O, to bardzo miło z jego strony!
- Z tym, że ja nie za bardzo chcę tam iść...
- Dlaczego, Angie? Będzie zabawnie!
- Nie, Pablo. Nie idę tam. - zaczęłam się już powoli denerwować.
- Dlaczego nie możemy iść do nich? Przecież u nas była Wigilia.
- Bo nie i koniec kropka! - byłam już wkurzona.
Atmosfera w domu zrobiła się bardzo napięta. Zaczęliśmy się przekrzykiwać, gdyż mój mąż był za tym, aby iść do rodziny Casttio na obiad, a ja byłam temu przeciw. Czym się tak zestresowałam? Może tym, że Pablo po raz pierwszy w życiu nie chciał ulec mojemu zdaniu.
- Jeśli w takiej atmosferze mamy spędzać to ja dziękuję!
- Pablo, gdzie idziesz?
- Do Germana, na świąteczny obiad!
- Przecież Ty go nienawidzisz!
- Kto tak powiedział? To prawda, nie przepadam za nim, lecz w końcu są święta, a jesteśmy rodziną! - wyszedł i trzasnął drzwiami.
"A i dobrze. Nie będzie mi przeszkadzał." - pomyślałam w pierwszej chwili, lecz szybko tego pożałowałam. Spojrzałam do lodówki. Nie było tam nic ciekawego do zjedzenia... Zaparzyłam sobie wodę na herbatę i czekałam, aż się zagrzeje. Gdy ją już sobie zrobiłam, to usiadłam przy stole i myślałam. Po pewnym czasie spojrzałam na zegarek. Była już piętnasta. Byłam na siebie okropnie zła, za to, że pozwoliłam iść Pablowi samemu do domu mojego szwagra. "Może jednak tam pójdę?" - pomyślałam w jednej chwili, lecz i tak, tak nie zrobiłam. Przyszłabym spóźniona, a na dodatek mój mąż pewnie już coś o mnie tam nagadał... Duma by mnie za bardzo zjadła, gdybym jednak w ostatniej chwili nie ruszyła się z krzesła i nie wyszła.

Stałam przed drzwiami domu Violetty. I co ja teraz zrobię? "Zapukać, czy nie pukać?" Nacisnęłam dzwonek do drzwi i automatycznie pomyślałam "Boże, co ja zrobiłam!". Zaczęłam szybko odchodzić, lecz ktoś chyba akurat stał przy nich, gdyż otworzyły się bardzo szybko.
- O, Angie. Jednak jesteś! - ucieszył się mój szwagier. - Chodź.
Weszłam do środka. Oni także mieli w pokoju piękną choinkę, która stała w kącie salonu, przy pianinie. Gdzie był Pablo? Miałam nadzieję, że właśnie tutaj... Przecież musiałam go przeprosić.
- Był u was może mój mąż? - zapytałam.
- Tak. Jest nadal?
- Tak? A gdzie teraz zniknął?
- Jest w toalecie...
I w tej właśnie chwili Pablo wyszedł z ubikacji. Rzuciłam Mu się na szyję i zaczęłam Go przepraszać.
- Pablo, ja Cię tak strasznie przepraszam! Zachowałam się strasznie!
- Angie, Angie... Już dobrze... Jest okej...
- Kocham Cię! - pocałowałam Go po raz kolejny...
----------------------------------------------------------------------------------
I co sądzicie o dzisiejszym rozdziale? - Komentujcie!
Jak tam po świętach?
Co dostaliście pod choinkę? Pochwalcie się. :D

Pozdrawiam
bloggerka

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 87 - Święta

Zaczynając dzisiejszy rozdział,
chciałabym Wam życzyć wspaniałej Wigilii,
abyście spędzili jeden z najwspanialszych dni w roku,
w wesołym gronie, razem ze swoją rodziną. :)
"Świeć gwiazdeczko, mała świeć... Do Jezusa prowadź mnie..."* - Wigilia. Jeden z najwspanialszych dni w roku. Dlaczego jest taki wspaniały? Każdy odpowiedział by inaczej, a jednak podobnie na to pytanie. Ja jednak uważam, że to święto jest także wspaniałe z pewnego powodu, o którym pewnie nikt, by nigdy nie pomyślał... Który może wydawać się wam dziwny... Lecz moim zdaniem to właśnie tak wygląda. Otóż, z czym mi się jeszcze kojarzy? - Z Walentynkami... Dlaczego? - Przekonajcie się sami.

Kolacja wigilijna została zaplanowana na 17:00, a było za piętnaście. Byłam ciekawa, czy moja siostrzenica razem ze swoim tatą zechcą i przyjdą do nas. Gdyby nie, to spędzali by te święta sami, gdyż Olga i Ramallo wyjechali z miasta na święta. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Jak nam miło, że przyszliście!
- W końcu jesteśmy rodziną. Powinniśmy święta spędzać razem. - uśmiechnął się mój szwagier.
Violetta była ubrana w piękną, czerwoną, wełnianą sukienkę, brązowe, cienkie rajstopy i w jasnobrązowe balerinki. Była uczesana w dobieranego warkocza. A German? - Ubrany był w garnitur. A co najbardziej podobało mi się w jego stroju? - Czerwony krawat w renifery.
- Ale macie ładną i dużą choinkę! Sami ubieraliście? - zapytała Viola.
- Tak. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
W tym roku postanowiliśmy kupić żywą choinkę. Tak dla odmiany. Obwiesiliśmy ją bombkami w różnych kolorach, a na samym czubku umieściliśmy słomianą gwiazdę. Światełka także były w różnych kolorach, dlatego nasza choinka była taka kolorowa. Były także na niej trzy łańcuchy: żółty, niebieski i czerwony. Ubierając ją, pomyślałam, że byłoby ciekawie, gdybyśmy powiesili na niej jeszcze cukierki. Jak też pomyślałam, tak też zrobiłam. Na drzewku powiesiliśmy kilka owocowych cukierków, a oczywiście pod nim znajdowało się od groma prezentów. Od razu przypomniało mi się moje dzieciństwo... Poczułam w sobie przypływ radości. Miałam ogromną nadzieję, że te święta będą udane, że wszystko potoczy się mojej myśli... Czy po raz pierwszy od dwunastu lat będę miała udane święta? Mam nadzieję, że tak, bo w końcu są obok mnie moi najbliżsi... Pablo, Violetta, German... Wielka szkoda, że Antonio się nie zjawił, lecz powiedział, że bardzo mu przykro, lecz nie da rady się zjawić. Byłam zdziwiona, gdy powiedział, że powinno spędzać się te święta w gronie najbliższych, a on się do nich nie zalicza. Może zapomniał, że jest moim tatą? O nie! Ja mu nie dam tego zapomnieć! Szkoda, że moja mama się nie pojawiła... Tak bardzo za nią tęsknię... Pamiętam nasze rodzinne święta... Tyle było śmiechu, prezentów... A rok temu? Spędzałam je sama z Pablem... Tyle, że to były święta obchodzone po przyjacielsku... Jeszcze wtedy nie spodziewałam się, że za rok, będę łamała się opłatkiem z tym samym mężczyzną, lecz nie będzie On już tylko moim przyjacielem, a mężem...
- To co? Bierzcie opłatek. - rozkazał Pablo.
Wzięłam do ręki kawałek opłatka. Pierwszą osobą, do której poszłam była moja siostrzenica.
- Violu, życzę Ci, aby nowy rok był dla ciebie jeszcze wspanialszy niż ten był i życzę ci jeszcze, abyś się dalej rozwijała w kierunku muzyki i nigdy z niej nie rezygnowała.
- O, dziękuję Angie. Ja Tobie życzę udanego małżeństwa i, żeby Wasze dziecko nie sprawiało Wam wiele kłopotów. - uśmiechnęła się.
Następnie zaczęłam się łamać opłatkiem z moim szwagrem, który życzył mi szczęścia i kochającej rodziny, którą przecież już mam. Na sam koniec zostawiłam Pabla.
- Kochanie, życzę Ci... - nigdy nie wiedziałam co mogę życzyć, przy łamaniu się opłatkiem, tak ważnej dla mnie, osobie. - Po prostu życzę Ci szczęścia i...
- Ja już mam szczęście... - przerwał mi. - Właśnie stoi tutaj przede mną i łamie się ze mną opłatkiem.
Zarumieniłam się. Pablo pocałował mnie w policzek, a następnie zarządził, aby usiąść już do stołu. Każdy zajął swoje miejsce. Mój mąż zaczął nalewać do talerzy czerwonego barszczu, a następnie włożył każdemu po dwie pary uszek.
- Smacznego. - powiedział i zaczął jeść.
Całą zupę zjedliśmy w ciszy, lecz później te dwanaście potraw wigilijnych jedliśmy już rozmawiając. Z tego wszystkiego najbardziej smakował mi karp. Zawsze sądziłam, że karpia powinno się jeść tylko w Wigilię, bo w żaden inny dzień nie będzie smakował tak samo. Mimo, iż Violetta miała tyle lat, ile miała i tak zerkała cały czas na prezenty, a u nas panował zwyczaj otwierania prezentów po kolacji.
- No dobrze, idź już do tej choinki. - powiedziałam.
Moja siostrzenica ucieszyła się jak dziecko. Migiem podbiegła do choinki i zaczęła szukać prezentów dla siebie.
- Ojej! Tato! Zobacz co dostałam od Angie i Pabla!
- To przecież naszyjnik Marii...
- Tak. To jedyna rzecz jaką mi zostawiłeś po jej śmierci.
Gdy tak patrzyłam, jak odpakowuje te wszystkie prezenty, pozazdrościłam jej i także musiałam się do nich dopaść. Też dostałam ich dużo. Jakieś ubrania, nowe garnki, o których marudziłam Pablowi już od dawna, talon zniżkowy do restauracji, dwa bilety do teatru... Mój mąż podszedł do nas i zaczął szukać prezentów dla siebie. Na samym końcu otworzył prezent, który dostał ode mnie.
- O ja cię... Przecież to jest ta gitara! - ucieszył się.
- Jaka gitara? - zapytała Violetta.
- Pablo zobaczył w takim sklepie gitarę, która bardzo Mu się spodobała i to jest właśnie ta...
- Angie, Najdroższa, dziękuję Ci i to bardzo!
Wszyscy bardzo się ucieszyli z prezentów, jakie dostali. Ja od razu poszłam przymierzać ubrania, German musiał wypróbować swój nowy telefon, który dostał ode mnie i Pabla, Violetta od razu założyła bransoletkę Marii...
- Co wy na to? Może pośpiewamy kolędy? - zaproponowałam.
- Tak, bardzo chętnie. - ucieszyła się Violetta.
Pablo wziął do ręki nową gitarę, a na głowię założył czapkę Mikołaja, w której było Mu bardzo do twarzy.
- Śpiewamy? - zapytał.
- Tak.
Zaczęliśmy śpiewać "Gdy śliczna Panna". Mój mąż siedział na krzesełku, przy kominku. Ja stałam obok Niego, a dłoń położyłam na Jego ramieniu. Byliśmy obok choinki. Następnie bliżej nas przyszła Viola, a za nią podążył German. Śpiewałam i uśmiechałam się do nich. "Li, li, li, li, laj... Moje dzieciąteczko..." Niedługo ja też będę śpiewała kołysanki mojemu malutkiemu dziecku...

Stałam właśnie w kuchni i parzyłam sobie herbatę, gdy nagle dołączył do mnie Pablo.
- Mogę Ci na chwilę przerwać? - zapytał.
- Oczywiście.
- Wesołych świąt, Angie. Kocham Cię. - powiedział dając mi do ręki malutkie pudełeczko.
Spojrzałam do środka. Znajdował się tam pierścionek z malutkim diamencikiem.
- Wesołych świąt... Ja też Cię kocham, Pablo. - skorzystałam z tego, że staliśmy akurat pod jemiołą.
----------------------------------------------------------------------------------
* - tekst kolędy "Świeć gwiazdeczko" zespołu Arka Noego
Mam nadzieję, że rozdział świąteczny się Wam podobał. - Komentujcie!


No więc, chcę jeszcze raz życzyć Wam,
moi kochani czytelnicy,
radosnych i wesołych świąt, bogatego Mikołaja, oraz, aby przyszły rok był lepszy niż ten.
Zmieniajcie się na lepsze i cieszcie się każdą chwilą.

Wesołych świąt!
bloggerka