czwartek, 10 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 39 - Skąd wiesz, że to ja?!?

Pablo i Angie są przekonani, 
że to Edward wysłał koszyk ze słodyczami
zaadresowany do Angeles.
Jak brat Pablita zamierza się bronić? :D
- Do czego niby mam się przyznać? - zdziwił się.
- To ty wysłałeś Angie ten koszyk pełen słodyczy, uroczych liścików... - mój mąż zachowywał się tak, jakby miał być adwokatem.
- Chwila... - powiedział Edward. - Jaki znowu koszyk?
- Och, no nie udawaj idioty! - mało by brakowało, a Pablo uderzyłby swojego brata.
- Mógłbym chociaż go zobaczyć? - poprosił.
- Oczywiście. Przyniosę. - odparłam.
Zniknęłam na chwilę na górze z nadzieją, że tam na dole nie zacznie się jakaś krwawa bitwa. Energicznie wchodziłam po schodach omijając wszelkie przeszkody (którymi oczywiście były porozrzucane zabawki mojej córki). Wbiegłam do salonu i wzięłam szybko kosz z pod łóżka. Zbiegłam na dół. Na szczęście jeszcze nie zaczęli się tłuc... Uff...
- Proszę, to ten. - podałam mu do ręki.
Zaczął oglądać każdą rzecz po kolei... Zachowywał się tak, jakby w życiu nie widział czekolady, bombonierki czy róży...
- To nie ode mnie. - stwierdził po długim czasie.
- I na to tak długo czekaliśmy, tak? - zdenerwował się Pablo. - Byłem pewny, że właśnie te słowa usłyszymy z twoich ust.
- Ale to nie tak. - Edward zaczął się tłumaczyć. - Prawda, kupiłem koszyk z niespodziankami. Prawda, że miał on być dla dziewczyny, ale nie dla Ciebie...
- Tak? To dla kogo? - Pablo był nieugięty.
- Miał on być dla Violetty. Angie obiecała mi, że umówi mnie z nią i z Diego na spotkanie, ale że nie mogli jeszcze tego samego dnia, więc umówiłem się z nimi na jutro. Kupiłem koszyk w kwiaciarni, gdyż robią takie na zamówienie, lecz nie było tam w tej chwili róż herbacianych. Powiedziałem im, że jak będą je mieli to mają mi przysłać cały koszyk, lecz mają czas do właśnie jutra... Wierzycie mi? - zapytał na końcu.
- Musimy to obgadać. Możesz wyjść? - zapytał mój mąż.
- Dobrze... - powiedział zrezygnowany i spełnił prośbę.
- To co robimy? - spytałam. - W sumie, to jego wersja była bardzo wiarygodna...
- Wyrzucimy go z domu. - odparł.
- Ale czy to Twoim zdaniem nie zbyt odważny krok? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że go nie lubiłaś...
- No niby tak... Ale go polubiłam...
- Ale Angie on już trochę za bardzo przegiął.
- Pablo, ale w czym on niby przegiął? Jeszcze nie zrobił praktycznie nic, żeby Cię tak od razu zdenerwować.
- Nie można ufać ludziom... Każdy chce nas oszukać, oczernić, albo pogrążyć.
- Mnie też nie ufasz, tak?
- Ja wiem, że tylko na Tobie mogę polegać.
- Uważaj, bo się wzruszę. - powiedziałam. - Jeszcze nic złego nie zrobił, a ja mam wrażenie, że to nie on... Ale jak wolisz... To w końcu Twój brat i nie powinnam wtrącać się w Twoje poukładane życie... - powiedziałam wychodząc.
- Angie, zaczekaj! To nie tak!
Resztę dnia się do Niego nie odzywałam. Byłam obrażona, gdyż po raz któryś dzieje się tak, że osobę, którą bardzo lubię ktoś, albo coś zawsze mi musi zabrać... Zamknęłam się w sypialni... Po dwóch godzinach ktoś zapukał do drzwi.
- Nie wpuszczę Cię! - krzyknęłam.
- Mnie nie wpuścisz? - zza drzwiami ewidentnie stał Edward.
Wstałam i otworzyłam mu drzwi. Później oboje usiedliśmy na łóżku.
- Co jest? - zapytał i przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojego policzka.
Nagle ogarnęło mnie przyjemne ciepło w całym ciele... Czułam się tak inaczej... Nagle jego usta zaczęły zbliżać się do moich... Powoli i opanowanie...
- Edward, musimy ci coś powiedzieć... - powiedziałam zanim przyłożył swoje usta do moich.
- Błagam, już starczy tego wszystkiego! - krzyknął Pablo w drzwiach. - Edward wyprowadzasz się natychmiast! - rzucił mu walizkę na kolana. - Chciałem ci dać jeszcze jedną szansę, ale widzę, że się pomyliłem! Wynocha!
Brat mojego męża pobiegł do swojej chwilowej sypialni się spakować. W tym czasie Pablo stał w drzwiach i patrzył, czy rzeczywiście to robi. Bałam się, że zaraz oskarży mnie o zdradę, lecz nie... O wszystko obwiniał Edwarda...

- Nie wierzę, że mi to robicie... - powiedział już spakowany przy wyjściu.
- Wybacz, ale już przegiąłeś.
- Obiecałeś... - powiedziałam cicho.
- Kto co niby obiecał? - zdziwił się Pablo.
- Nie ważne... - odparłam. - Będę za tobą tęsknić... - chciałam go jeszcze przytulić na pożegnanie, lecz on niestety musiał już wyjść...
----------------------------------------------------------------------------------
Ktoś się tego spodziewał? Komentujcie! :)
Dzisiaj (niestety) spoiler się nie pojawi, gdyż za pięć minut muszę być gotowa do wyjścia z domu, ale mam nadzieję, że się nie gniewacie :D.

Pewnie jeszcze nie idziecie spać, ale mimo wszystko...
Dobranoc!
bloggerka

2 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)