poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Sezon 2 - Rozdział 36 - Kwiaty... i czekolada...?

Angie dostaje tajemniczy, romantyczny prezent...
Od kogo? :D
Niedługo się dowiecie! :)
"Przeszłość ewidentnie smuci. Teraźniejszość cholernie przytłacza. Natomiast przyszłość, 
okropnie mnie przeraża..."
(źródło: Likepin.pl)
Dzień, jak co dzień, czyli nudny... Dzisiaj praktycznie nic się nie działo...  Byłam sobie w Studio i prowadziłam lekcję, jak z resztą codziennie. Miałam lekcję prywatną z Violettą. Przygotowywałam ją, do jakiegoś kolejnego projektu Y-Mix'u... Szczerze? Nie przepadam za Y-Mix'em. Sądzę, że to był dobry pomysł, bo nasze Studio się wybiło i w ogóle, ale denerwuje mnie to, że nie idzie w naszej szkole normalnie porozmawiać... Wszędzie te kamery... Jeszcze Marotii... Nie no, ja nic do typa nie mam, ale wszędzie się wtrąca... Jest jak piasek, albo mrówki. Jest dosłownie wszędzie! Gdzie się tylko obejrzę. W pokoju nauczycielskim, w sali do śpiewania, w sali tanecznej, na korytarzu... A nawet w damskiej ubikacji! I nie pytajcie mnie, co on tam robi, bo sama nie wiem. Na dodatek jest strasznie roztrzepany, tak jak kuzyn, ze strony mojego "taty". Nie chodzi mi tutaj o Antonia, tylko pana, który udawał mojego tatę przez wiele lat. Ale stwierdziłam, że mimo to, nie mogę być na niego zła, gdyż przecież sam nie wiedział, że nie jest moim tatą... Żal na mamę, także mnie już przeszedł... A wracając do tego kuzyna... Był on strasznie roztrzepany... Miał na imię Lukas. Nie był dużo starszy ode mnie. Jako dziecko nie lubiłam się z nim bawić, gdyż zawsze bił mnie jakimiś zabawkami, książkami czy jakimiś innymi pierdołami... A gdy mój tata zmarł, straciłam z nim kontakt... Ostatni raz widziałam, go na jego pogrzebie. Jak już wspomniałam, jako dzieci się nie lubiliśmy, lecz jak miałam dwanaście lat zobaczyłam, że jest on dla mnie ważny. Traktowałam go jak brata. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Kiedyś mi nawet powiedział, że gdybyśmy nie byli rodziną, to by się ze mną umówił. Zawsze doradzałam mu w sprawach z dziewczynami. On mi raczej nie. Dlaczego? Nie podobał mi się żaden. I to dziwiło we mnie. "Jak to? Żaden nie jest ładny? Niemożliwe...". A jednak było. Wiem, ciężko w to uwierzyć, ale tak było. Tak do czternastego roku życia. Gdy później spotkałam Pabla na swojej drodze, to się odmieniło, lecz, gdy wiedziałam, że chcę z Nim być, mój "tata" umarł, a kontakt z Lukasem się urwał.* Chciałabym się jeszcze kiedyś z nim zobaczyć, ale będzie ciężko... Nawet nie wiem, gdzie on mieszka... Może kiedyś przez przypadek wejdę na niego na ulicy?
- Angie, co jest? - zapytał ktoś nagle. - Posmutniałaś... Nawet nie zwróciłaś mi uwagi, gdy zafałszowałam śpiewając refren "En mi mundo"... - dopiero wtedy się skapnęłam, że to była Violetta.
- Nic... Myślałam sobie... - odpowiedziałam.
- A o czym, jeśli można wiedzieć?
- O takim moim niby kuzynie, Lukasie... Nie znasz go, a w każdym razie nie pamiętasz, bo byłaś mała, kiedy się ostatni raz z nim widziałaś.
- Bo później tata mnie zabrał z Buenos Aires, tak?
- Można tak powiedzieć... Po pogrzebie twojej mamy, kilka dni później zmarł mój niby tata... Od jego pogrzebu ślad po Lukasie zaginął... A szkoda. Bardzo się lubiliśmy, jako nastolatki. Jako dziecko, on zawsze chciał się bić. - uśmiechnęłam się.
W tej chwili zadzwonił dzwonek, który zakończył moją ostatnią lekcję. Nie chciało mi się wracać do domu, ale musiałam... Wyszłam z klasy, wzięłam swoje rzeczy z pokoju nauczycielskiego i wracałam do domu powolnym, a nawet żółwim, krokiem... Kopałam każdy kamień, każdą szyszkę... Wszystko co stanęło mi na mojej drodze. Niestety, doszłam bardzo szybko do domu... Jakoś tak już po dziesięciu minutach... Gdy weszłam, jak zwykle w domu panował harmider. Plusem było to, że Martina już spała. Pabla jeszcze nie było, ale miałam się go za wcześnie nie spodziewać... Dzisiaj miał jakieś zebranie w Studio, ale stwierdził, że ja nie muszę iść, więc nie poszłam. Edwarda także nie było. Nie mam pojęcia, gdzie on mógł być... Może znalazł sobie jakiś przyjaciół i spędza z nimi czas? Skorzystałam z tej okazji i położyłam się, aby się zdrzemnąć.
- Ooo... Panienko Angie, a nie za dużo miała pani adoratorów w życiu?
- Nie...
- Chwila, niech no ja zliczę... Jeden, dwa, trzy... Wychodzi mi, że była pani z jednym mężczyzną, oprócz niego całowała się pani z dwoma, natomiast kochało się w pani pięciu panów, o których pani wiedziała i... jedenastu, o których pani nawet nie myślała.
- Naprawdę? W życiu by mi to do głowy nie przyszło...
- Tak jest, Angeles. Zbyt dużo chłopaków przez Ciebie cierpiało...
W tej chwili obudził mnie trzask drzwi. Wstałam i zobaczyłam, że był to mój mąż. Trzymał w ręku koszyk pełen kwiatów i słodyczy. Sądziłam, że to był prezent od Niego, dla mnie...
- Dziękuję kochanie! - przytuliłam się do niego i wzięłam koszyk.
Między rzeczami, które się tam znajdowały, była kartka. Jej treść była następująca:
Może Ci się to wydać dziwne,
lecz zakochałem się w Tobie.
To wszystko, co tutaj jest,
jest dla Ciebie.

Nie ważne kto...
I w pierwszej chwili uśmiech mi z twarzy zniknął... To znaczy, że to nie od Niego... Obawiałam się najgorszego... Zerknęłam na minę Pabla... Oznaczała jedno... Mianowicie: kłopoty...
----------------------------------------------------------------------------------
* - tutaj, niektórzy mogą sądzić, że zostali wprowadzeni w błąd, gdyż w którymś rozdziale (aż tyle ich było, że niestety nie pamiętam, w którym! Ale wiem, że w którymś na początku :P) było, że Angie i Pablo poznali się w parku, natomiast w jednorazówce było, że po raz pierwszy spotkali się w Studio. Otóż jednorazówki nie zalicza się do opowiadań, chyba, że jest to powiedziane :).

Taaa... Znowu rozdział dodany w nocy :D.
Sorki, że tak późno, ale się nie wyrabiam.
Niby są rekolekcje, ale jednak czasu mi brakuje, gdyż nadrabiam zaległości w szkolnych zeszytach.
Może się dzisiaj pojawić drugi rozdział, ale to dopiero około godziny 12 (oczywiście w nocy :P).

Dobranoc!
bloggerka

2 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)