niedziela, 13 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 41 - Moja przyjaciółka (taka bardziej jednorazówka)

Angie opisuje swoją najlepszą przyjaciółkę,
która niedługo zjawi się w następnych rozdziałach.
Zapraszam do czytania!
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać" - autor nieznany.

Nigdy zapewne nie opowiadałam o mojej przyjaciółce... To bardzo dziwne, gdyż jest ona dla mnie bardzo ważna... Zanim opowiem Wam wszystko, ze szczegółami, powiem Wam, że ma na imię Agata. Dla przyjaciół Aga.
Może zacznę od tego, kiedy się poznałyśmy? Otóż było to wiele lat temu, dokładniej w przedszkolu. Miałam pięć lat, kiedy ona dołączyła do naszej grupy. Nie zrobiła tego na początku roku szkolnego, tylko w trakcie. To był najprawdopodobniej miesiąc listopad. Przyjechała do nas z Włoch. Pamiętam, że wiele osób się z niej śmiało, gdyż nie miała jeszcze wyrobionego akcentu hiszpańskiego i zdarzało jej się także mylić słowa. Śmiałam się z niej, tak jak inni. Jak ci, z tej grupy "najlepszych". Takiej dzisiejszej Ludmiły. Lecz, jak na swój wiek, szybko dorastałam umysłowo i po trzech dniach, zrozumiałam, że tak nie może być. Żaden człowiek  nie zasługuje na takie traktowanie. Na następny dzień, zdecydowałam, że podejdę do niej i zapytam się, czy nie chciałaby ze mną pobawić się w piaskownicy (och... jakież to urocze... :D). Do tamtej pory, każdy powiedziałby, że byłam śmiałą dziewczynką, lecz tego dnia ogarnął mnie ogromy stres.
- Hej... Jestem Angeles. Może pobawiłybyśmy się razem w piaskownicy?
- Ale Ty mnie nie lubisz... - powiedziała przytulając swoją lalkę. - Tak jak z resztą wszyscy dookoła...
- Ja cię nie znam. - odparłam.
- To dlaczego chcesz się bawić?
- Bo chcę cię poznać. - uśmiechnęłam się.
- No dobrze...
Poszłyśmy razem na piasek. Ja bawiłam się w najlepsze. Budowałam zamki z piasku, robiłam babki, błoto... Nie zwracałam uwagi na nową. Po jakimś czasie zobaczyłam, że siedzi w kącie piaskownicy z tą swoją lalką i nawet nie tknęła łopatki.
- Ma jakieś imię ta twoja lalka? - podeszłam do niej bliżej. - A tak w ogóle to jest bardzo ładna.
- Dzięki. Tak, ma.
- A jakie, jeśli można wiedzieć?
- Babcia*.
- Nazwałaś swoją lalkę Babcią? Dlaczego?
- Bo dostałam ją od babci, która następnego dnia zmarła.
- Aha... To bardzo mi przykro. - odparłam. - Słuchaj, a może Babcia pomoże nam zbudować zamek z piasku? Co ty na to?
- A mogłaby? Aleby było fajnie!
- No jasne!
I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Z dnia na dzień, coraz bardziej ją pielęgnowałyśmy. Dwa lata później, po wakacjach, miałyśmy iść do szkoły. Bardzo się bałyśmy... Zmiany miejsca, zmiany przyjaciół... Dopiero w wakacje obiecałyśmy sobie, że będziemy swoimi przyjaciółkami na zawsze. Nie chciałyśmy, aby nasza przyjaźń zniszczyła się w szkole. Jednak oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wszystko popsuć. Tym razem była to... Ludmiła. Nie żartuję. Nasza klasowa diwa miała na imię Ludmiła. Zawsze nam dokuczała, bo zazdrościła nam, że nie ona nie ma swojej przyjaciółki. Próbowała nas skłócić na wszelkie sposoby. Wtryniała się w rozmowy, obgadywała jedną za plecami drugiej... Ale my się nie dałyśmy. Wiedziałyśmy, że musimy to zignorować. Gdy w końcu pogodziła się z tym, że nie da rady nas wkurzyć zaczęła nam dokuczać... Pierw były to drobne rzeczy, typu: obierki z temperówki w plecaku. Później zaczęła się coraz bardziej rozkręcać i zaczęła nam mazać zeszyty... Z czasem nauczyłyśmy się to ignorować.
Przez całą podstawówkę się nie kłóciłyśmy, bo tak właściwie nie miałyśmy o co się pokłócić. Dopiero po jej rok po jej skończeniu, wiedziałam, że musiała być nieźle zdenerwowana, gdy powiedziałam jej, że dalej będę się uczyła w Studio 21.
- Zostawisz mnie tutaj samą?!?
- Przepraszam Aga, ale dobrze wiesz, jak zależy mi na muzyce...
- Właśnie widzę! Bardziej niż na mnie!
Byłyśmy bardzo długo ze sobą skłócone. To znaczy, tak mi się wtedy wydawało, gdyż to była moja pierwsza prawdziwa kłótnia...  Foch trwał aż dwa tygodnie. W końcu Agata przyszła do mnie i przeprosiła za swoje zachowanie. Dalej było między nami już okej.
Schody zaczęły się ponownie, gdy German wyjechał z Violettą z kraju, a ja pojechałam za nimi. Wyjechałam tak bez słowa. Nie muszę ukrywać, że ignorowałam wszystkie telefony, wiadomości. Dosłownie wszystko, gdyż szukałam swojej siostrzenicy. Gdy wróciłam na trochę do Buenos Aires, do Pabla, nawet nie pomyślałam, żeby się z nią skontaktować. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy już na dobre zakończyłam poszukiwania Violi. Z jednej strony była nieźle zdenerwowana, a z drugiej wyrozumiała.
Jak zawsze, ze wszystkim miała rację, gdyż odkąd poznała Pabla, stwierdziła, że będzie On moim mężem. Bardzo podobał jej się nasz związek. Twierdziła, że był przystojny, ale zapewniała mnie, że mi Go nie odbierze, ponieważ widzi, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nawet gdyby nie ona, mogłabym stracić swojego ukochanego, ale o tym opowiem kiedy indziej.
Co z nią teraz? Nadal żyje. Niestety, nie gdzieś koło mnie, bo wróciła do Włoch. Tęsknię za nią. Gdy tylko możemy kontaktujemy się ze sobą przez Skype. Uwielbiam ją. Kiedyś mówiłam jej o moich problemach codziennie, teraz niestety już tak nie mogę, gdyż są te różne strefy czasowe, obowiązki domowe... Ostatni raz rozmawiałam z nią o Ami (czy ktoś jeszcze ją pamięta? :D). Mam nadzieję, że niedługo będę mogła ją odwiedzić. Ona na razie mnie nie może, bo ma w domu małe dziecko, które na dodatek nie jest jej. To dziecko jest jej siostry, lecz, że tak powiem, ono jest nie chciane, ponieważ jej siostra jest na studiach i bardzo zależy jej na skończeniu kierunku. Powiedziała, że "była impreza, alkohol i nic nie pamięta...". No więc, tak czy siak, dzieckiem zajmuje się teraz Aga. Ostatnio się bardzo zmieniła. Nie, nie chodzi mi tutaj o zachowanie, lecz o wygląd, gdyż przefarbowała się. To jest moim zdaniem dziwne, gdyż zawsze powtarzała, że nigdy tego nie zrobi. Ale ja chyba wiem, dlaczego tak zrobiła. Ona jest sama, czego bardzo nie może znieść. Od małego marzyła o tym, żeby zakochać raz i porządnie. Tak, żeby jej pierwszy chłopak był jej mężem. Miała jakiś tam chłopaków, ale to byli tacy tylko na tydzień, góra dwa. Ale powiedziała mi kiedyś, że cieszy się, że jej marzenie spełniło się w mojej postaci. Nie miałam nikogo więcej oprócz Pabla. Czy to jest powód do dumy?  Z jednej strony tak, a z drugiej nie, ale już nie będę rozwijała tego tematu... Może kiedy indziej...

* - to imię dla lalki pożyczyłam z serialu "Sama słodycz".

Opłacało się poczekać? Mam nadzieję, że tak! :D
Jak Wam się podoba? Jestem kompletnie wycieńczona.
Pisałam to i poprawiałam tak starannie, jak chyba nigdy :P.

Dobranoc!
bloggerka

2 komentarze:

  1. Oo jakie fajne spotkanie :D pisakiwnica, taka mała Angie :ddd

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)