niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 78 - Pozew rozwodowy

Dla pewnej osoby,
która pewnie nigdy tego nie przeczyta.
Jesteś dla mnie bardzo ważna, kochana osobo!
Czekając na Pabla zasnęłam. Mimo, że byłam taka zmartwiona, jednocześnie byłam już przemęczona. Mój sen był nie na miejscu... Przyśnił się, niewłaściwej nocy... A co mi się przyśniło? Nasz ślub...
- Ja, Pablo Galindo, ślubuję Tobie, Angie, miłość, wierność, oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci...
I co? Ślubował mi, w kościele, przy kilkudziesięciu osobach, że mnie nie zostawi... Ale przecież, ja też zawiniłam... Może mi wybaczy? Tak... To Pablo... On mi zawsze wybaczy... Gdy się przebudziłam, wstałam i podeszłam do okna, w kuchni, przez które można było zobaczyć naszą ulicę. Miałam nadzieję, że zobaczę go tam gdzieś, jak wraca wolnym krokiem do domu. Lecz niestety - moja myśl się nie spełniła... Gdy odeszłam od okna, usłyszałam dzwonek do drzwi, co było naprawdę dziwne, bo nikt go zwykle nie używał. Kiedy poszłam otworzyć, na wycieraczce znalazłam kopertę, która została zaadresowana do mnie. "Angeles Galindo (Saramego)". Kto mógłby tak do mnie zaadresować kopertę? Otworzyłam ją. A co w niej było?
- Heh... - nie wiem dlaczego zaśmiałam się, mimo, iż wcale nie było mi do śmiechu.
Pierw pomyślałam, że to jakaś pomyłka. Pozew rozwodowy? Dla mnie? Przecież u mnie wszystko było w jak najlepszym porządku... No, prawie... Jednak się nie pomylili. Ta koperta była całkowicie dla mnie... Nagle moje myśli przerwał odgłos otwieranych drzwi, a stał w nich mój mąż.
- Dlaczego nie dostarczyłeś mi tego osobiście?
- Czego?
- No nie wiesz? Tego. - pokazałam Mu dokument.
- Uspokój się, Angie. To tylko jakiś kawałek kartki.
- Jakiś kawałek kartki? Przecież to pismo z sądu!
- No, też, że ono jest z sądu, to dostarczył Ci je listonosz, a nie ja.
- Ale ja mam wątpliwości, czy to był listonosz, czy nie ten chłopiec z naprzeciwka.
Pablo poszedł sobie do kuchni, jakby nigdy nic i wstawił wodę na zaparzenie kawy. Czekałam na Jego wyjaśnienia, na odpowiedź na pytanie "Dlaczego?", a tu nic... Cisza... Słychać było tylko czajnik, w którym woda zaczęła wrzeć.
- A myślałam, że będzie już tak dobrze... Chodzi Ci o ten idiotyczny pocałunek, tak?
- O jaki pocałunek?
- Nie rżnij głupa, Pablo!
- Nie muszę Ci się tłumaczyć z mojej decyzji.
- Ja ja głupia miałam nadzieję! Miałam nadzieję, że to właśnie z Tobą i z naszym dzieckiem spędzę resztę życia! Wiesz, po co w ogóle robiłeś mi jakąś nadzieję, na to lepsze życie z Tobą? Od teraz będę miała popsute życie... - już miałam w oczach łzy. - Popsute... zrujnowane...
Poszłam na górę, do naszej sypialni. Przekręciłam drzwi na kluczyk. Wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam nerwowo wrzucać do niej ubrania. Gdy skończyłam, usiadłam na łóżku i wzięłam nasze wspólne zdjęcie, które stało na komodzie obok.
- Ja Cię nadal kocham... - wyszeptałam i rzuciłam nim o podłogę.
Wyszłam z sypialni i zbiegłam z walizką na dół.
- Nienawidzę Cię!
- Angie, dlaczego?
- Jeszcze pytasz się, tak zupełnie bez sensu, dlaczego?
- Bo nie rozumiem!
- Za ten idiotyczny rozwód! - krzyknęłam i wyszłam.
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział dzisiaj tak późno, lecz tak wyszło.
Jutro rozdział też gdzieś tak o tej porze.

Przetrwajcie ten ostatni tydzień szkoły!
bloggerka

4 komentarze:

  1. Cos mi sie wydaje ze Pablo nie wie o tym rozwodzie. Miejmy nadzieję że tego nie zaplanował!!! Super rozdział i przepraszam, ale dziś chyba nici z rozdziału:(
    Czekam na jutrzejszy next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wszystkiego się dowiesz :)).
      Rozumiem - poczekam :D.

      Usuń
  2. Super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)