niedziela, 2 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 2 - Powrót do Studia

Mała przygoda związana z Gregoriem :D.
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Tak... Dzisiaj miał być mój pierwszy dzień pracy w Studio po tym, jak urodziłam córkę. Normalnie spodziewałabym się, że byłyby wspaniały. W końcu mam wspaniałą pracę, którą naprawdę uwielbiam. Dlaczego jednak taki nie był? Jedno słowo: Gregorio. On potrafi nawet zawodowemu komikowi popsuć humor... Była godzina dziesiąta. Właśnie miałam okienko, więc postanowiłam się zająć dodatkową pracą, którą mam od niedawna przeznaczoną. Muszę zajmować się przeliczaniem pensji dla nauczycieli dopóki nie znajdziemy zastępcy naszej byłej pani księgowej. Siedziałam sobie spokojnie i przeglądałam wszystkie potrzebne mi do tego papiery. Nagle do pokoju nauczycielskiego wparował jak zwykle naburmuszony Gregorio. Usiadł na krześle.
- Angie, proszę, zrób mi kawy.
- A co ja jestem? Służąca?
- Nie, no... Proszę zrób. Jestem zmęczony. Z tymi dzieciakami się nie da wytrzymać.
- Nie. Sam sobie zrób.
- Wyglądasz dzisiaj naprawdę ładnie. - myślałam, ze się przesłyszałam.
- Nie mówisz tak, żebym ci tylko zrobiła kawę?
- Nie.
- Powiedziałeś to na serio?
- Haha! No coś ty! Twoje włosy wyglądają gorzej, niż stodoła pełna siana, a twoja sukienka wygląda jak szmatka do podłogi, a o butach już nie wspomnę...
- Tak? - zdenerwowałam się. - Ty jak zwykle jesteś ubrany w ten swój pedalski sweterek...
- W jaki sweterek?
- Pedalski, głucholcu.
- Zajmij się lepiej swoją pracą.
- Próbuję, wiesz?
- Co ty wyprawiasz?!?
- Gregorio, co ja wyprawiam!?! Przecież to jest moja praca!
- Tak?!? Twoją pracą jest grzebanie w MOICH dokumentach!?!
- Nie wiem czy wiesz, ale, aby sprawdzić, czy z pieniędzmi wszystko w normie muszę przejrzeć każdego dokumenty...
- A od kiedy ty jesteś księgową w naszym Studio, co?
- Od kiedy? Od wtedy, kiedy się pokłóciłeś z naszą byłą księgową, Tatianą!
- Ta kłótnia to nie była moja wina!
- Ehe... To przecież tobie nie pasowały wypłata dla niej, więc chciałeś ją zmniejszyć!
- Oj, tam! Ona była rozwydrzona i roztrzepana! Nie potrafiła liczyć! Zgaduję, że na koniec szkoły z matematyki miała dwóję!
- No wiesz, w każdym razie lepiej liczyła niż ty, bo ty potrafisz policzyć tylko do ośmiu na swoich zajęciach!
- Och! Ale to jest moja praca!
- Tak, tak samo, jak moją pracą od niedawna jest liczenie tych rachunków, przeglądanie dokumentów...
- Wiesz co Ąszi?
- No zaskocz mnie.
- Lepiej wracaj do tego swojego bachora! Do domu!
- O, przegiąłeś! Nie masz prawa mojej córki nazywać bachorem!
Akurat (jak na złość) do pokoju nauczycielskiego wszedł Pablo. Nie za bardzo wiedziałam, jak Mu wytłumaczyć to, co przed chwilą się tutaj wydarzyło...
- Co się tutaj dzieje? Co to za wrzaski? Słychać was aż na korytarzu.
- Ężi, grzebie w moich dokumentach!
- A Gregorio nazwał naszą Martinę bachorem!
- SPOKÓJ! - wrzasnął Pablo. - Uspokoicie się wreszcie czy nie? Zachowujecie się, jak dzieci.
- Ależ Pablo... - nauczyciel tańca chciał się wtrącić.
- Gregorio, Angie zajmuje się tymi papierami, bo przez ciebie odeszła nasza księgowa. Angie, nie zaczynaj kłótni z Gregoriem, bo wiesz, że nie warto. A po za tym, on ma trochę racji. Nie powinnaś sama, bez jego zgody, grzebać w jego dokumentach.
Nie mogłam uwierzyć w to, że mi to powiedział. Ja wiem, że człowiek nie jest bez winy, ale nawet gdybym się o to zapytała tego idiotę, to i tak by mi nie pozwolił.
- Pablo, co się z tobą dzieje? - zapytałam. - Przy Martinie jesteś zupełnie inny.
- Tak, ale to jest Studio i pracuję. A po za tym, te dni spędzone razem z nią i z tobą minęły. Jeśli chcesz je odzyskać musisz czekać na weekend.
- Było tak bajkowo...
- No, ale bajka się skończyła. Przykro mi. - odparł Gregorio. - A teraz do roboty, Ążi!
Tak... Teraz Ążi, a kiedyś? "Angie? Mogę tak do ciebie mówić?" A z resztą, pierw nie pozwala mi pracować, a teraz mi karze. Nie wiem, czy to ze mną jest dzisiaj coś nie tak, czy może z nim, a może z Pablem? Na pewno z kimś, z naszej trójki dzisiaj coś nie tak. Wyszłam zdenerwowana z pokoju. Zachciało mi się płakać. Poszłam więc do łazienki i zamknęłam się w jednej, z kabin. Starałam się płakać po cichu, lecz nie zawsze mi się to udawało. Im więcej o tym myślałam, tym głośniej zaczynałam szlochać. Przez to, nie usłyszałam nawet, że ktoś wszedł do ubikacji...
- Halo, przepraszam? Kto tam, jest? - poznałam po głosie, że to była Violetta. - Co się dzieje?
- Nic... - odparłam.
- Angie, otwórz.
Chciałam być teraz sama, lecz wiedziałam, że dopóki jej nie otworzę, to nie wyjdzie w ogóle z łazienki. Przekręciłam zamek w drzwiach i delikatnie popchnęłam.
- Dlaczego płaczesz? - zapytała nastolatka.
- Nie ważne...
- Jak to nie ważne? Coś ważnego musiało cię skłonić do płaczu w Studio.
- Naprawdę, to nic. Masz własne problemy.
- Tak, ale po to jest rodzina, żeby się na wzajem wspierać.
- Gregorio mnie po prostu nienawidzi...
- Jak z resztą wszystkich... - mruknęła pod nosem moja siostrzenica.
- Tak, ale dzisiaj się tak na mnie uwziął, że już po prostu nie wytrzymałam... Jeszcze Pablo stanął po jego stronie...
- Niemożliwe, żeby twój mąż cię nie bronił.
- Otóż, dzisiaj wolał stanąć po stronie mojego wroga.
- A może tym razem miał rację?
Nawet nie chciałam myśleć, że mogłam wtedy postąpić inaczej. Wolałam o tym nie gadać, więc postanowiłam zmienić temat.
- Dlaczego on musi być taki wredny?
- Nie pamiętasz? Przecież to Gregorio...
No niby tak, ale kiedyś nie był dla mnie taki wredny, jak teraz jest... Coś się musiało stać, jak mnie nie było, tylko... co? Nie, nie... Już totalnie mi odbija... Chyba naprawdę potrzebuję specjalisty... Podziękowałam Violi za troskę i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na korytarzu. Siedziałam w niej całe dwie godziny... No trudno, każdy ma czasami lepsze, a czasami gorsze dni... Akurat zauważyłam, że z pokoju nauczycielskiego wychodzi Pablo...
- O, dobrze, że cię widzę.
- Angie, nie mogę teraz. Mam zajęcia.
- Ale to tylko chwilka...
- No dobrze. - obrócił się w moją stronę. - O co chodzi?
- Chcę iść na urlop macierzyński.
- Angie, mamy XXI wiek.
- No wiem, ale ja nie chcę, aby Martina zostawała z nianią.
- Pablo! Jesteś nam potrzebny! - krzyknął ktoś z sali.
- Pogadamy w domu. - rzucił mój mąż.
- Obiecujesz?
- Tak. - odparł. - Pa, Angie. - zniknął za drzwiami.
Tak... Pewnie będzie tak jak zwykle... "Jestem zmęczony, Angie. Porozmawiamy później...", "Teraz nie mogę, wypełniam papiery ze Studia...", "Dobrze, porozmawiamy, ale dopiero po obiedzie, bo jestem piekielnie głody...". Jeśli chodzi o takie sprawy, to na nie nigdy nie ma czasu, ale jeśli są to jakieś bezsensowne tematy, ważne dla Niego to oczywiście zawsze i wszędzie trzeba mieć czas, żeby z Nim o tym porozmawiać. Ale oczywiście nie zawsze chodzi o rozmowę! "Angie, pomóż mi z tym krawatem, bo go nie ogarniam.", "Zrób mi coś do zjedzenia, Angie, bo jestem głodny.". Wszystko trzeba zrobić od razu, bo inaczej będą fochy! A jeśli ja go proszę o to, żeby wymienił żarówkę w kuchni, bo się spaliła, czy o to, żeby zniósł mi deskę do prasowania z góry, to za chwilę, bo on ma ważniejsze sprawy na głowie! Ja rozumiem, że teraz nie mógł ze mną porozmawiać, bo śpieszył się na lekcję, ale zawsze jest tak samo... Czy on kiedyś zrozumie, że moje rzeczy też są dla Niego ważne? Jeśli nie zniesie mi deski do prasowania, nie wyprasuję mu tych Jego krawacików, jeśli nie wymieni żarówki w kuchni, nie zrobię mu nic do zjedzenia, bo po ciemku nie dam rady... Czy ja naprawdę już tak zrzędzę?
- Angie, starzejesz się już. - powiedziałam. - O, nie... To bardzo zły znak, bardzo zły... Zaczęłam już rozmawiać sama ze sobą... Coś musisz z tym zrobić...
- Z kim rozmawiasz? - zapytał Beto.
- Ja? Ja nie, z nikim... - odpowiedziałam. - Widzisz Angie? Prawie nas przyłapał. - znowu powiedziałam sama do siebie.
- Angie, na czym "was" przyłapałem?
- Nas? Jakich nas? Beto, coś ci się już miesza, idź się lepiej połóż i prześpij.
- Ale niby gdzie? Jesteśmy w Studiu.
- No nie wiem... Gdziekolwiek.
- Dobrze, a więc pójdę... Gdziekolwiek...
- Dobrze, no to idź.
- Dobrze, no to idę.
- Dobrze, no to idź... - zaczęłam się powtarzać.
- Dobrze, no to idę.
- Beto, idź już! - byłam już zdenerwowana.
- Dobrze, no to idę.
- Beto!
- Już, już... - odszedł.
- Nie trzeba było tak na niego krzyczeć. W końcu to twój przyjaciel... - powiedziałam. - Angie! Jest już coraz gorzej... Chyba trzeba się umówić ze specjalistą... - powiedziałam wychodząc ze Studia. - Boże, co ja robię?!? Przecież mam jeszcze zajęcia! - wróciłam się do pokoju nauczycielskiego, a tam... kolejna niespodzianka!
- Czyli ty naprawdę jesteś moim tatą? - zatrzymałam się.
- Na to wychodzi... Zrobimy jeszcze testy i się dowiemy, ale wydaje mi się, że to bardzo możliwe. - to powiedział Gregorio. Wszędzie rozpoznam ten jego głos.
- Z jednej strony jestem na ciebie wściekły, bo zostawiłeś moją mamę, a z drugiej strony jestem szczęśliwy, że w końcu cię odnalazłem.
- Ja jej nie zostawiłem. Ja po prostu nie mogłem z nią być i tyle.
- Dlaczego?
- Bo była wredna. - hehe... dobre, bo ty niby Gregorio nie jesteś? - Zależało jej tylko na moich pieniądzach, a ja chciałem z nią być już na zawsze. - picu, picu... - A tak właściwie, to co z nią teraz? Nie odzywała się długo.
- Tak. Nie odzywała się, bo umarła. Rok temu. Zmarła na zawał.
- Nie tęsknisz za nią?
- Gdybym za nią nie tęsknił, nie szukał bym cię teraz.
- Kocham cię, synu. - przytulili się.
W tej chwili straciłam równowagę i popchnęłam drzwi do przodu, przez co wydało się, że stałam tuż za nimi. W tejże chwili przed moimi oczami ukazał się bardzo dziwny, lecz jednocześnie uroczy obraz. "Synem" Gregoria okazał się... Diego...
- Ąszi! Ile z tej rozmowy słyszałaś?!? - nauczyciel tańca odsunął się od chłopaka mojej siostrzenicy.
- Ja? Rozmowy? Jakiej rozmowy? Ja przed chwilą przyszłam. - teraz chwila prawdy, kupią to, czy nie?
- A to nawet lepiej. Mogę cię o coś prosić?
- Jasne... - już wiedziałam, co ma na myśli.
- Nie mów o tym nikomu. Proszę cię o to nie tylko ja, ale także Diego. - czyli jednak nie kupił mojego picu.
- Dobrze, nie powiem nikomu. Ale robię to dla Diego, bo mam do niego zaufanie, a nie dla ciebie, jasne?
- Oczywiście. - odpowiedział.
- Angie, dziękuję ci bardzo. - odpowiedział ukochany Violi.
- No już dobrze... Idź do Violetty, bo mówiła, że cię cały dzień nie widziała. - uśmiechnęłam się.
- Jasne, już. - odpowiedział uśmiechem.
W tej chwili zadzwonił dzwonek, a zaraz po nim, do pokoju nauczycielskiego przyszedł Pablo. Widocznie humor już miał lepszy, dopóki nie wszedł do pokoju i nie zobaczył nas razem.
- Dziwne... Taka cisza... A wy, tu, we dwoje... - nic więcej nie dał rady z siebie wykrztusić.
- To ja idę. - odparł Gregorio. Następnie wyszedł.
- To było... przerażające... - odpowiedział mój mąż. - No nieważne. Chciałaś o czymś pogadać.
- Tak, ale to już nie istotne. - oboje myśleliśmy o mojej prośbie o urlop.
- Ale ja myślałem nad tym i oczywiście, jeśli chcesz możesz iść na ten trzyletni urlop. Ja ci nie mogę zabronić jako szef, a tym bardziej jako twój ukochany.
- Skąd wiesz, że niby taki ukochany, co? - uśmiechnęłam się. - Ja też o tym myślałam i zdecydowałam, że po co mi to. Martina ma dobrą opiekunkę.
- Oj, Angie, Angie... - przybliżył się do mnie. - To skoro ma taką dobrą nianię, to może zostałaby dzisiaj z naszą malutką godzinę dłużej, co?
- A niby po co?
- No nie wiem... Może ona bardzo chce mieć rodzeństwo? - zaczął całować mnie po szyi.
- Coś mi się nie wydaje. - powiedziałam. - Dzisiaj na kolację przychodzi Antonio. - no i popsułam romantyczny nastrój.
Czyli jednak się nie myliłam... Gregorio zachowywał się inaczej... Może wyżywał się na mnie, bo przypominałam mu mamę Diego? Jeśli prawdą jest to, co mu powiedział, to po raz pierwszy, z całego serca mu współczuję...
----------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. :D
Oczywiście to nie koniec wątku "Gregorio tatą". Cześć dalsza nastąpi, w niedalekiej przyszłości. :)

Pozdrawiam
bloggerka


Ps. Nie wiem, czy zauważaliście, ale spodobało mi się słowo "pic". :D

4 komentarze:

  1. Super rozdział :D Tak w ogóle, mój kolega z klasy, Piotrek ma ksywkę ''Picu'' i tak jakoś mi się z tym skojarzyło jak to czytałam XD
    Czekam na 3 rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :).
      Jakoś tak podoba mi się to słowo.
      W sensie, że wolę go użyć niż np. kłamstwo, oszustwo... :D.

      Usuń
  2. Super, no i Gerogio i Diego, nie lubie Gregoria, ale uwielbiam ogladac jego scenki z Diego <3
    Fajnie sie sklada, ze to jego ojciec ;3
    Neeext ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się niedługo wyjaśni :).
      Dzięki :D.

      Usuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)