Angie podsłuchała rozmowę Jack'a.
Czy dobrze zrobiła?
Zapraszam! :)
- O co Ci chodzi Angie?
- O co mi chodzi? Na liściku do mnie napisałeś, że "dzisiejsza noc była bajeczna". Co to miało znaczyć? Czy my w nocy...?
- Nie, spokojnie... - odpowiedział. - Źle to zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że byłem bardzo zadowolony, że pojawiłaś się u mnie tej nocy i na dodatek zasnęłaś w moich ramionach...
- Ooo... Jakie to urocze. - powiedziałam.
On ewidentnie był we mnie zakochany... I ja... zakochiwałam się w nim coraz bardziej...
- A gdybyśmy jednak 'to' robili, to byś tego żałowała? - zapytał.
- Nie, nie żałowałabym, ale... - musiałam coś wymyślić.
Akurat, w tym momencie zadzwonił do Jack'a telefon. Przeprosił mnie i odebrał. Nie zbyt długo rozmawiał. Z tego, co słyszałam, wspomniał coś, że jest ze mną. Gdy odwrócił się w moją stronę, widać po nim było, że był nieco wystraszony.
- Kto dzwonił? - zapytałam.
- Clarisia... Ma jakiś problem... Wybacz, ale muszę jej pomóc.
- Nie, spoko, idź... - powiedziałam. - Wiesz konkretniej, co się stało?
- Powiedźmy, że ma problem z chłopakiem. - odparł. - Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło...
- Jasne... Idź, rodzeństwo jest bardzo ważne.
- Do zobaczenia... - pocałował mnie delikatnie w usta. Odepchnęłam go.
- Jeśli nas ktoś tak zobaczy, to będę miała problem. - powiedziałam. - Idź, siostra na Ciebie czeka.
- Pa, pa... - pocałował mnie w policzka i odszedł.
Delikatnie dotknęłam miejsca na twarzy, w które mnie pocałował. Byłam prawie pewna, że on będzie w stanie zastąpić mi Pabla. Dlaczego prawie? W moim mężu było coś takiego, że jak raz się z Nim spotkało, to nie sposób o Nim zapomnieć... Nagle na korytarzu pojawiła się moja siostrzenica.
- Tęsknisz za Pablem? Prawda?
- Nie... Skąd taki dziwny pomysł?
- Angie, to widać po twoich oczach...
- Trochę tak... Masz rację...
- Dlaczego nie chcesz się z nim spotkać?
- Zrobiłam coś, czego nie powinnam...
- Niby, że całowałaś się z Jack'iem, tak? Przecież on już o tym wie...
- No niby tak... Ale... - zdziwiłam się. - Skąd ty o tym wiesz?
- Skąd ja wiem? Między innymi stąd, że przed chwilą się z nim całowałaś i parę dni temu słyszałam, jak się kłócicie właśnie o to.
- Dużo osób to słyszało?
- Nie... Tylko ja i Diego. - odpowiedziała. - Ale nie przejmuj się, nikt nic nie wie. - uśmiechnęła się.
- Mówiłam Ci kiedyś Violu, jak ja bardzo Cię kocham?
- I to nie raz, Angie. - przytuliłyśmy się, gdy nagle podszedł do nas chłopak mojej siostrzenicy.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Hej, Diego. Co tam?
- A dobrze, dziękuję... Violu, mieliśmy właśnie wyjść na spacer...
- Przecież pamiętam. Jak mogłabym o Tobie zapomnieć, co? - pocałowała chłopaka w policzek.
- Pa, Angie. - pożegnali się.
Znowu zostałam sama... Moja siostrzenica ma większe szczęście ode mnie... Znalazła chłopaka, który naprawdę o nią dba i nie pozwoli, aby stała się jej krzywda... Nie to, co Pablo... Z policzka spłynęły mi dwie łzy... Nie! Tak bardzo nie chciałam być teraz sama! Postanowiłam, że przejdę się do domu Jack'a. Pomyślałam, że pewnie siedzi tam z Clarisią i pewnie ją teraz pociesza, czy uspokaja.
Gdy stałam przy drzwiach, zapukałam w nie. Znowu nikt nie otwierał. Ponownie spróbowałam. Nic... Cisza... Sprawdziłam, czy drzwi są otwarte. Były. Powoli je otworzyłam. Rozejrzałam się po parterze. Nikogo tam nie było. Poszłam na górę. Drzwi od sypialni mojego przyjaciela były lekko uchylone. Podeszłam bliżej i zobaczyłam coś, czego nie powinnam... Jack i Clarisia właśnie... kochali się...
(Tutaj mogą pojawić się treści +18)
- Clar*, muszę już iść... Angie na mnie czeka...
- Poczekaj... Co Ona cię obchodzi? Poczeka... Mnie jest teraz tak dobrze... Kocham Cię...
Wydawało mi się, że to jest jakiś jeden, wielki, zły sen... Stałam za drzwiami i podsłuchiwałam, co tam się dzieje. Przyznam się, że także ich podglądałam. Clarisia leżała na Jack'u, gdy nagle on usiadł.
- Teraz ja przejmę kontrolę. - powiedział.
Dziewczyna położyła się na środku łóżka. Jack zbliżył się do niej i zaczął całować jej szyję. Ona mocno go objęła. Zaczął powoli zjeżdżać coraz niżej... Zatrzymał się na jej biuście. Dokładnie nie wiedziałam, co tam on jej robi, ale Clarisia zaczęła aż pojękiwać. Następnie znowu zaczął się przesuwać coraz niżej, aż w końcu dotarł do jej najbardziej czułego miejsca. Zaczął je dotykać. Dziewczyna coraz głośniej zaczynała pojękiwać.
- Nie każ mi dłużej czekać! Zrób to! - krzyknęła.
Jack zbliżył się do swojej kochanki i miał zrobić to, o co prosiła, lecz nagle obrócił głowę i zobaczył moją twarz spoglądającą przez uchylone drzwi.
(Okej. Już będzie normalnie :D)
Siedział na łóżku bez ruchu, a jego rzekoma siostra, czuła się tak dobrze, że nawet nie zauważyła, że coś jest nie tak.
- No co jest?!? Jack, na co czekasz!?! - krzyknęła.
- Angie...
- Co Ona cię teraz obchodzi?!? Jeśli mnie kochasz, zrób to!
- Ona stoi za drzwiami...
Wtem dziewczyna stanęła na równe nogi...
- Jak długo tutaj stoisz? - zapytała.
- Nie, chyba się przesłyszałam... - weszłam do sypialni.
- Ależ, Angie... To nie tak, jak myślisz...
- Ty ją kochasz! - krzyknęłam. - Ona jest twoją dziewczyną, albo kochanką!
- Nie... - bronił się.
- Daj se spokój Jack. I tak już wszystko wie. Wcześniej była tak tobą zauroczona, że nie zauważyła, że coś jest z tobą nie tak... - Clarisia zamknęła drzwi, schowała klucz do kieszeni, podeszła do Jack'a i pocałowała go. - Kochanie, mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Zgwałć ją.
- Przepraszam, co? - zdziwił się.
- Dobrze usłyszałeś. Ostatnio wydawało mi się, że nawet miała na to ochotę. Musiałam się tobą z Nią, tak teraz mi się należy patrzeć na to, jak Ona cierpi.
- Clar, o czymś takim nie mówiliśmy...
- Ale ja cię tak proszę kochanie... Zrób to, bo inaczej pewne osoby się dowiedzą, o tym, kim naprawdę jesteś. Zrobisz to, a potem ją zbijemy.
Stałam przy drzwiach i modliłam się o to, aby jednak ktoś mnie uratował. Jeszcze parę minut temu uważałam ich za przyjaciół...
- Ale ktoś prędzej czy później ją odnajdzie i będzie za Nią tęsknił... - powiedział Jack.
- Że niby kto? Ten jej cały Pabluś, którego rozkochałam w sobie przez dwa dni? - zwróciła się do mnie. - Ten Twój mąż jest bardzo kiepski... Namawiałam go, aby zrobił z Tobą to, co ma teraz zrobić mój ukochany, ale nie chciał się zgodzić... Dopiero nie dawno postanowił mnie posłuchać, ale Mu to nie wyszło... Plan był zupełnie inny... Miałaś zajść w ciążę i zostać sama, a ten idiota nawet tego nie potrafił wykonać!
- Czyli to ostatnie zachowanie Pabla, to tylko i wyłącznie twoja wina!?!
- No, brawo! Ale jesteś spostrzegawcza... Jack, zrób swoje...
Jej kochanek podniósł mnie i rzucił na łóżko. Byłam bezbronna... Dotknął mojej stopy, następnie jechał dłonią w górę. Zatrzymał rękę trochę, powyżej kolana.
- Nie... Ja nie mogę Ci tego zrobić Angie... Ja, odkąd tylko Cię poznałem, zakochałem się w Tobie... Cały czas męczyło mnie to, że miałem Ci wyrządzić krzywdę... Kocham Cię... - odsunął się ode mnie.
Clarisia spojrzała się na niego zabójczym wzrokiem.
- Skoro ty nie dasz, tchórzu rady, to sama sobie poradzę!
Wzięła do ręki nóż i miała wbić mi go w brzuch, gdy nagle Jack skoczył na łóżko i obronił mnie... Nóż wbił mu się gdzieś w okolicach klatki piersiowej... Clarisia szeroko otworzyła oczy, następnie wyciągnęła klucz z kieszeni i uciekła... Zostałam sama z Jack'iem, który zwijał się cały z bólu...
- Jack! - wrzasnęłam. - Już dzwonię po karetkę! Trzymaj się!
Wybrałam odpowiedni numer i usiadłam przy moim przyjacielu... Zadzwoniłam jeszcze do Pabla... Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale jak usłyszał mój płacz przez telefon zjawił się natychmiast, gdyż dom Jack'a znajdował się od nas 5 minut drogi.
- Dzwoniłaś na pogotowie? - zapytał mój mąż.
- Tak... Już jadą... - usiedliśmy oboje przy moim przyjacielu.
- Przepraszam Cię, Angie... Wybaczysz mi? - zapytał Jack.
Nie chciałam popełniać tego samego błędu co pół roku temu... Z moją mamą było już wtedy za późno... Ale z Jack'iem jeszcze nie jest...
- Tak, tylko błagam, nie odchodź...
Wtem do pokoju wbiegli szybko lekarze. Nie za bardzo pamiętam, co tam się działo, ale szybko znaleźliśmy się w szpitalu... Jack miał operację... Siedzieliśmy na korytarzu trzy godziny i czekaliśmy na jakikolwiek odzew ze strony lekarzy... Nagle, lekarz przeprowadzający cały zabieg wyszedł do nas... Okropnie się bałam tego, co powie... Jego słowa mogły zmienić całe moje życie...
- Przykro mi... Nie udało się go uratować...
Myślałam, że się przesłyszałam... Z oczu zaczęło mi napływać coraz więcej łez... Wtuliłam się mocno w Pabla i nie przestawałam płakać...
/Trzy dni później - pogrzeb/
- Dlaczego ci, którzy są kochani przez nas najmocniej, zawsze odchodzą pierwsi? - zapytałam ze łzami na policzkach.
- Widocznie tak musiało być... Angie, muszę Cię przeprosić za tamto wtedy...
- Nie przejmuj się... Ostatnio pokazałeś mi, że potrafisz być ze mną w trudnych chwilach... Zapomniałam o tamtym...
Przytuliłam się do mojego Ukochanego i zaczęłam płakać... Odzyskałam męża, ale straciłam najlepszego przyjaciela i okropnie mnie to bolało... Że już nigdy go nie zobaczę...
Św. Pamięci
Jack Martinez
zm. 3 marca 2014 r.
żył 29 lat.
"Z prochu jesteś i w proch się obrócisz..."
----------------------------------------------------------------------------------
* - taką ksywkę Jack wymyślił dla Clarisii.
Rozdział dzisiaj nieco psychiczny, ale też odrobinę dramatyczny.
Podobne trochę do historii Diego i Ludmiły :D.
Przynajmniej długi i... Pangie <3!
Co o nim sądzicie?
Tylko, tak jak ostatnio,
prosiła bym, aby obeszło się bez komentarzy krytycznych za strefę +18.
"Piosenka na dzisiaj" towarzyszyła mi przy pisaniu rozdziału,
oraz wydaje mi się, że opisuję chociaż trochę Jack'a.
Wiem, że pewnie nie idziecie jeszcze spać, ale...
Dobranoc!
bloggerka
Ps. Spoiler dzisiaj później, bo muszę od nowa pisać rozdział 22 :/.