niedziela, 30 marca 2014

Nowe tło!

Hej, Kochani!
Dwa dni temu minęło pół roku bloga,
więc, jak co miesiąc wypadało by zmienić tło :).
Co sądzicie? Podoba się? Sama robiłam :D.

Informacja:
Możliwe, że dzisiaj ok. 20 pojawi się rozdział, ale nie obiecuję.
Jeśli nie pojawią się przez te trzy dni rozdziały, to po teście,
trzy razy pojawią się dwa rozdziały dziennie.
Zrozumieliście o co mi chodzi? :)

Miłej niedzieli!
bloggerka

piątek, 28 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 28 - Cofnijmy się chwilę w czasie...

Witajcie Kochani!
Dzisiaj mija równe pół roku, od założenia tego bloga.
W związku z tym, zamiast pisać o randce Pangie, 
przygotowałam coś, co spodoba Wam się chyba bardziej,
gdyż sami sobie tego zażyczyliście :).
Dobra, już nie przedłużam.
Zapraszam do czytania! <3
Opowiadałam Wam może kiedyś dokładniej,gdy raz pierwszy z Pablem zbliżyliśmy się do siebie? to tak bardzo bardzo? Co wtedy czułam, jak do tego doszło? Zapewne nie. Tak więc stwierdziłam, że czas najwyższy. Przypomnę tylko, że to się stało ponad rok temu (przypominajka: rozdział 27)...*

(Praktycznie cały rozdział jest +18.
Jeśli nie chcesz - nie czytaj. Czy ktoś Ci każe?)
- Pablo... Ja Cię kocham...
- Ależ Angie... - przerwałam Mu kolejnym pocałunkiem.
Zaczęliśmy się całować... Coraz namiętniej... Miałam bluzkę, zapinaną na guziki z przodu. Pablo rozpiął mi pierwszy guzik i złapał moje ramiączko od stanika. Zaczął je ściągać wzdłuż ramienia i pocałował mnie w tamto miejsce. Następnie wziął mnie na ręce i zaniósł na piętro, do sypialni. Łóżko było tam bardzo staranie zaścielone, białą pościelą. Położył mnie na nim, na środku. Na moich oczach ściągnął z siebie koszulę. Gdy skończył zabrał się za moją bluzkę. Rozpinał każdy guzik, bardzo powoli i ostrożnie. Gdy skończył zaczął całować mnie w okolicach stanika. Później zjechał do brzucha. Następnie włożył mi ręce pod plecy i ruchem jednej dłoni odpiął mi go. Nadal miałam go na sobie, lecz leżał on już strasznie luźno. Oddychałam coraz głębiej. Pozwoliłam Mu zdjąć z siebie całą górną część garderoby. Gdy skończył, zjechał do moich spodni. Rozpiął mi guzik oraz rozporek i zaczął je ściągać w dół. Oczywiście cały czas nie przestawał mnie całować. Zadrżałam, gdy pocałował mnie właśnie w to miejsce... Czułam się nieco zawstydzona, gdyż nigdy nie widzieliśmy siebie na wzajem całkowicie gołych. Zsunął już całkowicie moje spodnie i zabrał się ponownie za moje piersi. Pierw ujął je delikatnie w swoje dłonie i zaczął je powoli pieścić. W trakcie, przyłożył swoje usta do nich i zaczął je ssać. Robiąc to, swoją prawą ręką zjechał  pomiędzy moje nogi i ujął moje najczulsze miejsce. Następnie delikatnie obrócił mnie na drugą stronę i zaczął dotykać mnie po pośladkach, na których cały czas była bielizna. Zdziwił się, gdy sama obróciłam się z powrotem na plecy. Szybko domyślił się, o co mi chodziło, lecz nie chciał jeszcze przejść do konkretu. Zsunął się z powrotem między nogi zaczął mnie lizać po 'tamtych' miejscach. Zaczęłam cicho pojękiwać. Jednym ruchem ręki zdjął ze mnie ostatnią część ubrania i powtórzył to. Później zsunął z siebie spodnie i bokserki...
- Nie zrań mnie... - powiedziałam.
- Nie mam takiego zamiaru...
Wtem On zbliżył się do mnie i delikatnie zaczął we mnie wchodzić. Przyznam szczerze, że z początku nie było to zbyt przyjemne...
- Cichutko, Angie... Zaraz będzie lepiej... - powiedział.
Zaczął powoli robić swoje. Czułam się naprawdę wspaniale... Nagle zaczął przyspieszać, a ja zaczynałam coraz głośniej krzyczeć z rozkoszy. Robił to jednocześnie bawiąc się moim biustem. Chwilę później, zaczął ponowie zwalniać.
- A może spróbujemy teraz inaczej? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
Przytaknęłam.
- Mam być delikatny?
- Możesz mi teraz bardziej pokazać na co Cię stać... - powiedziałam z uśmiechem, a On brutalnie mnie pocałował.
Wtedy On kazał mi się obrócić na drugą stronę. Wykonałam posłusznie Jego polecenie. W tym momencie wszedł On u góry. Robił to bardzo szybko, a ja wręcz wrzeszczałam z zachwytu. Gdy stanął, też chciałam Mu zrobić dobrze, z tym, że za bardzo nie wiedziałam jak.
- Złap tutaj... - powiedział.
Wykonałam posłusznie Jego polecenie. I nagle mnie oświeciło, co mogę zrobić. Chwilę później znaleźliśmy się w pozycji "69". Pablo zaproponował mi powtórkę z rozrywki, z tymże, jeszcze szybciej.
- To tak się da? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, kochanie...
 Nie długo mu to zajęło, a doszliśmy do końca... W końcu, gdy oboje byliśmy już zmęczeni, wtuliłam się w Jego ramiona.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze... Nawet lepiej niż sobie to wyobrażałam...
----------------------------------------------------------------------------------
* - taki mały błąd z mojej strony. Możliwe, że zapomniałam Wam powiedzieć, iż rozdziały są z pisane z perspektywy Angie, tak, jakby ona je komuś opowiadała.

Taa... Tylko bardzo ładnie proszę, aby obeszło się bez hejtów, ok? :)
Nie myślcie sobie, że jestem zboczona, czy coś, bo w końcu większość 
osób głosujących w ankiecie tego chciała.

Nie mam zbyt wielkiego talentu do opisywania takich rzeczy.
W końcu mam tyle lat, ile mam...
Jednak mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało... Chociaż trochę :).

A teraz najważniejsze!
Chciałabym Wam podziękować, za to cudowne pór roku, które mogłam z Wami przeżyć!
Za te 131 rozdziałów (plus dwie jednorazówki),
za ponad 24 tysiące wejść,
za 894 komentarze!
Serdecznie Wam dziękuje jeszcze raz
i mam nadzieję, że pozostanę jeszcze trochę z Wami! :*

Pozdrawiam!
bloggerka

Ps. Momentami inspirowałam się rozdziałem Martiny Alphy. :P
Ps.2. Dlaczego ten rozdział wyszedł taki krótki!?! :/
Ps.3. Jutro, w niedzielę i w poniedziałek rozdziały raczej się nie pojawią.
Wszystko przez test :(.

czwartek, 27 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 27 - Czyli już wszystko dobrze?

Czyżby złe dni Angie już się skończyły?
Odpowiedź już w tym rozdziale!
Zapraszam do czytania! :D
Tamtejszego dnia, nareszcie poczułam, że moje życie się spełnia... Wiedziałam, że idealne ono nie będzie, ale, że będzie lepsze niż było. Weszłam do Studio, a tam, od razu przy wejściu, zobaczyła mnie Violetta, która oczywiście była ze swoim chłopakiem.
- Angie, a co Ty dzisiaj taka uśmiechnięta? - zapytała.
- Jak na razie, ten dzień zapowiada się cudownie!
- Jaka Ty dzisiaj optymistyczna. - uśmiechnął się Diego. - Musimy lecieć, pa Angie.
- Jak to? Już? Przecież rozmawiamy dopiero od dziesięciu sekund...
- No tak... Przepraszamy, ale właśnie wychodziliśmy. - odpowiedziała Viola.
- No trudno... - powiedziałam. - To cześć!
I zostałam sama... Weszłam do pokoju nauczycielskiego i zaparzyłam sobie wodę na kawę. Zrobiłam ją i usiadłam przy biurku. Wzięłam sobie do ręki gazetę i zaczęłam ją czytać. Nagle, przy drzwiach od sali usłyszałam dwa głosy... Jeden był męski, a drugi... damski...
- Pozbierałeś się po wczorajszej kłótni?
- Tak, już mi jest o wiele lepiej... Dzięki za troskę...
W tej chwili te osoby weszły do pokoju nauczycielskiego. Głos chłopaka, nie przypominał mi głosu Pabla, ale znając moje szczęście to był właśnie On... Zobaczyłam, że w drzwiach stoi Franciszka (przypominajka: rozdział 75), oraz... Beto... uff...
- O, hej Angie... - przywitali się.
- Cześć. Widzę, że wam się tak jakoś nie najlepiej w związku układna...
- Nie, no, skądże! Jest naprawdę super. - odparł Beto. - Z tymże mama Franciszki nie za bardzo mnie lubi i nie jest zadowolona z tego, że zabrałem ją z Hiszpanii... Właśnie o to się wczoraj pokłócili...
- O, to współczuję... - powiedziałam. - Ale najważniejsze jest to, żeby Franciszka czuła się przy tobie bezpiecznie i była szczęśliwa.
- Ojej... Dziękujemy... - odpowiedzieli.
W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Wyszłam z klasy i ruszyłam w stronę uczniów, z którymi miałam mieć teraz zajęcia.

Lekcje mijały mi bardzo szybko... Tak, jak praktycznie nigdy... Po skończonym całym dniu pracy, zaczekałam jeszcze na mojego męża w Resto Bandzie 15 minut i ruszyliśmy do domu. W prawej ręce trzymałam napój, który sobie kupiłam, natomiast drugą trzymałam swojego ukochanego dłoń. Wracaliśmy wolnym krokiem. Świeciło słońce i było bardzo ciepło. Nic więcej do szczęścia nie było mi w tamtej chwili potrzebne...
- Może nareszcie zacznie się nam układać? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie wykluczone... - odpowiedział Pablo.
- Wiesz, że Cię kocham? - zapytałam.
- Poważnie? - zapytał. - Nie wiedziałem... - pocałował mnie w policzek. - Ja Cię też...
Gdybyśmy mogli, szliśmy byśmy jeszcze wolniej i dalej, ale musieliśmy wracać do domu, gdyż czekała tam na nas nasza córeczka. Weszliśmy do domu. A tam, zamiast opiekunki, była Olga i... ganiała nasze dziecko!
- Olgo! Co się tutaj wyprawia?!? - spytałam.
- Martinka się cały czas przede mną chowa! Próbuję ją położyć spać.
- Spokojnie... Możesz już iść do domu... My się tym zajmiemy...
- Ale na pewno? Bo ja nie wiem, czy sobie dacie z tym radę. - powiedziała. - Ta mała jest szybka. Jak jakiś Struś Pędziwiatr!
- Dobrze, dobrze...
- W takim razie, do widzenia! - pożegnała się i wyszła.
- Z Martiny Struś Pędziwiatr? - zdziwiłam się. - Czegoś takiego jeszcze nie słyszałam...
- Szczerze, to ja też nie... - odpowiedział mój mąż. - Trzeba to sprawdzić.
Mimo, iż nasza dziewczynka nie potrafiła chodzić, bardzo szybko raczkowała. Uciekała przed nami. Ale było z tego zabawy! Nie tylko dla niej, ale także, dla nas, starych pierników. Gdy w końcu malutka zmęczyła się, nakarmiliśmy ją i położyliśmy spać. Następnie wykończeni tamtejszym dniem, usiedliśmy na kanapie, w salonie...
- Ten dzień był naprawdę... fantastyczny... - powiedziałam.
- Zgodzę się z Tobą w stu procentach Angie...
Wtuliłam się w Jego ramiona, a dwie minuty później zasnęłam... Śniła mi się randka... Wspaniała randka, z moim Ukochanym, z którym czułam się naprawdę dobrze...
----------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj rozdział o niczym :D.
Nie miałam pomysłu na ten rozdział, więc jest taki, a nie inny.

Udanej reszty dnia!
bloggerka

Ps. Kochani, jest taki mały problem, gdyż jutro mam wycieczkę.
Zbiórka jest o 5:45, a powrót ok. 20:30.
Jak uda mi się wstać, to rozdział dodam około piątej,
a jeśli nie, to niestety, ale musicie poczekać do 21 :(.
Tak głupio wyszło, że ta wycieczka wypadła w pół rocznicę bloga! :/

Ale mam dobrą wiadomość:
Jutro rozdział o wiele dłuższy! :)

środa, 26 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 26 - Gregorio tatą (cz.2)

Dalsza część przygody Diego i Gregoria. :D
Zapraszam!
Już sądziłam, że wszystko się nareszcie jakoś ułoży... Odzyskałam swoją córkę, Clarisia i Jackie są w więzieniu... Ze śmiercią Jack'a też już się praktycznie pogodziłam... Ale zapomniałam o jednym... Zapomniałam, że przecież moja ukochana siostrzenica też może mieć czasami kłopoty... I właśnie to trafiło się nam tego dnia...

Idąc do Studia, miałam całkiem dobry humor. Słońce świeciło, temperatura była ciepła... Szłam tam wręcz w podskokach... Wchodząc do Studia zobaczyłam Gregoria, który miał nie najlepsze samopoczucie... "Powinnam podejść do niego i zapytać się, o co chodzi..." - pomyślałam. - "Ale czy to jest warte psucia sobie humoru?". Jednak minę miał taką ponurą, jak nigdy... Może i on jest niesympatyczny, ale to nie powód, żebym ja taka była.
- Hej, Gregorio. - przywitałam się.
- Witaj, Angie... - odpowiedział.
Chwila... Coś tutaj mi nie pasowało...
- "Angie"? Gregorio, a co się stało z Ążi, Ęszi, Aonżi?
- O co Ci chodzi, Angie? Ja po prostu się z Tobą przywitałem... Przepraszam, jeśli Cię uraziłem...
Nie... Coś tu na pewno jest nie tak...
- Przepraszam, że pytam, ale... Czy coś ci się stało?
- Oj, tam... Nie będę Cię zanudzał tymi historyjkami ze swojego życia... Pewnie masz coś ważniejszego i fajniejszego do robienia...
- Jeśli mi ufasz, to mi opowiedz. - powiedziałam. - Będzie ci lżej...
- Diego nie wierzy mi, że jestem jego ojcem... Namawiał mnie na testy...
- Przecież, jeśli dobrze pamiętam, sam mu obiecałeś, że zrobicie te testy.
- Powiedziałem tak, żeby mi uwierzył, że jesteśmy rodziną...
- I co z tymi testami? Zrobiliście je?
- Tak... Dzisiaj mają przyjść wyniki i właśnie tego okropnie się tak boję...
Coś nowego... Gregorio... się boi?!?
- Ale przecież jak okaże się, że to nie twój syn, to wasze relacje wrócą do takich, jakie były na początku...
- I ja właśnie tego nie chcę... Za bardzo go pokochałem...
- Będzie dobrze... Zobaczysz...
- Tak sądzisz?
- Tak... Też ostatnio miałam kiepskie dni i jakoś teraz zaczynają się te dobre. Z wami też tak będzie, zobaczysz...
Nagle zobaczyłam, że do Studia wchodzą moja siostrzenica i jej chłopak. Postanowiłam jej powiedzieć, jaki problem niedługo może mieć jej ukochany. Żeby się nie przejmowała jego humorkami.
- Dzień dobry! Jak tam się miewa moja ulubiona, zakochana para? - przywitałam się z uśmiechem na ustach.
- Hej, dzięki, dobrze. - odparł Diego. - A jak tam nasza ulubiona para?
- Też dobrze. - uśmiechnęłam się. - Violu, mogę z tobą chwilę pogadać?
- Jasne. Diego poczekaj na mnie w klasie, dobrze?
- Oczywiście. - pocałował dziewczynę w policzek. - Już za tobą tęsknię...
- O co chodzi? - zapytała.
- Violetto, ty wiesz, że Gregorio jest tatą Diego, prawda?
- Tak, ale, dlaczego to Ci się teraz przypomniało, Angie?
- Powiem Ci, ale w tajemnicy. - powiedziałam. - Gregorio mi wyznał, że robili testy na ojcostwo. Oboje mają nadzieję, że w końcu siebie na wzajem odnaleźli, czyli, że Diego tatę, a Gregorio ma nadzieję, że plotki z przeszłości o tym, że ma syna, to nie plotki. Oboje się boją tych wyników, więc chciałam ci powiedzieć, że powinnaś teraz przy nim być...
- Dzięki za radę. - powiedziała.
Rozmawiałyśmy o ty, jeszcze w drodze do klasy, gdyż miałyśmy razem lekcję. Niestety w klasie, wszyscy uczniowie siedzieli, a z nimi był w klasie... Pablo...
- Taa... Gregorio ojcem? A kim jest ten szczęściarz, który ma prawo nazywać się jego synem? - zaśmiał się Pablo.
- Ja... - Diego wstał z krzesełka.
Chyba mój mąż spodziewał się, że nikt nie wstanie... Że to jest tylko kłamstwo... Ale jednak.
- Ja... Przepraszam. - powiedział Pablo. - Hę... To co? Kontynuujemy zajęcia?

Godzinę później chłopak mojej siostrzenicy trzymał w ręku białą kopertę... Ta biała koperta mogła zmienić jego życie... Otworzył ją i...
- Jak to? On nie jest moim tatą? - zdziwił się.
- Ależ ja nim jestem! - zaprzeczał Gregorio.
- To jak to w końcu jest?!?
- Pokaż no mi to! - nauczyciel tańca wyrwał Diego z ręki wyniki. - Diego, tu pisze, że jesteś moim synem!
- A no, rzeczywiście... Pomyliłem się...
W tej chwili ja i Violetta popatrzyłyśmy na siebie.
- Yyy... Przepraszam, że pytam, ale... mamy się cieszyć? Czy może raczej smucić?
- Cieszyć... - rzucił Gregorio.
- Jej! - przytuliłyśmy się. - Jakież to wspaniałe!
- Czyli jednak życie potrafi się dobrze układać... - mruknęłam.
----------------------------------------------------------------------------------
Krótko, ale coraz bliżej test :/.
Mimo to, mam nadzieję, że się podobało :).


Pozdrawiam :D.
bloggerka

wtorek, 25 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 25 - Happy end?

Czyżby Clarisia i Jack,
to tylko bujna wyobraźnia Angie? :D
- To co, idziemy z tym na policję?
- Chyba nie mamy innego wyjścia...
Zaczęliśmy się ubierać i piętnaście minut później byliśmy już na komendzie. Akurat trafiło mi się niestety tak, że natrafiliśmy na mojego "ulubionego" policjanta, który także mnie uwielbia.
- Dzień dob... O nie... To znowu pani Galindo. Jak miło panią widzieć. - skłamał.
- Mi również. - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Skąd wy się...? - zapytał Pablo.
- To długa historia.... - odpowiedziałam. - Związana z Tobą i Jackie.
- W czym tym razem państwo mają problem, co? - zapytał policjant. - Znowu pani widziała na ulicy tą pani koleżankę... jak jej tam... Jackie? Czy tym razem wleciał pani długopis za pralkę i nie może go pani sięgnąć?
- Pan, jak zwykle zabawny... Chodzi mi o Clarisię Martinez.
- Uprowadziła znowu pani konkubenta? To dziwne, bo widzę Go obok pani.
- Nie, Pablo... Ja już dłużej tego pana nie zniosę. Ty z nim rozmawiaj. - zdenerwowałam się.
- Okej. - odparł. - Proszę pana, chodzi o byłą pracowniczkę Studia 21...
- Aaa... Tego co tam tańczą i śpiewają, tak?
- Właśnie tak.
- A wie pan co? To całe Studio nic mnie nie obchodzi!
- Ale mnie nie obchodzi, czy Studio pana obchodzi, czy nie! Dla mnie jest ważne to, że jego była nauczycielka tańca...
- Chyba już wiem, o co chodzi... - odpowiedział komendant. - Pan się w niej zabujał, a pańska żona czuje się zdradzona, tak? Nie wiem, czy pan wie, ale z takim sprawami to nie do mnie.
- Wrr... - warknął Pablo. - Angie, chodź. Musimy poszukać jakiegoś innego policjanta, bo z tym tutaj nie da się rozmawiać.
Wstaliśmy i wyszliśmy z pomieszczenia. Nagle okazało się, że wszyscy inni policjanci są na jakimś wezwaniu. Myślałam, że zaraz tam zejdę... Czekaliśmy i czekaliśmy, aż ktoś w końcu przyjedzie, lecz nic... Dopiero po jakiejś półtorej godziny pojawił się inspektor. Zaprosił nas do jakiegoś pokoiku. Przynajmniej dało się z nim porozmawiać, a nie tak, jak z tamtym...
- Dobrze, w takim razie muszę jechać z państwem.
- Ale gdzie?
- Jak to gdzie? Do tego całego Studia, do państwa domu...
Wychodziliśmy właśnie z komendy, gdy nagle mój mąż wrzasnął:
- Clarisia! Angie, patrz!
- Pani Galindo, czy to rzeczywiście ona?
- Tak, to ona! Proszę pana, to Clarisia!
- Według dokumentacji, takie osoba nie istnieje...
- Jak to nie istnieje?
- Właśnie dostałem informację z bazy danych, że nie istnieje nikt taki... Clarisia Martinez? Włoszka? Nic takiego tutaj nie ma... Bardzo mi przykro...
- Ale w takim razie, co dalej?
- Nie możemy państwu pomóc... Do widzenia. - powiedział komisarz i odszedł.
- Błagam Cię, tylko nie mów mi, że to mi się przyśniło... - powiedziałam.
- Angie...
- Co Angie? Teraz mi powiesz, że ja sobie to wszystko ubzdurałam?!? Że niby nie ma kogoś takiego jak Jack i Clarisia Martinez, że nie mogę tęsknić za Jack'iem, bo on nie istnieje!?!
- Nie! Angie, to wszystko działo się naprawdę!
- Skoro tak... To dlaczego tutaj jeszcze stoimy?!? Przecież tam idzie Clarisia! Musimy ją dogonić!
Zaczęliśmy biec w stronę, w którą szła Clarisia. Prowadziła wózek, w którym najprawdopodobniej była moja córka. Pablo złapał dziewczynę od tyłu, a ja złapałam wózek. Zerknęłam do środka. Tam rzeczywiście była Martina...
- Córeczko... - wzięłam ją na ręce. - Nawet nie wiesz, jak mama się za tobą stęskniła.
- To nie jest wasza córka! - krzyknęła Clarisia, gdy zobaczyła, że idzie policja. - To jest moja córka! Ma na imię Taylor! Panie władzo, proszę coś z nimi zrobić!
Akurat trafiło się, że szedł wtedy ulicą ten sam policjant, co pokazywaliśmy mu zdjęcie naszej córki. Wystarczyło mu zerknięcie na Martinę i już wiedział, że to jest nasza córka.
- Świetnie się państwo spisali. Przepraszam, w ramach policji, że nie mogliśmy pomóc. - zabrał Clarisię i poszedł z nią na komendę.
- Może w końcu będzie dobrze? - powiedziałam.
- Uważaj, bo jeszcze będzie gorzej. - uśmiechnął się. - A teraz daj mi córkę, bo się za nią okropnie stęskniłem.
----------------------------------------------------------------------------------
Clarisia trafiła do więzienia, a Martina z powrotem do rodziców :).
Nareszcie happy end :D.

Pozdrawiam
bloggerka

poniedziałek, 24 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 24 - Kasa, albo dziecko zginie...

Co z Martiną?
Odpowiedź w tym rozdziale! :)
Cały czas nie mogłam spać... Bałam się o moją córeczkę... Jeśli ta psychopatka jej coś zrobi... Czułam się podobnie, wtedy, gdy Jackie i Gregorio uprowadzili mojego kochanego Pabla... Była godzina 1:32 w nocy. Siedziałam w sypialni na łóżku i wpatrywałam się w puste łóżeczko Martiny. Obok mnie spał mój mąż. Nagle zadzwonił telefon. Byłam pewna, że po drugiej stronie była Clarisia.
- Halo? - odebrałam.
- Robimy tak, ja jeszcze wymyślę ile macie mi dać pieniędzy, a wtedy ja Wam oddam córkę.
- Ale dlaczego ty mi to robisz!?!
- Musiałam się dzielić Jack'iem z Tobą, a później nawet nie dałaś mi popatrzeć na swoje cierpienie! - rozłączyła się.
Ze łzami w oczach, wpatrywałam się w to puste łóżeczko. Później przeniosłam wzrok na zdjęcie, które wisiało wyżej. Byłam na nim ja, Pablo i nasza córeczka. Pojedyncze łzy zaczęły mi spływać po policzkach i okapywały na kołdrę, na której siedziałam. Nagle mój mąż obrócił się w moją stronę. Myślałam, że jeszcze śpi, lecz On się obudził.
- Angie, czemu nie śpisz? - zapytał.
- Myślę, o naszej córce... Strasznie się o nią boję... Przed chwilą dzwoniła do mnie Clarisia.
- Nie obudziłaś mnie?
- Nie było po co... Powiedziała tylko, że zadzwoni później, jak ustali ile pieniędzy mamy jej dać za dziecko...
- Zażąda okupu? - pokiwałam głową twierdząco.
- I ona była moją przyjaciółką...
- Każdy popełnia błędy.
- Tak, ale ja popełniłam ich już za dużo...
- Nie przejmuj się... Są ludzie, który popełniają je celowo. - objął mnie. - Wiesz, że Cię kocham? - szepnął mi na ucho.
- Ja tak bardzo tęsknię! I za nią i za Jack'iem! - wtuliłam Mu się w ramiona.
Nie wiadomo kiedy, zasnęłam. A śnił mi się koszmar:
- Nie zabijaj jej! Nie rozumiesz, że ja ją kocham?
- A ja kochałam Jack'a, a Ty mi go odebrałaś!
- Gdybyś go kochała nie zabijałabyś go!
- To Twoja wina!
- Moja wina!?! A kto chciał mi wyrządzić krzywdę? I to na dodatek kosztem Jack'a!
- Byłam o Ciebie zazdrosna! Chcę Ci pokazać, jak to jest stracić ukochaną osobę!
- Ale ja dobrze wiem, jak to jest! Straciłam swoją mamę i Jack'a!
- Ale nie straciłaś Pabla! Z Nim bym nie dała rady, dlatego wolę zabić Twoją córkę! - sięgnęła nóż i wbiła go mojej córce w ciało.
- Nie!
Wiedziałam, że to jest sen, ale nie mogłam się obudzić. Tak bardzo chciałam, lecz nie mogłam. Zapewne mój mąż nie mógł spać przeze mnie. Musiałam się okropnie wiercić i krzyczeć, a nawet nie wykluczone, że płakałam. W końcu Pablowi udało się mnie obudzić.
- Pablo... Ja tak strasznie się boję...
- Myślisz, że tylko Ty? Ja też się okropnie boję... Nie wiemy, co będzie dalej...

/Parę godzin później/
Cały dzień siedziałam w domu, praktycznie bez ruchu i wyczekiwałam telefonu od Clarisii. Pablo w tym czasie wyszedł do Studia, bo ktoś musiał się tam tym wszystkim zająć. Już zaczęłam zasypiać, kiedy nagle rozbudził mnie dzwonek telefonu.
- Co z Martiną? - zapytałam odbierając.
- 85 tysięcy euro do czwartku. - zerknęłam na kalendarz. Wtedy był poniedziałek.
- Co!?! Aż tyle?!?
- Dobra, może być 80 tysięcy, ale dalej się nie targuję.
- Aż tyle? Ale skąd my tyle weźmiemy?
- A to, to już Wasz problem! - rozłączyła się.
Położyłam się na sofie. Musiałam się czymś zająć, żeby o tym nie myśleć. Tylko czym? Nie dałam rady... Nie byłam wstanie robić cokolwiek. Położyłam się, przykryłam kocem. Śniły mi się naprawdę dziwne rzeczy...
Byłam w Krainie Ciepła, lecz wszędzie, dookoła leżał biały śnieg... Spotkałam tam Jack'a. Zabrał mnie do wesołego miasteczka. Jeździliśmy karuzelą, aż wyrzuciła nas w powietrze. Mój przyjaciel powiedział mi, że nic nam się nie stanie, gdyż jest tu parę kilometrów śniegu. Jack'owi nic się nie stało, wylądował bardzo miękko, natomiast ze mną było nieco gorzej... Trafiłam na miejsce w którym było zaledwie parę centymetrów śniegu. Okropnie się poobijałam. Wtem nagle stanęła nade mną moja córka. Była razem z Clarisią. Obje miały w ręku noże. Martina wbiła mi swój w klatkę piersiową, a Clarisia w mój brzuch. Nagle znalazłam się w Studio. Tam czekała na mnie mama, razem  Marią i tatą. Gdy podeszłam do nich, aby poprosić ich, żeby wyjęli mi te narzędzia kuchenne z ciała, oni zamienili się w zwierzęta. Obróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam Pabla. Podeszłam do niego, pocałowaliśmy się, a On nagle zniknął... Zostałam sama...
Wtem nagle obudził mnie odgłos drzwi, które właśnie ktoś zatrzasnął. Przetarłam oczy i ruszyłam do przedpokoju. Oczywiście stał tam Pablo.
- Clarisia dzwoniła. - powiedziałam.
- I co? Ile chce kasy?
- 80 tysięcy...
- Do kiedy?
- Do tego czwartku...
- Nie damy rady... Trzeba się zgłosić na policję.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...
- Angie, inaczej jej nie odzyskamy...
- A Ty sądzisz, że policja nam pomoże? Jedynie może wystraszyć Clarisię i sprawi, że ona wtedy zabije naszą córkę.
- Ale tak mamy większe szansę. Nie zdobędziemy 80 tysięcy euro w trzy i pół dnia!
- Pożyczymy trochę Antonia, trochę od...
- Angie. - przerwała mi. - To naprawdę nic nie da... Musimy iść z tym na policję.
- Chyba masz rację... - powiedziałam.
----------------------------------------------------------------------------------
Za dużo się nie wyjaśniło, ale zawsze coś :).
Mam nadzieję, że się podobało.

Przetrwajcie ten długi tydzień szkolny! :D
bloggerka

niedziela, 23 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 23 - Serio? Ja mam takie szczęście?

Jack umarł, ale...
co z Clarisią?
Zapraszam do czytania! :)
Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, co się stało... Nie mogłam uwierzyć w to, że Jack'a już przy mnie nie ma... Że nie będę mogła się u niego pocieszyć... Przytulić do niego... Siedziałam w salonie i niby czytałam książkę, ale tak naprawdę myślałam o moim przyjacielu, który obronił mnie... Po policzku zaczęła mi spływać łza... Nagle obok mnie usiadł Pablo.
- Namieszali nam nieźle w życiu, co nie? - przytulił mnie i wytarł mi łzę.
- Tak... Tylko szkoda, że zamiast Clarisii umarł Jack... Przecież ona jest cały czas na wolności...
- Widocznie tak musiało być... Ale nie sądzę, żeby ona tutaj wracała... Nie ma poco. Wszyscy ją tutaj znają, przez co nabawiłaby się jeszcze większych kłopotów.
- Pewnie jest już gdzieś daleko... - powiedziałam.
- Racja. Znajdzie sobie jakiegoś nowego chłopaka i będzie razem z nim robiła innym zakochanym w sobie parą, na przekór. - powiedział. - Zgłosiłaś to na policję?
- Tak. Szukają jej cały czas, ale ciężko jest im ją odnaleźć.
- Angie, ja Cię naprawdę przepraszam za tamto wtedy... Clarisia mnie omotała... Sam nie wiedziałem co robię... Wiem, że pewnie sobie myślisz, że gdybym Cię kochał, to bym tego nie zrobił, ale... Nie pamiętam, co się wtedy ze mną działo...
- Spokojnie Pablo... Nie jestem zła... Pokazałeś mi, że mimo wszystko potrafisz przy mnie być. Gdyby Ci zależało na Clarisie byłbyś teraz z nią.
- Kocham Cię, Najdroższa. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że aż tak potwornie Cię potraktowałem... - pocałował mnie w policzek.
- Nie chciałam, ale muszę Cię o to zapytać... Okropnie mnie to męczy... - powiedziałam. - Czy Ty... przespałeś się z Clarisią?
- Angie... Ja nie za bardzo pamiętam, co ja wtedy robiłem... Starałem się nie popełniać głupstw, ale nie kontrolowałem się... Pamiętam, że któregoś razu całowaliśmy się... Na łóżku... Ona zdjęła mi koszulę... A później urwał mi się film... Przepraszam. - odparł smutny. - A czy Ty i Jack...? Czy tylko się całowaliście?
- Tylko dwa razy się pocałowaliśmy... Raz wtedy w Studio i raz po tym, jak uciekłam od Ciebie... Później, tam w domu Jack'a, Clarisia kazała mu, aby zrobił to ze mną...
- Dałaś mu się?
- Wiedziałam, że nie mam szans, aczkolwiek Jack'owi tak na mnie zależało, że nie mógł mi tego zrobić... Ale już nie ważne... Bardzo za nim tęsknię... Niby chciał mnie oszukać, ale zależało mu na mnie... - zaczęłam płakać.
- Najdroższa... Życie musi toczyć się dalej... Ja wiem, że ciężko Ci będzie o nim zapomnieć. Nawet nie możesz tego zrobić, bo takich ludzi trzeba pamiętać, ale musisz się z tym pogodzić...
- Ja go cały czas poznawałam... Znaliśmy się ledwo miesiąc... Nie dowiem się już nigdy o nim niczego więcej...
- Nie martw się... Będzie okej...
Nagle usłyszeliśmy płacz Martiny. Pomyślałam, że jest głodna, albo coś. Zaczęłam wchodzić na górę, gdy nagle z sypialni wyskoczyła Clarisia i zepchnęła mnie ze schodów.
- Co tam się dzieje? - mój mąż przyszedł do przedpokoju.
Stanęliśmy przy drzwiach, aby zablokować wyjście porywaczowi naszego dziecka. Lecz ta wyjęła z kieszeni nóż.
- Odsuńcie się, albo zabiję Wasze dziecko!
Nie wiedzieliśmy, co robić. Pablo chciał się na nią rzucić, lecz ja Mu tego odradzałam. Posłusznie wykonaliśmy polecenie.
- Ale, co będzie z naszą córką...? - zapytałam, gdy dziewczyna wybiegła z Martiną, z domu.
- Pablo, jak my mogliśmy tak postąpić?!? My po prostu pozwoliliśmy jej zabrać naszą malutką Martinkę! - zaczęłam płakać. - Jeśli jeszcze ją stracę, to sama się chyba powieszę!
- Ciii... Nie płacz... Znajdę ją, zabiorę jej naszą córkę i własnymi rękoma ją zabiję.
- Dlaczego ta cała Clarisia tak się na mnie uparła? Co ja jej takiego zrobiłam...?
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale tak wyszło :/.
Martina uprowadzona - co będzie dalej? Już jutro się dowiecie. :)
"Piosenka na dzisiaj" - ostatnio ją znalazłam. Bardzo mi się spodobała. :D

Miłej niedzieli!
bloggerka

Ps. Rozdziały do przyszłego wtorku (1.04) będą nieco krótsze,
gdyż tego dnia mam test szóstoklasisty i muszę się do niego przygotować :/.
Ps.2. Zachęcam do głosowania w nowej ankiecie. Jest ona dla mnie bardzo ważna :).

sobota, 22 marca 2014

Sezon 2 - Rozdział 22 - Czyli znowu się pomyliłam...

Angie podsłuchała rozmowę Jack'a.
Czy dobrze zrobiła?
Zapraszam! :)
- O co Ci chodzi Angie?
- O co mi chodzi? Na liściku do mnie napisałeś, że "dzisiejsza noc była bajeczna". Co to miało znaczyć? Czy my w nocy...?
- Nie, spokojnie... - odpowiedział. - Źle to zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że byłem bardzo zadowolony, że pojawiłaś się u mnie tej nocy i na dodatek zasnęłaś w moich ramionach...
- Ooo... Jakie to urocze. - powiedziałam.
On ewidentnie był we mnie zakochany... I ja... zakochiwałam się w nim coraz bardziej...
- A gdybyśmy jednak 'to' robili, to byś tego żałowała? - zapytał.
- Nie, nie żałowałabym, ale... - musiałam coś wymyślić.
Akurat, w tym momencie zadzwonił do Jack'a telefon. Przeprosił mnie i odebrał. Nie zbyt długo rozmawiał. Z tego, co słyszałam, wspomniał coś, że jest ze mną. Gdy odwrócił się w moją stronę, widać po nim było, że był nieco wystraszony.
- Kto dzwonił? - zapytałam.
- Clarisia... Ma jakiś problem... Wybacz, ale muszę jej pomóc.
- Nie, spoko, idź... - powiedziałam. - Wiesz konkretniej, co się stało?
- Powiedźmy, że ma problem z chłopakiem. - odparł. - Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło...
- Jasne... Idź, rodzeństwo jest bardzo ważne.
- Do zobaczenia... - pocałował mnie delikatnie w usta. Odepchnęłam go.
- Jeśli nas ktoś tak zobaczy, to będę miała problem. - powiedziałam. - Idź, siostra na Ciebie czeka.
- Pa, pa... - pocałował mnie w policzka i odszedł.
Delikatnie dotknęłam miejsca na twarzy, w które mnie pocałował. Byłam prawie pewna, że on będzie w stanie zastąpić mi Pabla. Dlaczego prawie? W moim mężu było coś takiego, że jak raz się z Nim spotkało, to nie sposób o Nim zapomnieć... Nagle na korytarzu pojawiła się moja siostrzenica.
- Tęsknisz za Pablem? Prawda?
- Nie... Skąd taki dziwny pomysł?
- Angie, to widać po twoich oczach...
- Trochę tak... Masz rację...
- Dlaczego nie chcesz się z nim spotkać?
- Zrobiłam coś, czego nie powinnam...
- Niby, że całowałaś się z Jack'iem, tak? Przecież on już o tym wie...
- No niby tak... Ale... - zdziwiłam się. - Skąd ty o tym wiesz?
- Skąd ja wiem? Między innymi stąd, że przed chwilą się z nim całowałaś i parę dni temu słyszałam, jak się kłócicie właśnie o to.
- Dużo osób to słyszało?
- Nie... Tylko ja i Diego. - odpowiedziała. - Ale nie przejmuj się, nikt nic nie wie. - uśmiechnęła się.
- Mówiłam Ci kiedyś Violu, jak ja bardzo Cię kocham?
- I to nie raz, Angie. - przytuliłyśmy się, gdy nagle podszedł do nas chłopak mojej siostrzenicy.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Hej, Diego. Co tam?
- A dobrze, dziękuję... Violu, mieliśmy właśnie wyjść na spacer...
- Przecież pamiętam. Jak mogłabym o Tobie zapomnieć, co? - pocałowała chłopaka w policzek.
- Pa, Angie. - pożegnali się.
Znowu zostałam sama... Moja siostrzenica ma większe szczęście ode mnie... Znalazła chłopaka, który naprawdę o nią dba i nie pozwoli, aby stała się jej krzywda... Nie to, co Pablo... Z policzka spłynęły mi dwie łzy... Nie! Tak bardzo nie chciałam być teraz sama! Postanowiłam, że przejdę się do domu Jack'a. Pomyślałam, że pewnie siedzi tam z Clarisią i pewnie ją teraz pociesza, czy uspokaja.

Gdy stałam przy drzwiach, zapukałam w nie. Znowu nikt nie otwierał. Ponownie spróbowałam. Nic... Cisza... Sprawdziłam, czy drzwi są otwarte. Były. Powoli je otworzyłam. Rozejrzałam się po parterze. Nikogo tam nie było. Poszłam na górę. Drzwi od sypialni mojego przyjaciela były lekko uchylone. Podeszłam bliżej i zobaczyłam coś, czego nie powinnam... Jack i Clarisia właśnie... kochali się...
(Tutaj mogą pojawić się treści +18)
- Clar*, muszę już iść... Angie na mnie czeka...
- Poczekaj... Co Ona cię obchodzi? Poczeka... Mnie jest teraz tak dobrze... Kocham Cię...
Wydawało mi się, że to jest jakiś jeden, wielki, zły sen... Stałam za drzwiami i podsłuchiwałam, co tam się dzieje. Przyznam się, że także ich podglądałam. Clarisia leżała na Jack'u, gdy nagle on usiadł.
- Teraz ja przejmę kontrolę. - powiedział.
Dziewczyna położyła się na środku łóżka. Jack zbliżył się do niej i zaczął całować jej szyję. Ona mocno go objęła. Zaczął powoli zjeżdżać coraz niżej... Zatrzymał się na jej biuście. Dokładnie nie wiedziałam, co tam on jej robi, ale Clarisia zaczęła aż pojękiwać. Następnie znowu zaczął się przesuwać coraz niżej, aż w końcu dotarł do jej najbardziej czułego miejsca. Zaczął je dotykać. Dziewczyna coraz głośniej zaczynała pojękiwać.
- Nie każ mi dłużej czekać! Zrób to! - krzyknęła.
Jack zbliżył się do swojej kochanki i miał zrobić to, o co prosiła, lecz nagle obrócił głowę i zobaczył moją twarz spoglądającą przez uchylone drzwi.
(Okej. Już będzie normalnie :D)
Siedział na łóżku bez ruchu, a jego rzekoma siostra, czuła się tak dobrze, że nawet nie zauważyła, że coś jest nie tak.
- No co jest?!? Jack, na co czekasz!?! - krzyknęła.
- Angie...
- Co Ona cię teraz obchodzi?!? Jeśli mnie kochasz, zrób to!
- Ona stoi za drzwiami...
Wtem dziewczyna stanęła na równe nogi...
- Jak długo tutaj stoisz? - zapytała.
- Nie, chyba się przesłyszałam... - weszłam do sypialni.
- Ależ, Angie... To nie tak, jak myślisz...
- Ty ją kochasz! - krzyknęłam. - Ona jest twoją dziewczyną, albo kochanką!
- Nie... - bronił się.
- Daj se spokój Jack. I tak już wszystko wie. Wcześniej była tak tobą zauroczona, że nie zauważyła, że coś jest z tobą nie tak... - Clarisia zamknęła drzwi, schowała klucz do kieszeni, podeszła do Jack'a i pocałowała go. - Kochanie, mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Zgwałć ją.
- Przepraszam, co? - zdziwił się.
- Dobrze usłyszałeś. Ostatnio wydawało mi się, że nawet miała na to ochotę. Musiałam się tobą z Nią, tak teraz mi się należy patrzeć na to, jak Ona cierpi.
- Clar, o czymś takim nie mówiliśmy...
- Ale ja cię tak proszę kochanie... Zrób to, bo inaczej pewne osoby się dowiedzą, o tym, kim naprawdę jesteś. Zrobisz to, a potem ją zbijemy.
Stałam przy drzwiach i modliłam się o to, aby jednak ktoś mnie uratował. Jeszcze parę minut temu uważałam ich za przyjaciół...
- Ale ktoś prędzej czy później ją odnajdzie i będzie za Nią tęsknił... - powiedział Jack.
- Że niby kto? Ten jej cały Pabluś, którego rozkochałam w sobie przez dwa dni? - zwróciła się do mnie. - Ten Twój mąż jest bardzo kiepski... Namawiałam go, aby zrobił z Tobą to, co ma teraz zrobić mój ukochany, ale nie chciał się zgodzić... Dopiero nie dawno postanowił mnie posłuchać, ale Mu to nie wyszło... Plan był zupełnie inny... Miałaś zajść w ciążę i zostać sama, a ten idiota nawet tego nie potrafił wykonać!
- Czyli to ostatnie zachowanie Pabla, to tylko i wyłącznie twoja wina!?!
- No, brawo! Ale jesteś spostrzegawcza... Jack, zrób swoje...
Jej kochanek podniósł mnie i rzucił na łóżko. Byłam bezbronna... Dotknął mojej stopy, następnie jechał dłonią w górę. Zatrzymał rękę trochę, powyżej kolana.
- Nie... Ja nie mogę Ci tego zrobić Angie... Ja, odkąd tylko Cię poznałem, zakochałem się w Tobie... Cały czas męczyło mnie to, że miałem Ci wyrządzić krzywdę... Kocham Cię... - odsunął się ode mnie.
Clarisia spojrzała się na niego zabójczym wzrokiem.
- Skoro ty nie dasz, tchórzu rady, to sama sobie poradzę!
Wzięła do ręki nóż i miała wbić mi go w brzuch, gdy nagle Jack skoczył na łóżko i obronił mnie... Nóż wbił mu się gdzieś w okolicach klatki piersiowej... Clarisia szeroko otworzyła oczy, następnie wyciągnęła klucz z kieszeni i uciekła... Zostałam sama z Jack'iem, który zwijał się cały z bólu...
- Jack! - wrzasnęłam. - Już dzwonię po karetkę! Trzymaj się!
Wybrałam odpowiedni numer i usiadłam przy moim przyjacielu... Zadzwoniłam jeszcze do Pabla... Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale jak usłyszał mój płacz przez telefon zjawił się natychmiast, gdyż dom Jack'a znajdował się od nas 5 minut drogi.
- Dzwoniłaś na pogotowie? - zapytał mój mąż.
- Tak... Już jadą... - usiedliśmy oboje przy moim przyjacielu.
- Przepraszam Cię, Angie... Wybaczysz mi? - zapytał Jack.
Nie chciałam popełniać tego samego błędu co pół roku temu... Z moją mamą było już wtedy za późno... Ale z Jack'iem jeszcze nie jest...
- Tak, tylko błagam, nie odchodź...
Wtem do pokoju wbiegli szybko lekarze. Nie za bardzo pamiętam, co tam się działo, ale szybko znaleźliśmy się w szpitalu... Jack miał operację... Siedzieliśmy na korytarzu trzy godziny i czekaliśmy na jakikolwiek odzew ze strony lekarzy... Nagle, lekarz przeprowadzający cały zabieg wyszedł do nas... Okropnie się bałam tego, co powie... Jego słowa mogły zmienić całe moje życie...
- Przykro mi... Nie udało się go uratować...
Myślałam, że się przesłyszałam... Z oczu zaczęło mi napływać coraz więcej łez... Wtuliłam się mocno w Pabla i nie przestawałam płakać...

/Trzy dni później - pogrzeb/
- Dlaczego ci, którzy są kochani przez nas najmocniej, zawsze odchodzą pierwsi? - zapytałam ze łzami na policzkach.
- Widocznie tak musiało być... Angie, muszę Cię przeprosić za tamto wtedy...
- Nie przejmuj się... Ostatnio pokazałeś mi, że potrafisz być ze mną w trudnych chwilach... Zapomniałam o tamtym...
Przytuliłam się do mojego Ukochanego i zaczęłam płakać... Odzyskałam męża, ale straciłam najlepszego przyjaciela i okropnie mnie to bolało... Że już nigdy go nie zobaczę...
Św. Pamięci
Jack Martinez
zm. 3 marca 2014 r.
żył 29 lat.

"Z prochu jesteś i w proch się obrócisz..."
----------------------------------------------------------------------------------
* - taką ksywkę Jack wymyślił dla Clarisii.

Rozdział dzisiaj nieco psychiczny, ale też odrobinę dramatyczny.
Podobne trochę do historii Diego i Ludmiły :D.
Przynajmniej długi i... Pangie <3!
Co o nim sądzicie?
Tylko, tak jak ostatnio, 
prosiła bym, aby obeszło się bez komentarzy krytycznych za strefę +18.
"Piosenka na dzisiaj" towarzyszyła mi przy pisaniu rozdziału,
oraz wydaje mi się, że opisuję chociaż trochę Jack'a.

Wiem, że pewnie nie idziecie jeszcze spać, ale...
Dobranoc!
bloggerka

Ps. Spoiler dzisiaj później, bo muszę od nowa pisać rozdział 22 :/.