środa, 30 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 60 - Agata wróciła...

Buhaha!!!
Agata wróciła!!!
Jak sądzicie, będzie afera? ;D
Zapraszam!
Siedziałam sobie z Michaelem w domu. Konkretniej w kuchni i piliśmy kawę. Był ranek. Około ósmej nad ranem... Za oknem była straszna ulewa, a nawet zbierało się na burzę. Bałam się, że moja córeczka zacznie panikować, jak będzie grzmiało, ale, jak na razie było cicho. Z tatą mojego męża przyjemnie się rozmawiało. Powiedziałabym, że nawet bardzo przyjemnie... Bardzo cieszę się, że pogodzili się. Ja przynajmniej miałam co robić, z kim pogadać... Tak to bym siedziała sama w domu... Nagle piorun trzasnął gdzieś bardzo blisko. Aż podskoczyłam. Następnie usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć.
- Dzień dob... - zdziwiłam się. - Co ty tutaj robisz?!
- A nie ucieszyłaś się, że wróciłam?
- No, nie spodziewałam się Ciebie...
- Oj, przepraszam... Znowu Wam pewnie przerwałam, tak?
- Nie, nie... Ja właśnie...
- O, a co to za jakiś stary pan? - zapytała widząc wychodzącego z kuchni, idącego w naszą stronę, Michaela.
- Wcale nie jest stary. - zaprzeczyłam. - To tata Pabla.
- Dzień dobry. - przywitał się mężczyzna i podał dłoń do uścisku, lecz bez potrzebnie.
- Hej. Co tam?
- Przepraszam, kiedy my niby przeszliśmy na 'ty'?
- No raczej jeszcze nie... - odpowiedziała. - To co? Przechodzimy? Aga jestem.
- Wrr... - zdenerwował się Michael i wyszedł.
- Coś nerwowy ten typek... - powiedziała. - Ale trudno, tacy są ojcowie.
Zachowywała się, jak taka typowa blondyna... Nie powiem nawet, jak wyglądała... Zupełnie inaczej niż zwykle... Guma w buzi, włosy rozpuszczone, wyprostowane (co naprawdę rzadko jej się zdarzało), bluzkę z materiału zapinaną na guziki, krótkie, ale to bardzo krótkie spodenki, a na dodatek miała jeszcze pod nimi rajstopy. Już wolę nie mówić o butach... Miałam wrażenie, że z nieco niższej dziewczyny ode mnie, zrobiła się trzy razy wyższa... Nie mam pojęcia co jej się stało... Tak nagle się cała zmieniła.
- Mogę wejść? - zapytała i chwilę później przepchnęłam się koło mnie, aby wejść.
- Jasne... - powiedziałam.
Na dworze było pełno błota, gdyż cały dzień padało, a ona, przy wejściu zachowała się na tyle chamsko, że coraz bardziej przestawałam ją lubić. Nie ściągnęła butów, a na dodatek wytarła je sobie w kuchni. Szurała, skakała... Już miałam jej całkowicie dość...
- Chcesz coś do picia? - zapytałam.
- A co masz? - spytała.
- Wodę, herbatę, kawę, sok...
- A piwa nie masz?
- Nie, no coś ty... U nas się takich rzeczy nie pije...
- Serio? To żałujcie. Piwo jest takie dobre. Nie wiem, jak można tego nie pic. Chyba z UFO Was niedawno wypuścili.
"Angie, spokojnie... Będzie dobrze... Oddychaj... Wdech i wydech... Wdech i wydech..." - starałam się nie zwariować. Cały czas coś do mnie nawijała... Miałam jej już po dziurki w nosie... W końcu zrozumiałam, dlaczego w filmach, każda dziewczyna po swoim pierwszym razie staje się inna... Najgorzej było, jak Michael wszedł do kuchni z Martinom, aby ją nakarmić. Mała się tak ucieszyła, że widzi ciocię (o dziwo ją poznała!), a Agata brzydziła się wziąć ją na ręce. Gdy w końcu to zrobiła, o mało co by mi jej nie upuściła. Gdy wyszli z kuchni, znowu zaczęła się paplanina... Cały czas potakiwałam i udawałam, że słucham, a tak naprawdę byłam w moim własnym świecie, razem z Pablem, na wspaniałej, romantycznej randce... Nagle zaczęła gadać mi coś o mieszkaniu, co mnie trochę zainteresowało.
- To cudownie, ale gdzie będziesz mieszkać? - zapytałam.
- No i właśnie tutaj jest problem...
- Jaki? - udawałam, że nie wiem, o co jej chodzi.
- Oj, Angie, Angie... Ty dobrze wiesz... Mogłabym u Was zamieszkać?
- A nie boisz się, że mój mąż znowu się do ciebie dobierze? - zapytałam złośliwie. - A no właśnie... Musimy o tym pogadać...
- Pierw mi odpowiedź, czy był mogła.
- Ale to nie tylko moja decyzja. To także decyzja Pabla.
- To weź do Niego zadzwoń, czy coś...
- Musimy zaczekać aż wróci...
- A o której mniej-więcej wróci do domu?
- Za godzinę? Półtorej?
Przeczuwałam, że to będzie moje najdłuższe półtorej godziny w życiu... I miałam rację... To był najdłuższy okres w moim życiu... Czas ciągnął się nieubłaganie wolno... A ta cały czas do mnie nawijała... Gdy już w końcu prawie zasypiałam na stole w kuchni, nagle usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Modliłam się, żeby za nimi stał mój mąż... Całe szczęście, to był On... Myślałam, że zaraz tam zejdę...
Sprawę z Nim załatwiliśmy bardzo szybko i sprawnie. Niestety zgodził się, lecz później wyjawiłam Mu, że wcale nie chciałam, aby ona tutaj zostawała, bo miałam jej już dość. Pablo powiedział, że On też, ale sądził, że ja będę zadowolona jeśli się zgodzi, tak więc, przytakiwał... Krótko mówiąc, mieliśmy przerąbane... Skutki naszego błędu były odczuwalne już po kilku godzinach...
- No to zrobiło się odrobinę ciasno... - chciałam ją zniechęcić do zamieszkania tutaj.
- Oj tam, nie narzekajcie.
- A jak długo planujesz tutaj zostać?
- No nie wiem... Trochę.
Zdziwiło mnie to, że odkąd tutaj była, ani razu nie zapytała o swojego ukochanego Edwarda... W ogóle jej nie rozumiałam... Zmieniła się... Na gorsze...

I co teraz będzie?
Dowiecie się w następnych rozdziałach! ;)
Przepraszam, że taki krótki, ale brakuje mi czasu :/.
60 rozdział... Brzmi tak staro...
Już ponad połowa sezonu...
Oczywiście jest nadzieja na sezon 3! ;D

Lecę się uczyć na poprawę z historii, a Wam radzę spac, bo rano szkoła!
Niech Wam się Pangie przyśni! <3
Dobranoc! :*

Ps. Zobaczcie sobie to ---> KLIK <3

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 59 - Tata Pabla wychodzi z więzienia

Pewna osoba odwiedza Angie i Pabla...
Kto to taki?
Przeczytajcie, a się dowiecie! ;)
- Pani Galindo... Gratuluję! Jest pani w ciąży!
Chwilowo myślałam, że się przesłyszałam, lecz raczej nie... Byłam w takim mini-szoku... Pożegnałam się, wyszłam stamtąd i wyjęłam telefon. Zastanawiałam się, czy powiedzieć Mu to przez komórkę, czy twarzą w twarz... "Zadzwonię." - pomyślałam. - "Niech los zadecyduje...". Wybrałam jego numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał... drugi sygnał... trzeci... czwarty... piąty... szósty i sekretarka! "Widać, że będzie z tego jakaś mała afera...". Gdy schowałam z powrotem telefon do torebki, usłyszałam, jak dzwoni.
- Ten to ma wyczucie... - powiedziałam sama do siebie.
Wyjęłam go i sprawdziłam kto dzwoni... Obcy numer... Odebrałam.
- Halo? Czy rozmawiam z kimś z rodziny Galindo?
- Tak. O co chodzi?
- Moim obowiązkiem jest powiadomienie państwa, iż nijaki pan Michael Galindo wychodzi dzisiaj z więzienia.
- Naprawdę?! - krzyknęłam w słuchawkę. - To znaczy... Aha. Dziękuję za informację. Czy to wszystko? - zapytałam.
- Tak. Do usłyszenia.
- Do widzenia. - powiedziałam i rozłączyłam się.
"No, przynajmniej będę miała Go czym pocieszyć..." - pomyślałam.

Wróciłam do domu, lecz mojego męża tam nie było. Od rana załatwiał jakieś sprawy. Razem z Antonio chcieli jak najszybciej odbudować szkołę... Lecz, gdy tylko wszedł do domu, od razu pobiegłam do Niego z nowymi wiadomościami...
- Pablo! Mam dla Ciebie dobre wieści!
- Tak, jakie?
- Michael, znaczy... Twój tata wychodzi dzisiaj z więzienia! - spojrzałam na Niego. - Nie cieszy Cię to? Myślałam, że ucieszysz się z tej wiadomości... Przecież się pogodziliście i polubiliście...
- Angie... - zaczął. - To jest najlepsze, co mogło mnie spotkać do tej pory! - przytulił się do mnie.
Byłam nieco w lekkim szoku... Ale mimo tego uśmiechnęłam się, gdyż wiedziałam, że to jest dla Niego bardzo ważne wydarzenie. Wtuliłam się w Niego. Ze wzruszenia spłynęło mi kilka nielicznych łez po policzku. Chwilę później oderwałam od Jego ciała głowę i spojrzałam Mu się w oczy...
- Kocham Cię... - powiedziałam.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej... - nasze usta złączyły się w jednym, wspólnym pocałunku. - No, a teraz powiedź... Jak tam było u lekarza?
- Może powinniśmy usiąść? - zaproponowałam.
- Aż tak źle? - uśmiechnął się. - Dobra Angie, wal śmiało. Powiedz wprost. Jesteś, albo nie jesteś.
- Na pewno nie chcesz pierw usiąść?
- Na sto procent.
- Okej, jak wolisz... Pablo, jestem w ciąży...
- Uff... Całe szczęście...
- Czy ja dobrze słyszę?
- Ty powiedziałaś, że nie jesteś w ciąży?
- Nie, ja powiedziałam, że jestem.
- Poczekaj, chwilę, bo dzisiaj poniedziałek...
- I co z tego?
- Nie wiesz, że ja w poniedziałki najbardziej nie myślę?
- Sorry... Nie wiedziałam... Znaczy, wiedziałam, ale... zapomniałam...
- Spoko... Już rozumiem... Będziemy mieli dziecko?!
- No, brawa za spostrzegawczość, mistrzu...
- Jejjj... Znowu pampersiki, kupki, pieluszki...
- Pablo, ogarnij się. Przecież Martina też nosi jeszcze pieluchy i jakoś nie marudzisz, że musisz jej je zmieniać...
- Nie marudzę, bo nie chcę Cię denerwować. - stwierdził.
Już miałam coś powiedzieć, lecz nagle rozległ się dzwonek do drzwi. W nich stał nie kto inny, jak senior Galindo...
- Witajcie, dzieciaki! - powiedział.
- Hej... - odpowiedzieliśmy.
- Przeszkodziłem Wam w czymś prawda?
- Nie... - powiedzieliśmy zgodnie.
- Kłamiecie?
- Tak trochę... - stwierdziliśmy. - No, ale nie ważne. - odparłam. - Wchodź. Rozgość się. Kawy, herbaty?
Usiedliśmy wszyscy w kuchni przy stole. Michael bardzo chciał zobaczyć Martinę, lecz nie mogłam mu jej dać, ponieważ jeszcze spała. Obiecałam, że jak tylko się obudzi, to mu ją pokażę. Rozmawialiśmy... Leciał temat, za tematem... Oczywiście jakiś idiotyczny temat... Pogoda, choroby. Choroby, pogoda... I tak można powiedzieć, że drążyliśmy ten temat cały czas w kółko...
- I gdzie zamierzasz teraz przebywać? - Pablo nagle się zapytał.
- Nie wiem... Może coś wynajmę?
- Niby za co? Tato, nie masz pieniędzy.
- Nie wiem... Poradzę sobie jakoś. Nie martw się o mnie. Lepiej się pomartw o te dwie śliczne damy, które masz w domu. - właśnie weszłam do kuchni z córką.
- Może przeniesiemy się do salonu? - zaproponowałam. - Tutaj Martinie może się coś jeszcze stać...
Wszyscy się tam przenieśli, a mój mąż nadal drążył temat mieszkania swojego ojca.
- Nie, tato. Nie pozwolę, żebyś przez pewien czas spał na ulicy. Zostań u nas. Chociaż dopóki nie znajdziesz sobie czegoś i na to nie zarobisz.
- Ale chcę zauważyć synu, że tutaj nie tylko liczy się Twoje zdanie, ale także Angie...
- Ależ ja oczywiście nie mam nic przeciwko! - powiedziałam.
I w ten oto sposób, pod naszym dachem zamieszkała jedna osoba więcej... Wystarczyło ją tylko przedstawić Edwardowi i po tymczasowym problemie...

Normalnie, miałam dzisiaj taki udany dzień, jak chyba nigdy...
Wiecie, że o dziwo wstałam dzisiaj rano z uśmiechem?
I na dodatek... Uwaga! Werbel proszę!... Pościeliłam z rana łóżko! O.o
Coś mi musi być... xD
Ja zauważyłam, że jednak jestem strasznie nie myśląca,
przez co dzisiaj wspaniała okazja przemknęła mi przed oczami...
Ale o tym może innym razem ;).
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Dzisiaj 7 miesięcy bloga, tak więc za kilkadziesiąt minut,
spodziewajcie się nowego tła, zrobionego przeze mnie ;D.

Dla tych śpiących: Dobranoc!
Dla tych nieśpiących: Miłej nocy! ;))
bloggerka

niedziela, 27 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 58 - Maria? Znowu przyszłaś mnie nękać?

Maria ma dla Angie pewną wiadomość.
Co to będzie?
Dowiecie się czytając rozdział! ;)
Musiałam dzisiaj wstać nieco wcześniej, bo musiałam na dziesiątą być w przychodni. Odkąd wróciliśmy z rocznicy, spałam do godzin popołudniowych... Przez pożar w Studio mogłam sobie na to pozwolić. Około 8, budzik zadzwonił. Wstałam, wyłączyłam go i poszłam do łazienki. Całe szczęście Martina się nie obudziła. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam się rozczesywać.
- "Habla si puedes, grita que sientes... Dime a quien quieres y te hace feliz..."*
- Bardzo ładnie.
- Kto to powiedział?! - obróciłam głowę w drugą stronę.
Nikogo tam nie było. Z powrotem odwróciłam się w stronę lusterka.
- Serio mnie nie widzisz? - usłyszałam ponownie. - Przecież stoję tuż za Tobą!
- Dlaczego nie widzę ciebie w lustrze? - zapytałam.
Zaczęłam lekko panikować... Czyżbym już była taka stara, że wydaje mi się, że słyszę coś, co nie istnieje?
- Siostra, nie szukaj mnie w nim, bo i tak nie zobaczysz.
- "Siostra"? - zdziwiłam się. - Maria? To ty? Błagam powiedz, że tak...
- Tak, tak... To ja. Naprawdę mnie nie widzisz?
- No nie...
- Poczekaj chwilę... - odwróciłam głowę z powrotem w stronę drzwi.
Nie minęło parę sekund, a zobaczyłam mamę Violi. Sądziłam, że to się nie dzieje... Że to są tylko halucynacje... Lecz wiedziałam, że to dzieje się naprawdę. Moja siostra zawsze mnie 'odwiedzała' kiedy tylko działo, albo miało się dziać coś nadzwyczajnego.
- Co tym razem zamierzasz mi powiedzieć?
- Angie...
- Poczekaj. - przerwałam jej. - Następnym razem, jak będziesz miała mi złożyć wizytę, to chociaż zrób to jak człowiek, dobra? Zadzwoń, że przyjdziesz, czy napisz SMS... Albo zadzwoń dzwonkiem i wejdź po ludzku, przez drzwi!
- Angeles, w tym problem, że ja nie jestem człowiekiem. Nie mam komórki, a jak zapukam i otworzy mi Pablo?
- Pablo wie, że mnie nawiedzasz.
- Ale to nic. Co Ci to da, jeśli zapytasz się Go "Kto przyszedł?", a On Ci odpowie, że nikt?
- No racja...
- Dobra, Angie słuchaj. Agata wcale nie jest w ciąży. Oszukuje Was. Zakochała się w Pablu i będzie Was teraz manipulować. Powie, że to dziecko jest Jego, będzie Wam zabierać pieniądze, pod pretekstem, że to jest dla dziecka, a tak naprawdę będzie je wydawać...
- Ale co ty opowiadasz?
- Mówię prawdę...
- W takim razie, skoro już tutaj jesteś, to zadam Ci kolejne pytanie... Jestem w ciąży? - spytałam.
- A tego to Ci już nie mogę powiedzieć.
- Niby dlaczego?
- Przez tamtych na górze... Jakbym Ci powiedziała miałam bym krótko mówiąc przerąbane...
- No, Maria... Proszę Cię...
- Nie mogę. Wybacz. A tak właściwie, to powinnam już lecieć do mamy...
- Zostań jeszcze trochę, proszę...
- Nie mogę. Wiesz o tym dobrze. Umarłam. Nie ma mnie na tym świecie... - powiedziała i zniknęła.
No, na serio? Odłożyłam szczotkę na półkę, prędko się ubrałam i pobiegłam do mojego męża, aby Mu o tym wszystkim powiedzieć, jednak On nie mógł, a raczej nie chciał w to uwierzyć... Przekonywałam i przekonywałam, a On nic... Patrzył na mnie, jak na jakąś wariatkę...
- To jest kolejne kłamstwo!
- Nie pleć bzdur...
- Tak, Pablo! Jestem tego pewna! Była u mnie moja siostra i wszystko mi powiedziała!
- Angie. Powiedzmy sobie szczerze... - zaczął. - Twoja siostra zmarła dwanaście lat temu. Nie ma jej już z nami i nie zjawi się tutaj tak nagle. Agata jest w ciąży, z tymże nie wiadomo, kto jest ojcem tego dziecka. Pamiętasz? Podobnie było z Martiną, ale wszystko się wyjaśniło. Jak dziecko się urodzi, zrobimy mu testy i po sprawie... Rozumiesz?
- Pablo, ale prawda jest inna.
- Nie, Angie... Prawda jest taka, że Ty nie chcesz tego dziecka...
- Miała już tego serdecznie dość... - powiedziałam. - Myślałam, że pójdziesz ze mną do lekarza, ale jak widać, Ty masz ochotę się dzisiaj ze mną kłócić...
- Mylisz się. Nie mam ochoty się z Tobą kłócić. Mówię Ci tylko to, co sądzę.
- A wiesz co ja sądzę? Ja sądzę, że Ty chcesz mieć to dziecko z Agatą!
- O, może jeszcze powiesz, że nagle zmieniasz zdanie i pomyślisz, że to ja ją zgwałciłem, tak?
- Nie... - odpowiedziałam. - Sądzę, że zrobiliście to oboje z wielką przyjemnością! A nawet, że było Ci z nią lepiej niż ze mną, bo gdyby tak nie było, nie robiłbyś tego! - krzyknęłam.

Wyszłam z domu i poszłam do przychodni. Lekarz zrobił mi wszystkie badania i wyjawił, czy będę mamą... Okropnie się bałam tego co usłyszę. Chciałam, żeby był przy mnie mój mąż, lecz nie chciałam słuchać Jego kazania...
- Panienko Angeles...
- Tak?
- Otóż, według wyników...

* - "Mów jeśli możesz, wykrzycz co czujesz... Powiedz mi kogo naprawdę kochasz..." - "Habla si puedes" (w każdym bądź razie tak śpiewa Sharon <3).

Jak myślicie? Angie jest w ciąży czy nie?
Jak na razie tylko ja to wiem! ;D
Jutro się dowiecie! ;)
Ten rozdział taki nieco krótszy, bo wcześniejszy był trochę dłuższy niż normalnie.


Dobra, idę! Muszę dokończyć czytać lekturę!
Miłego wieczora! :)
bloggerka

Sezon 2 - Rozdział 57 - Ten scenariusz się powtarza...

Angie i Pablo się kłócą!
O co?
Dowiecie się czytają rozdział!
Zapraszam! ;)
Tak więc... Agata bardzo szybko wyjechała z Buenos Aires. Nie zdążyłam z nią porozmawiać, o Pablu, tak więc tą sprawę mam, jak na razie z głowy, bo przecież przez telefon nie będę z nią o tym gadać... Edward bardzo ciężko to znosił... Ale obiecali sobie, że będą się odwiedzać, jak najczęściej. Edward będzie do niej jeździł częściej, ponieważ on nie pracuje i ma o wiele więcej wolnego czasu niż Agata... Najważniejsze, żeby byli szczęśliwi... Przez pierwsze parę dni było okej... Ale gdy dostałam telefon od Agi, nieźle się przestraszyłam...

- Wiesz co zauważyłam?
- No, pochwal się.
- Pamiętasz, że mówiłeś mi kiedyś, że jesteś bezpłodny?
- Kłamałem.
- Wiem, bo powiedziałeś, że to jest kłamstwo. Chciałeś, żebym żyła spokojnie z Germanem... No, ale już nie istotne. Przejdę do rzeczy... Zauważyłam, że Ty nie mógłbyś być bezpłodny...
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo Agata jest w ciąży.
- Że co?!?! - zdziwił się.
- Spokojnie... Przypomnij sobie, czy się zabezpieczyłeś?
- Ja? Nie... Sądziłem, że ona bierze tabletki... Z resztą sama mi tak powiedziała...
- Pablo, powiedz szczerze, rzeczywiście Ci tak powiedziała?
- Dlaczego sugerujesz, że kłamię?
- Przecież ona jeszcze nigdy...
- No racja... Ale ja byłem głupi! - powiedział. - Angie... Wiem, że Cię zawiodłem... znowu... Ale wiesz, że bardzo Cię kocham... - objął moja twarz w swoje dłonie. - Jestem idiotą...
- Mam dla Ciebie co do tego raczej dobrą wiadomość... - odpowiedziałam. - Niekoniecznie Ty musisz zostać tatą tego dziecka...
- Niekoniecznie ja? To znaczy, jak nie ja, to kto?
- Jak nie Ty... To Twój brat...
- Edward? Jak to? On jest za młody na bycie tatą... Ale żeśmy się wpakowali... Ja chyba nie chcę znać prawdy... A to nie da się jakoś określić, kogo to dziecko poprzez zbadanie ile ono ma dni, czy tam tygodni?
- Problem w tym, że po tym jak rzekomo ją zgwałciłeś, ona na drugi dzień przespała się z Edwardem.
- No to pozostaje mi tylko czekać, aż przyjdzie i będzie chciała pobrać ode mnie wszystkie rzeczy na zrobienie testu ojcostwa...
- Nie przyjdzie... - powiedziałam.
- Dlaczego?
- Ona nie ma na to pieniędzy...
- Ale to nie może tak być... Ona musi go zrobić... Ja muszę się dowiedzieć... - odparł. - Ja... Ja jestem wstanie pokryć wszystkie koszty...
- Zależy Ci na tym bardzo, co nie? - zapytałam. - Zrobimy tak. Ja się trochę dołożę, Agata się trochę dołoży, a to co zostanie do zapłacenia podzielicie to na pół i połowę zapłaci Edward, a połowę Ty.
- Myślisz, że pójdą na taki układ?
- A myślisz, że mają wyjście? - zapytałam..
- Jeśli się jednak okaże, że to będzie moje dziecko... To co będzie z nami?
- Nie wiem... - powiedziałam przez łzy. - Wiesz, że Cię kocham, ale nie wiem, czy dam radę z tym wszystkim żyć... W końcu powiedziałeś, że zrobiliście to oboje, w pełni świadomi...
- Ja jej naprawdę nie zgwałciłem... Takie jest życie... Po prostu nie pomyślałem...
- A może to nie moje życie? Może to tylko jakiś serial komediowy?
- Komediowy? Raczej dramat, obyczajowy.
- Nie, dobrze mówię. To jest komedia, a głównym wątkiem w niej jesteś Ty.
- Ja, ale jak to...?
- Gdyby nie Ty, nie miałabym tych wszystkich problemów! - krzyknęłam. - Wolałabym Cię nigdy nie spotkać!
Sama nie wierzę, że to powiedziałam... Coś strzeliło mi do głowy...
- Pablo... Przepraszam... - mówiłam. - Ja nie chciałam tego powiedzieć...
Mój mąż wyszedł z pokoju... "Angie, przecież Ty musisz go zrozumieć... Przecież ty też Go już wiele razy zdradziłaś, a On Ci wybaczał...". Pobiegłam do Niego, na górę, do sypialni. Siedział zamyślony na naszym łóżku.
- Przepraszam Cię, Pablo... Wiesz, że nie chciałam... Ja Cię kocham i jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało... - powiedziałam i nagle się przewróciłam. Mój Ukochany szybko zerwał się z łóżka i podbiegł do mnie.
- Angie, dobrze się czujesz? - pomógł mi wstać.
- Tak... Wszystko jest okej...
Nagle zaczęło mi się coraz mocniej kręcić w głowie... Poszłam do łazienki nieźle się przy tym chwiejąc. Zaczęłam wymiotować... Pablo stał po drugiej stronie, za drzwiami.
- Proszę otwórz... - usłyszałam nagle.
Przekręciłam zamek od drzwi, gdyż przy wchodzeniu zamknęłam je. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam je w swoją stronę lekko, tak, aby mój mąż wiedział, że już ma otwarte i szybko wróciłam pod toaletę, ponieważ strasznie chciało mi się dalej wymiotować. Nie mogłam się już powstrzymać i znowu zaczęłam zwracać.
- Czyli test kupiony w Madrycie, był błędnie zrobiony, albo był popsuty... - stwierdził Pablo. - Zostanę tatą po raz drugi...
- Nie mów tak. Pójdę jutro do lekarza i się wszystko okaże.
- Poczekasz chwilę na mnie? - zapytał wychodząc.
- Gdzie idziesz? - spytałam.
- Do apteki.
- Po co?
- Kupię Ci trzy testy i zobaczymy jakie na nich wyjdą wyniki. - wyszedł z domu.
Nie chciałam mieć drugiego dziecka... Znaczy, chciałam, ale jeszcze nie teraz... Martina jeszcze nie ma roku... Planowałam najwcześniej trzy lata... Ale co zrobię jeśli jestem w ciąży? Nie usunę tego dziecka, bo ono już żyje i ma do tego prawo, jak każdy inny... Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam koszmarnie... Miałam włosy całe roztargane, wielkie wory pod oczami i twarz miałam prawie zieloną od tego wymiotowania... Zawsze kiedy mam gorsze dni lubię stanąć przed lustrem To dodaje mi otuchy. Wplotłam w swoje włosy swoje dłonie i oparłam się łokciami o umywalkę. I patrzyłam się na swoje odbicie.
- Boże, dziewczyno... Coś ty znowu najlepszego zrobiłaś... - mówiłam sama do siebie.
Chwilę później przyszedł Pablo i podał mi pudełka, w których były testy. Otworzyłam je i mimo, że robiłam to już kilka razy, przeczytałam instrukcję i wykonywałam zgodnie z nią polecenia. Zrobiłam pierwszy, drugi... Już byłam nieco uspokojona, gdyż wychodziło na to, że nie jestem w ciąży, lecz, gdy zobaczyłam wynik trzeciego - przeraziłam się... Był pozytywny... Gdy zobaczyłam wynik, mój mąż zapukał do drzwi.
- Angie, i co? - zapytał. - Mogę wejść?
- T-taak...
Usiadł obok mnie, na podłodze i objął mnie lewą ręką. Łzy spływały mi powoli po policzkach. Drugą dłonią starł mi je z prawego policzka i pocałował mnie w niego.
- Czyli jednak...? Zobaczysz, poradzimy jakoś sobie...
- Pablo, ja już sama nie wiem... - odpowiedziałam. - Zrobiłam łącznie cztery testy, z czego jeden, ostatni, wskazał, że będziemy mieli dziecko...
- Spodziewałem się, że powiesz, że te wszystkie trzy wskazują ciąże... Skoro mówisz, że tylko jeden, to pewnie nie jesteś w ciąży... - stwierdził. - A z resztą... Jutro o dziesiątej idziesz do lekarza... Wszystko się wtedy okaże... - powiedział .
- Nie gniewasz się już za to co Ci powiedziałam? - zapytałam. - Wiem, że to było okropne i musiało Cię zaboleć...
- Nie... "Twój uśmiech nauczył mnie, że za chmurami zawsze będzie słońce..."*. - pocałował mnie.

* - "El amor en mi nació tu sonrisa me enseno, tras las nubes siempre va a estar el sol" - fragment "Nuestro Camino"

Nie rozumiem tego uśmiechu Angie na zdjęciu...
Pablo z nią wtedy zerwał, a ona się uśmiecha? Wrr...
Mam nadzieję, że się podobało! ;D
Na 50% pojawi się dzisiaj zaległy, czwartkowy rozdział,
tak więc zaglądajcie tutaj jeszcze ;).

Miłego dnia!
bloggerka

Ps. Nosz kurde! Dlaczego wszystko musi kończyc się Leonettą i Germangie?! -
POCZYTAJCIE SOBIE >.<

Sprawy organizacyjne...

Jak wspominałam pod rozdziałem 56, mam do Was naprawdę niedużo spraw,
tak więc, może przejdę już do rzeczy? ;)

Sprawa nr 1:
Serdecznie pragnę Wam podziękować, gdyż dwa dni temu,
liczba komentarzy wskazała 1002!
Kurczę, serdeczne dzięki!
Wiem, że ok. połowa tego jest moja,
ale mimo wszystko bardzo mi miło ;D.

Za bardzo częste komentowanie mogę podziękować:
Sayuri
Martinie Alphie
Za częste komentowanie serdecznie dziękuję:
szalonej romantyczce
Annie Saramego
Enought
Oraz za epizodyczne komentowanie:
Takao Kazunari
Takao
(wydaje mi się, że to jedna i ta sama osoba, tylko z konta na bloggerze i na Google+. Jak coś to proszę pisać w komentarzu ;D)
Ezzid
Monnie Carrara
Weronice Wioli
martusi20064
Nikoli Styles
TINISTA
Oraz za te pierwsze komentarze:
mamalaki
Rebel
Anna
Skailes
Oliwia :***
aniela likowska
* Crazy12
I oczywiście nie mogę zapomnieć o wszystkich Anonimkach, które (czasami mimo moich zachcianek nie mogły tego przez jakiś czas robić) komentowały!!!
Dziękuję Wam wszystkim bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo serdecznie! <3
Gdyby nie Wy, blog pewnie już dawno by zniknął! :*
Było/Jest Was więcej niż się spodziewałam!
Jeśli przekręciłam czyjąś nazwę, lub kogoś nie zapisałam tutaj, to bardzo przepraszam,
ale ja (jak zwykle) lewo myślę... ;).

Sprawa nr 2:
I tutaj po raz kolejny muszę Wam wszystkim podziękować, za ponad 30.000 wyświetleń.
Zrobiliście mi taką miłą niespodziankę dzień przed siedmio-miesięcznica bloga!
Nawet nie zdajecie sobie pojęcia, jak ja zaczęłam się śmiać,
kiedy zobaczyłam ile już mam wejść...
Śmiałam się jak dziecko ;D.
Nie macie pojęcia ile ten blog dla mnie znaczy.
Gdy dowiedziałam się, że komuś 'to coś co piszę' się podoba,
to ogarnęło mnie takie przesympatyczne uczucie,
że jednak nie jestem taka zła, jak się spodziewałam.
Nie potrzebnie tak długo się wahałam, nad założeniem bloga,
ale może to i nawet lepiej?
Może gdybym go założyła w lipcu, nie było by tu teraz osób
z którymi zdążyłam się już zaprzyjaźnić? ;)
Dziękuję Wam! <3

Sprawa nr 3:
Ona już niestety nie taka przyjemna.
W środę, po szkole zaczyna się długi weekend (co pewnie już wiecie).
Ja 1 maja wyjeżdżam do rodziny,
przez co nie wiem, czy będę mogła wstawiać rozdziały.
Nie mam pojęcia, czy tam jest internet, gdyż to jest taka bardziej działka mojego wujka,
on tam przebywa tylko w dni wolne i ciepłe, tak więc nie wiem, czy będzie tam Wi-Fi.
Informuję Was od razu, żeby później nie było, że nie mówiłam :P.
Jak będzie net - to ok. Rozdziały będą się pojawiały codziennie,
lecz jeśli nie to coś trzeba będzie wykombinować ;D.

Już dłużej nie przynudzam i jeszcze raz za wszystko wielkie dzięki!
Dobranoc! :*
bloggerka

Sezon 2 - Rozdział 56 - Wróciliśmy, ale ktoś musi wyjechać...

Angie i Pablo wracają do Buenos Aires!
Tam czeka na nich niespodzianka...
Co to jest?
Dowiecie się czytając rozdział! ;)
Nasz czas w Madrycie niestety dobiegł końca... Gdy wróciliśmy do hotelu, po tym incydencie na plaży, następnego dnia musieliśmy już wracać... Niestety... Tak dobrze się tam bawiłam... Gdy uświadomiłam sobie to, byłam przerażona. Zaraz wrócą wszystkie problemy, kłopoty... Trzeba będzie dowiedzieć się, o co chodziło z tym rzekomym gwałtem Agi, będę musiała iść do lekarza... Wróciła do mnie codzienna panika, której tak bardzo nie lubiłam... Gdy dolecieliśmy, wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas jeszcze po drodze do przychodni, abym zapisała się do lekarza. Zeszło mi tam szybko. Zostałam umówiona na za dwa dni. Nie wiem czy to dość szybko, czy nie, ale najważniejsze, że się zapisałam. Gdy ja weszłam do budynku, Pablo został w samochodzie, aby kierowca zaczekał. Kiedy wróciłam, pojechaliśmy prosto do domu.


- Hejka! Już wróciliśmy! - powiedziałam wchodząc przez drzwi.
- Ooo, jak miło Was widzieć. Martina za Wami bardzo tęskniła. - w progu powitała nas moja przyjaciółka.
Chciałam się do niej przytulic, lecz nagle z tego samego pokoju co ona, wyszedł brat mojego męża. Włosy miał w nieładzie, a na dodatek koszulę koślawo zapiętą. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że zrewanżowałam się jej za tamto, wtedy...
- Mamy wyczucie czasu... - powiedziałam do Pabla.
Mój mąż spojrzał się na mnie ze zdziwioną miną. Oczami wskazałam Edwarda. Już zrozumiał o co mi chodziło, przez co reszta także załapała...
- Aaa... - powiedział. - Co racja, to racja.
- Oj, już nie przesadzajcie. - powiedziała Agata. - Mamy remis i na tym zakończmy. Co Wy na to? - zaproponowała.
- Okej... - odpowiedziałam.
Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę, dla mnie i Agi. Pablo i Edward wnieśli nasze walizki na górę i rozpakowywali nas. Gdy zrobiłam nam już picie, usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy gadać.
- Angie, pewnie było Wam tam we dwójkę cudownie...
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo, ale muszę w końcu z tobą na poważnie pogadać o Pablu...
"Angie... Musisz pamiętać, co Pablo zrobił dla Ciebie... Nigdy nie zrobił by czegoś aż tak okropnego, żeby cię skrzywdzić... Ty mu wierzysz..." - powtarzałam sobie w myślach.
- Poczekaj, pierw ja Ci powiem coś ważniejszego...
- O kurde... - powiedziałam. - Zaczyna się robić poważnie...
- Nie, spokojnie. Wyluzuj się. To nic strasznego. - odparła. - Nie wiem, czy wiesz, ale ja jutro już stąd wyjeżdżam.
- Co, ale... Jak to? Dlaczego?
- Skończył mi się już urlop i muszę wracać...
- No tak, ale... Sądziłam, że skoro masz tutaj nas... Mnie, Pabla, Edwarda, Martinę... Myślałam, że tutaj zostaniesz...
- Bardzo bym chciała, lecz wiesz, że muszę.
- No tak, ale przecież Martina to też dziecko. Mogłabyś się nią zajmować, jak w przedszkolu, kiedy my będziemy chodzić do pracy...
- Angie, właśnie tutaj o to mi chodzi. Dlatego właśnie uciekłam do Rzymu... Chciałam znaleźć prawdziwą pracę... Mówiłam, a raczej pisałam Ci w liście, że zostawiłam swoją siostrę samą, z dzieckiem, na dodatek na studiach... Muszę wracać do domu...
- Aga, nie rozumiesz, że to jest twój dom? Tutaj masz chłopaka, najbliższych...
- Tak, ale to wszystko to Wasze życie... Ja mam swoje w Rzymie...
Nagle mnie olśniło...
- A jakbyś wcale tam nie wracała i nie kontaktowałabyś się z nikim, tak jakbyś umarła?
- Angie, żartujesz sobie? Przecież policja zaczęłaby mnie szukać.
- No wiem... Musiałam to palnąć, bo nie chcę, żebyś wyjeżdżała... Co będzie z Edwardem? Związek na odległość?
- Będziemy do siebie dzwonić, odwiedzać się, pisać...
- A on tak w ogóle wie, że jutro wyjeżdżasz?
- No, można tak powiedzieć...
- "Można tak powiedzieć...". Co to znaczy?
- On sądzi, że wyjeżdżam tam tylko po swoje rzeczy i po paru dniach, tygodniach wrócę tutaj z nimi już na zawsze...
- Wiesz, że musisz mu powiedzieć prawdę?
- No wiem... Ale okropnie się tego boję... Bardzo go kocham i boję się, że szybko go przez to stracę...
- Och, kochana... - usiadłam obok niej i ją przytuliłam.
Nie chciałam jej już zamęczać problemem jej i Pabla, oraz ciążą, w której mogę być, lub nie być... Miała już wystarczająco duży problem. Nie dziwię się jej, że bała się o to, jak zareaguje Edward, bo przecież w końcu miała nadzieję, że to będzie jej pierwszy, taki prawdziwy związek... Że zbuduje z nim chociaż trochę dłuższy kawałek swojej przyszłości... A barat mojego męża mógł różnie zareagować... Też się zaczęłam stresować tą sprawą...

I skończyło się rumakowanie!
(Taa... Uwielbiam Osła ze Shreka ;D)
Wrócili i znowu czeka ich masa problemów.
Znowu rozdział późno... Przepraszam, ale nie mogę się ostatnio wyrobić...
Dosłownie nigdzie... Wszędzie brakuje mi czasu. :/
Jak na mój gust, to doba powinna mieć co najmniej 34 godziny i byłoby git! :P
Mam do Was parę spraw, ale pojawią się one w osobnym poście,
tak więc zaglądnijcie tutaj za niedługo! ;)

Całusy! :*
bloggerka

Ps. Zachowanie Leona i Tomasa - bezcenne :P. - TUTAJ <3
Ps.2. Cztery lata temu miałam takiego fioła na punkcie dzisiejszej "Piosenki na dzisiaj",
że by się Wam to w głowach nie pomieściło :P.

sobota, 26 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 55 - Kto to???

Rozdział wcześniej plaża i romantyzm...
A dzisiaj?
Dowiecie się czytając rozdział!
Zapraszam! :)
Naprawdę uwielbiam tą piosenkę! <3
Nad ranem się lekko przebudziłam, ale nie miałam ochoty wstawać. Było mi bardzo cieplutko i wygodnie. Lecz, jak to mój mąż, zawsze musi wyczuć moment, kiedy prawie zasypiam i musi mnie rozbudzać jeszcze bardziej...
- Angie, wstawaj... Pobudka...
- Pablo... A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
- Na pla... - urwał w połowie słowa. - Sądziłem, że na plaży.
- A no tak... Zasnęliśmy tu sobie... - powiedziałam i wtuliłam się w Jego ramię jeszcze bardziej.
- Masz rację Angie... Zasnęliśmy na plaży, lecz teraz już na niej nie jesteśmy...
- Zawiozłeś nas w nocy do domu? Jak miło z Twojej strony... - odpowiedziałam.
- No i właśnie tutaj jest problem... - powiedział. - Ja nas nigdzie nie zawoziłem...
Po usłyszeniu tejże wiadomości, nieco się przeraziłam i szeroko otworzyłam oczy.
- To przepraszam, ale gdzie my jesteśmy?
- Właśnie sam tego nie wiem.
Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Ewidentnie byliśmy w jakimś pokoju... Był on nawet całkiem zadbany... Było w nim tylko jedno, na dodatek małe, okno. Wstałam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Przez okno co prawa nie widziałam morza, ale jak się je uchyliło to było je bardzo wyraźnie słychać.
- Pablo, nie sądzisz, że oni...? - zapytałam.
- Nie Angie. Nie sądzę. Nawet nie chcę tak myśleć.
Oczywiście chodziło mi o porywaczy.
- Zaraz to możemy sprawdzić... - powiedział Pablo naciskając na klamkę. - Otwarte. Idziemy?
- Jasne... - odpowiedziałam wychodząc.
Co do tego morza to miałam rację, gdyż, gdy tylko wyszliśmy z tego mini-domku-pokoiku znaleźliśmy się na plaży. Nie byliśmy porwani. Dlaczego tak sugeruję? Po przecież gdybyśmy byli, to drzwi raczej byłyby zamknięte na klucz, albo jakiś zamek... Nagle zobaczyliśmy zbliżającego się w naszą stronę, jakiegoś starszego pana.
- Oo, widzę, iż się państwo obudzili... Jak się spało?
Byliśmy nieco rozkojarzeni. Nie za bardzo rozumieliśmy tą sytuację, która nas spotkała.
- Dobrze, dziękujemy, ale... Czy mógłby nam pan wytłumaczyć o co tutaj chodzi?
- Zapewne pamiętają państwo, że przysnęło się Wam na plaży. Noc robiła się zimna, a iż my blisko stamtąd mieszkamy, a przechadzali my się brzegiem morza, to my was zobaczyliśmy i zabraliśmy do siebie. Nie sadźcie tylko państwo, że jesteśmy jakimiś pedofilami, czy coś podobnego... Jako jedni z nielicznych na tym świecie potrafimy jeszcze pomagać ludziom...
I teraz już wszystko było jasne!
- Może zechcieliby państwo jeszcze trochę tutaj zostać? Z godzinę, dwie... Powiedziałbym rodzinie, żeście się państwo obudzili. Zrobilibyśmy jakiejś herbaty, ogniska...
- Nie, dziękujemy. I tak zajęliśmy wam już sporo czasu i miejsca...
- Oj, tam! Dla nas to przyjemność... Nikt nas tutaj nie odwiedza...
Pablo popatrzył się na mnie wzrokiem 'To co robimy?" - typowy wzrok mężczyzn.
- Jak dla mnie, to możemy zostać. - powiedziałam.
- Och, to wspaniale! - powiedział nowo poznany człowiek. - Usiądźcie sobie tutaj, a ja przyjdę z resztą rodziny. - wskazał nam miejsce.
Usiedliśmy sobie na piasku, dookoła ogniska. Najbardziej denerwowało mnie w poznawaniu nowych ludzi to, że po jakimś czasie zabraknie nam tematów do rozmowy... Jednak tym razem cały czas coś się nawijało... A to gdzie mieszkamy, a to adres... Opowiadaliśmy o swoich skromnych osobach. Oczywiście mój mąż nie mógł wytrzymać i pochwalił się wszystkim, że jest dyrektorem Studio. Od razu już wiedzieli, o co chodzi.

Wyjechaliśmy stamtąd dopiero, gdy się nieco ściemniło. Bawiłam się tam świetnie. Ja grałam z młodszymi dziećmi w piłkę, a Pablo rozmawiał z ich rodzicami. W czasie drogi powrotnej miałam we włosach oraz w butach piasek z plaży. Bardzo fajnie przeżyłam tą przygodę. Gdy wsiedliśmy do samochodu czekała nas jeszcze długa droga powrotna do hotelu, do Madrytu. Nasi przyjaciele dali nam prowiant. Znajdowało się w nim najwięcej bananów, co bardzo ucieszyło mojego męża, ponieważ był głodny, oraz uwielbiał te owoce... Po drodze miałam pewien sen...
- Angie... - tak, to znowu była Maria. - Nie troszczysz się wystarczająco o Violę...
- Jak to nie? - zdziwiłam się. - Robię wszytko, co w mojej mocy...
- Jednak nie...
- To gdzie popełniłam błąd, którego nie widzę? - zapytałam.
Mam wrażenie, iż zadałam to pytanie nie tylko przez sen, ale na głos.
- Co ją niby skrzywdzi, popsuje, zrani? - spytałam.
- Nie mogę Ci powiedzieć takiej rzeczy, bo jeszcze to wykorzystasz w niewłaściwy sposób...
- Ja? Coś i ja kontra moja siostra? Nie to jest śmieszne. 
Nagle zaczęłam wołać o pomoc. Gdy Maria zaczęła już wchodzić na górę, do 'swojego miejsca', nagle usłyszała moje wołanie o pomoc.
- Powiem Ci tylko tyle... Diego...
Spodziewałam się, że to właśnie chodziło o niego i jego uczucia... Czyżby chciał zranić Violettę? - zapytałam sama siebie.
Niby ten sen by taki krótki, ale śnił mi się całą drogę. Gdy tylko dojechaliśmy, położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy zasypiać. Oczywiście Pablowi szło to o wiele szybciej, gdyż On się nie kimnął w samochodzie, tak, jak ja, ponieważ On całą drogę prowadził.
- To był wyczerpujący dzień... - mruknęłam jeszcze, nim zasnął.
- Zgodzę się z tym w stu procentach.

Późno, krótkie, ale przynajmniej jest!
Mam nadzieję, że się podobało! Domyślacie się, co będzie jutro??? ;D
Od razu napomknę, iż jutro rozdział także późno, bo od rana jestem
na wycieczce i nie ma mnie, do późnego wieczoru.
Mam nadzieję, że w rozdziale, przez przypadek nie usunęłam
żadnego wątka, czy nie zjadłam jakiejś litery. ;)

Miłej nocy! Do zobaczenia jutro! :*
bloggerka