sobota, 26 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 55 - Kto to???

Rozdział wcześniej plaża i romantyzm...
A dzisiaj?
Dowiecie się czytając rozdział!
Zapraszam! :)
Naprawdę uwielbiam tą piosenkę! <3
Nad ranem się lekko przebudziłam, ale nie miałam ochoty wstawać. Było mi bardzo cieplutko i wygodnie. Lecz, jak to mój mąż, zawsze musi wyczuć moment, kiedy prawie zasypiam i musi mnie rozbudzać jeszcze bardziej...
- Angie, wstawaj... Pobudka...
- Pablo... A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
- Na pla... - urwał w połowie słowa. - Sądziłem, że na plaży.
- A no tak... Zasnęliśmy tu sobie... - powiedziałam i wtuliłam się w Jego ramię jeszcze bardziej.
- Masz rację Angie... Zasnęliśmy na plaży, lecz teraz już na niej nie jesteśmy...
- Zawiozłeś nas w nocy do domu? Jak miło z Twojej strony... - odpowiedziałam.
- No i właśnie tutaj jest problem... - powiedział. - Ja nas nigdzie nie zawoziłem...
Po usłyszeniu tejże wiadomości, nieco się przeraziłam i szeroko otworzyłam oczy.
- To przepraszam, ale gdzie my jesteśmy?
- Właśnie sam tego nie wiem.
Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Ewidentnie byliśmy w jakimś pokoju... Był on nawet całkiem zadbany... Było w nim tylko jedno, na dodatek małe, okno. Wstałam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Przez okno co prawa nie widziałam morza, ale jak się je uchyliło to było je bardzo wyraźnie słychać.
- Pablo, nie sądzisz, że oni...? - zapytałam.
- Nie Angie. Nie sądzę. Nawet nie chcę tak myśleć.
Oczywiście chodziło mi o porywaczy.
- Zaraz to możemy sprawdzić... - powiedział Pablo naciskając na klamkę. - Otwarte. Idziemy?
- Jasne... - odpowiedziałam wychodząc.
Co do tego morza to miałam rację, gdyż, gdy tylko wyszliśmy z tego mini-domku-pokoiku znaleźliśmy się na plaży. Nie byliśmy porwani. Dlaczego tak sugeruję? Po przecież gdybyśmy byli, to drzwi raczej byłyby zamknięte na klucz, albo jakiś zamek... Nagle zobaczyliśmy zbliżającego się w naszą stronę, jakiegoś starszego pana.
- Oo, widzę, iż się państwo obudzili... Jak się spało?
Byliśmy nieco rozkojarzeni. Nie za bardzo rozumieliśmy tą sytuację, która nas spotkała.
- Dobrze, dziękujemy, ale... Czy mógłby nam pan wytłumaczyć o co tutaj chodzi?
- Zapewne pamiętają państwo, że przysnęło się Wam na plaży. Noc robiła się zimna, a iż my blisko stamtąd mieszkamy, a przechadzali my się brzegiem morza, to my was zobaczyliśmy i zabraliśmy do siebie. Nie sadźcie tylko państwo, że jesteśmy jakimiś pedofilami, czy coś podobnego... Jako jedni z nielicznych na tym świecie potrafimy jeszcze pomagać ludziom...
I teraz już wszystko było jasne!
- Może zechcieliby państwo jeszcze trochę tutaj zostać? Z godzinę, dwie... Powiedziałbym rodzinie, żeście się państwo obudzili. Zrobilibyśmy jakiejś herbaty, ogniska...
- Nie, dziękujemy. I tak zajęliśmy wam już sporo czasu i miejsca...
- Oj, tam! Dla nas to przyjemność... Nikt nas tutaj nie odwiedza...
Pablo popatrzył się na mnie wzrokiem 'To co robimy?" - typowy wzrok mężczyzn.
- Jak dla mnie, to możemy zostać. - powiedziałam.
- Och, to wspaniale! - powiedział nowo poznany człowiek. - Usiądźcie sobie tutaj, a ja przyjdę z resztą rodziny. - wskazał nam miejsce.
Usiedliśmy sobie na piasku, dookoła ogniska. Najbardziej denerwowało mnie w poznawaniu nowych ludzi to, że po jakimś czasie zabraknie nam tematów do rozmowy... Jednak tym razem cały czas coś się nawijało... A to gdzie mieszkamy, a to adres... Opowiadaliśmy o swoich skromnych osobach. Oczywiście mój mąż nie mógł wytrzymać i pochwalił się wszystkim, że jest dyrektorem Studio. Od razu już wiedzieli, o co chodzi.

Wyjechaliśmy stamtąd dopiero, gdy się nieco ściemniło. Bawiłam się tam świetnie. Ja grałam z młodszymi dziećmi w piłkę, a Pablo rozmawiał z ich rodzicami. W czasie drogi powrotnej miałam we włosach oraz w butach piasek z plaży. Bardzo fajnie przeżyłam tą przygodę. Gdy wsiedliśmy do samochodu czekała nas jeszcze długa droga powrotna do hotelu, do Madrytu. Nasi przyjaciele dali nam prowiant. Znajdowało się w nim najwięcej bananów, co bardzo ucieszyło mojego męża, ponieważ był głodny, oraz uwielbiał te owoce... Po drodze miałam pewien sen...
- Angie... - tak, to znowu była Maria. - Nie troszczysz się wystarczająco o Violę...
- Jak to nie? - zdziwiłam się. - Robię wszytko, co w mojej mocy...
- Jednak nie...
- To gdzie popełniłam błąd, którego nie widzę? - zapytałam.
Mam wrażenie, iż zadałam to pytanie nie tylko przez sen, ale na głos.
- Co ją niby skrzywdzi, popsuje, zrani? - spytałam.
- Nie mogę Ci powiedzieć takiej rzeczy, bo jeszcze to wykorzystasz w niewłaściwy sposób...
- Ja? Coś i ja kontra moja siostra? Nie to jest śmieszne. 
Nagle zaczęłam wołać o pomoc. Gdy Maria zaczęła już wchodzić na górę, do 'swojego miejsca', nagle usłyszała moje wołanie o pomoc.
- Powiem Ci tylko tyle... Diego...
Spodziewałam się, że to właśnie chodziło o niego i jego uczucia... Czyżby chciał zranić Violettę? - zapytałam sama siebie.
Niby ten sen by taki krótki, ale śnił mi się całą drogę. Gdy tylko dojechaliśmy, położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy zasypiać. Oczywiście Pablowi szło to o wiele szybciej, gdyż On się nie kimnął w samochodzie, tak, jak ja, ponieważ On całą drogę prowadził.
- To był wyczerpujący dzień... - mruknęłam jeszcze, nim zasnął.
- Zgodzę się z tym w stu procentach.

Późno, krótkie, ale przynajmniej jest!
Mam nadzieję, że się podobało! Domyślacie się, co będzie jutro??? ;D
Od razu napomknę, iż jutro rozdział także późno, bo od rana jestem
na wycieczce i nie ma mnie, do późnego wieczoru.
Mam nadzieję, że w rozdziale, przez przypadek nie usunęłam
żadnego wątka, czy nie zjadłam jakiejś litery. ;)

Miłej nocy! Do zobaczenia jutro! :*
bloggerka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)